Żyła

96 12 1
                                    

Przeciągnąłem się na łóżku wygrzebując się spod ciepłej kołdry, która jeszcze kilka sekund temu chroniła mnie przed chłodnym powietrzem pokoju i pozwalała na kojącą drzemkę.

—Tego mi było trzeba—powiedziałem do siedzącego pod ścianą i wgapionego w telefon Maćka—Regenerujący sen zawsze wskazany—zażartowałem

—Nie wiem, czy cieszyłbym się tak na twoim miejscu. Ta twoja drzemka trwała tak długo, że prawie do dziesiątej. Jutro rano musimy się wymeldować, a ty nawet nie zacząłeś się pakować. Powodzenia stary—Kot uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął nakładać kurtkę.

—Gdzie lecisz, sokole? Nie pomożesz druhowi w niedoli?—zapytałem próbując złapać go na słodkie oczka

—Nie ma takiej opcji. Mówiłem, spakuj się wcześniej, a ty i tak poszedłeś spać, więc na mnie nie licz. No i umówiłem się z Agą, za dziesięć minut przy recepcji. Nie mogę się spóźnić, bo jeszcze się na mnie obrazi i nie zostanie na noc—Sugestywnie poruszył brwiami i już go nie było.

Ciężko westchnąłem widząc rozciągające się wokół mnie morze porozrzucanych koszulek i spodni.

—Przecież ja nie skończę tego do rana! Tu skarpeta, tam bokserki, a w rogu jeszcze pewnie znajdę jakieś maćkowe podkoszulki, których nie znalazł pod stertą moich rzeczy. Chyba się zastrzelę—jęknąłem załamany i przerażony wizją całonocnego sprzątania

Z tego powodu rzuciłem się na łóżko i kolejne dziesięć czy piętnaście minut użalałem się nad swoim beznadziejnym losem. Pogrążając się w rozpaczy w końcu zdecydowałem się ruszyć i podjąć wyzwanie rzucone mi przez los. Już miałem podnosić i składać pierwszy T-shirt, kiedy uświadomiłem sobie, że nie muszę wcale robić tego sam. Szybko chwyciłem z komórkę i wybrałem numer Markusa. Odebrał po kilku sygnałach, które niesamowicie mi się dłużyły.

—No, stary, już mieliśmy wychodzić bez ciebie—zaśmiał się na powitanie Niemiec—Za ile w holu?—konkretnie zapytał

—Jeżeli mi nie pomożecie, to w lecie—westchnąłem ciężko—Dacie radę wpaść i pomóc mi się spakować żebym mógł wyskoczyć z wami na piwo? Proszę?—dodałem nie słysząc odzewu-Stawiam kolejkę

—Dwie i spakujemy cię na cacy w dziesięć minut—postawił warunek Eisenbichler

—Wchodzę w to—oznajmiłem bez zastanowienia

~Jak to dobrze, że wychodzenie z beznadziejnych sytuacji obronną ręką planowałem jeszcze w podstawówce
_____________
Piątek:
W KOŃCU SKOKI! NIE MOGĘ SIE DOCZEKAĆ!
Sobota:
Nienajgorzej, nienajgorzej, wszyscy żyją, chociaż trochę mi się nie podoba konkurs o 11:30
Niedziela:
Super, może odwołajmy, bo z tym wiatrem to wszyscy się pozabijają! Żeby jakąś Eurowizja była ważniejsza...

Opowiadania Zbyt KrótkieWhere stories live. Discover now