Kobayashi & Sato

185 26 13
                                    

Kiedyś nie wiedziałem, kim jest prawdziwy przyjaciel. Znałem od groma ludzi, którzy się za nich uważali, ale kiedy tylko na mojej drodze pojawiały się trudności, oni nagle wyparowywali. Nawet mój rodzony brat często mawiał, że mimo że mnie kocha często ma ochotę po prostu kazać mi się odczepić.

W pewnym wieku zrozumiałem, że wszyscy ludzie mają dość swoich problemów, z którymi czasem nie mogą sobie poradzić, więc dokładanie im jeszcze moich zmartwień byłoby nie w porządku. Zacząłem się izolować, zamknąłem się w sobie, a swoje smutki i żale wylewałem z twarzą ukrytą w poduszce, prawie zawsze zarywając nockę. Chodziłem niewyspany, zmęczony i przytłoczony okropnościami świata, z którymi musiałem sobie radzić bez niczyjej pomocy.

Przed przygotowaniami do jednego z sezonów Pucharu Świata, na zgrupowaniu, poznałem jednak kogoś, kto zupełnie nie pasował do moich stereotypów, które stworzyłem w swojej głowie tak dawno temu. Był tak radosny, jakby nie dotyczyły go problemy tego świata. Jego uśmiech potrafił podnieść na duchu nawet mojego brata, który słynął ze swoich "smutnych min". Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie spotkałem nikogo z tak niesamowitą zdolnością.

Był zupełnie nowy, więc mimo swojego charakteru starał się zachowywać dystans. Tak spokojnego, jak podczas naszego pierwszego zgrupowania nie widziałem go później ani przez sekundę. Już w hotelu, kiedy dowiedział się, że jest ode mnie starszy, przestał skrywać swoje prawdziwe "ja" za maską i z niemal dziecięcą radością próbował poprawić mi nastrój. Cały dzień chodziłem markotny , ponieważ nowy sezon wiązał się z nową porcją zmartwień, kolejnymi nieprzespanymi nocami i karcącymi spojrzeniami Junshiro.

Sato z pewnością to zauważył i cały wieczór starał się zrobić wszystko, żebym tylko nie myślał za dużo. Nawet zmusił mnie do oglądania do pierwszej w nocy jakiegoś meczu z europejskiej ligi. Wtedy myślałem, że go zamorduje - nie dość, że będę miał problem z zaśnięciem, to teraz on marnuje mój cenny czas na zamartwianie się, ale tak na prawdę była to pierwsza o dawna noc, podczas której zasnąłem od razu i nie miałem koszmarów.

Po kilku nocach zwierzeń, kiedy obaj wylewaliśmy swoje żale zostaliśmy przyjaciółmi. Zawsze byłem do dyspozycji Yuikyi kiedy potrzebował pomocy, bo jak się okazało pod pozornie wesołym chłopkiem krył się smutny i zmaltretowany przez życie człowiek.

Obaj wyszliśmy na tym korzystnie. Radosne zachowanie Sato przestało być na pokaz, a jego uśmiech był tak szczery, że nikt nie miałby z nim szans w konkursie na najbardziej rozbrajający uśmiech. Ja też zacząłem się więcej uśmiechać, nabrałem dystansu do siebie i zacząłem lepiej radzić sobie w sporcie.

Pierwsze sukcesy mnie przytłaczały. Z konkursu na konkurs rosła presja, ale dzięki Yukiyi i temu, że pomagał mi powstrzymać zbyt nachalnych dziennikarzy, a w nocy, w pokoju dodawał otuchy ciepłymi słowami, pełnymi bezgranicznej wiary w moje możliwości. Dałem radę tylko dzięki niemu i zawsze miałem wrażenie, że daję mu od siebie za mało. Owszem, mógł mi się wyżalić, ale czułem, że czegoś brakuje. Jakby pod tą warstwą przyjacielskiej miłości kryła się odrobina sportowej zazdrości.

W końcu i on wygrał. Stał na szczycie podium, a ja byłem z niego dumny bardziej, niż ktokolwiek inny. Mój mały, najlepszy przyjaciel w końcu pokaże światu, jak wspaniały jest naprawdę. Już niedługo wszyscy będą się zachwycać talentem Yukiyi Sato, który da radę przyćmić swojego młodszego przyjaciela.

A potem znowu był najlepszy. Zmiótł rywali z planszy, a zamiast cieszyć się ze swojego zwycięstwa podszedł do mnie i zaczął mnie pocieszać. Wiedziałem, że łopsułem i że znowu przeze mnie nie staniemy razem na podium.Byłem smutny i zły, bo z pierwszego miejsca spadłem na piętnaste. Borek nie powinien był puszczać mnie przy takim wietrze, ale Sato nie powinien się tym tak przejmować. To był jego dzień, to jemu pogratulowałem. To jemu dałem tabliczkę czekolady - naszą własną nagrodę dla zwycięzcy. A on i tak pytał mnie, jak się czuję, przytulając mnie mocno i ocierając moje łzy, które przestałem powstrzymywać dopiero w hotelu.

To właśnie znaczy mieć prawdziwego przyjaciela. Który mimo twoich kłopotów, swoich kłopotów, a nawet swoich sukcesów nigdy cię nie opuści i będzie wspierał do samego końca.

____________

Kto wytrwał w oglądaniu skoków? Ja przespałam ostatnią dziesiątkę w drugiej serii i kiedy zobaczyłam wyniki byłam tak nieprzytomna, że przetrawiłam je dopiero rano, hah.

Życzę wam, żeby ten tydzień  był lepszy niż poprzedni, a tym, którzy wciąż mają ferie zazdroszczę tak, że nawet sobie nie zdajecie sprawy.

Opowiadania Zbyt KrótkieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz