Stephan

106 23 10
                                    

Lecicie, sięgacie po marzenia i nagle bum. Wasze dotychczasowe życie legło w gruzach, na dodatek nie z powodu waszej złej decyzji. Znacie to uczucie? Ja właśnie je poznałem.

Leżałem, niczym zwalony na jezdnię przez wichurę pień drzewa, na zimnym śniegu, a moje ciało przeszywał tak ogromny ból, że z oczu mimowolnie popłynęły słone łzy. Miałem wrażenie, że minęła wieczność, odkąd moje kolana dziwnie się wygięły, a ja runąłem z prędkością około stu kilometrów na godzinę nabijając sobie tyle siniaków, że chyba nawet najlepszy matematyk miałby problem z ich zliczeniem, a przybyciem służb medycznych. A może to rzeczywiście była wieczność?

Sam nie byłem w stanie się ruszyć - tak bardzo sparaliżowało mnie ze strachu i wszystkich atakujących mój układ nerwowy impulsów. Dopiero jacyś ratownicy odpięli mi narty, posadzili i pomogli zdjąć gogle, żebym mógł normalnie widzieć wszystko, co działo się dookoła. Powoli odzyskiwałem kontakt ze światem, moje zmysły wracały do normalnego funkcjonowania, a wszechobecna cisza była jeszcze gorsza od tej, która zapadała po upadku zawodnika na normalnych zawodach. Otarłem łzy, które po zdjęciu gogli spłynęły na moje policzki i spróbowałem powstrzymać grymas bólu, aby nie martwić telewidzów czy tych nielicznych ludzi z różnych sztabów zgromadzonych na trybunach.

Nie bardzo rozumiałem, co mówią do mnie ludzie zgromadzeni wokół mnie, więc tylko posłusznie kiwałem lub kręciłem głową i pomogłem przenieść się na podstawione nosze. Kręciło mi się w głowie, ale jakoś udało mi się nie zemdleć i położyć się na plecach, a następnie zsunąć okulary na nos. Oddychałem głęboko, próbowałem nawet liczyć jednorożce, ale w żaden sposób nie mogłem wyeliminować bólu promieniującego na całe ciało.

Kiedy zaczęło do mnie docierać, co właśnie się stało, nie byłem w stanie się hamować. Łączenie faktów szlo mi wyjątkowo opornie, ale nawet w tym stanie potrafiłem dodać dwa do dwóch, a upadek na skoczni i ból w kolnie niestety dość jednoznacznie wskazują na najprawdopodobniejszą kontuzję. Bałem się diagnozy lekarzy jak jeszcze nigdy w życiu, nie wiem nawet czy nie bardziej niż kiedy czekałem na wiadomość o stanie zdrowia babci, która miała podwyższoną temperaturę i duszności.

Ta jedna chwila nieuwagi mogła zniszczyć mnie kompletnie. Niewielu zawodników po zerwaniu więzadeł w kolanie jest w stanie powrócić, a sam powrót nigdy nie jest łatwy. Nawet Gregor, ten wielki Gregor miał problemy żeby zacząć dobrze skakać, więc jaką nadzieję na wysokie wyniki mogę mieć ja, ten, który jako sportowiec osiągnął dużo, ale jednak nie do końca?

Czy miałem jakieś szanse? Na pewno będę musiał próbować, ale czy mi się uda? Przekonamy się za ponad rok, kiedy w końcu będę mógł powrócić na skocznię. Zastanawiałem się, jak uda mi się przetrwać tę mozolną rehabilitację, którą właśnie przechodził Andreas. Byliśmy w stałym kontakcie, więc dokładnie wiedziałem, jak to wszystko się odbywa i szczerze mówiąc, przerażało mnie to. Nie ruszać się przez kilkanaście dni w zupełności? Nie byłem sobie w stanie tego wyobrazić.

Bez słów, ale ze strachem odbijającym się w moich oczach wymieniłem spojrzenia z Markusem, który akurat znalazł się przy zejściu z zeskoku. Widziałem malujące się na jego twarzy współczucie i ból, chociaż nawet on nie mógł sobie wyobrazić, jakie to uczucie. Kiedy mijałem go, ciągnięty na noszach spróbował się uśmiechnąć, co niestety nie bardzo mu się udało, ale i tak podniosło mnie na duchu. Może jednak diagnoza nie będzie dla mnie wyrokiem...?

________________________

Wiem, że jest środa i teoretycznie nic nie powinno się pojawić, ale jestem zła na sędziów i smutna z powodu upadku Stephana chyba nawet bardziej niż z zawalonego sprawdzianu z biologii, więc nie mogłam się powstrzymać i tego nie skomentować.

Przede wszystkim miałam ochotę udusić sędziów za to, że nie obniżają belki. Ja rozumiem, dalekie skoki się fajniej ogląda, ale kiedy Kytosaho, nie ujmując oczywiście nic zdolnościom samego zawodnika, skacze ponad 130 metrów, to chyba wypadałoby obniżyć belkę, nie?

Może ja się nie znam, może jestem przewrażliwiona, ale zastanawiałam się, czy zareagują wcześniej czy dopiero kiedy stanie się jakieś nieszczęście.

Przesyłam też spóźnione życzenia z okazji dnia kobiet, wszystkie jesteśmy piękne po prostu niektórzy zapomnieli odwiedzić okulistę.

I jeszcze na sam koniec życzę zdrówka, pamiętajcie, to nie są ferie (!) jak to dobitnie oświadczył nam dzisiaj dyrektor, uczcie się, bo będzie odrabianie na wakacjach.

I oby ten rower dowiózł nas do końca sezonu bez kolejnych turbulencji

Opowiadania Zbyt KrótkieHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin