Rozdział 50

3.4K 144 26
                                    

Rozglądam się za czymś, czego mogłabym użyć jako broni, ale w pokoju nic nie ma, chyba że udałoby mi się wyciągnąć wieszak z szafy. Wątpię jednak, żeby rebelianci mi na to pozwolili. Jeden z nich ma przy pasku mały pistolet, reszta noże trzyma noże.

- Cholera - odzywa się niski chłopak z brązowymi lokami, rozglądając się po pokoju. Wygląda na to, że albo się mnie tu nie spodziewali, albo w ogóle nie chcieli się tu znaleźć.

Przez kilka sekund nikt się nie rusza, co mnie zaskakuje. Z tego, co wiem o bezfrakcyjnych wynika, że powinnam już nie żyć. Mam niejasne wrażenie, że zamiast być groźnie jest po prostu niezręcznie, zupełnie jak na spotkaniu z przyjaciółmi przyjaciół.

- Czego chcecie? - pytam w końcu. Strach, który czułam w pierwszej chwili zniknął, ustępując miejsca maksymalnemu skupieniu.

Żaden z nich mi nie odpowiada. Najwyższy chłopak z blond włosami jeszcze raz rozgląda się po pokoju.

- Bradley, zerwij zasłony - rozkazuje w końcu brunetowi, który wcześniej przeklinał.

- Mieliśmy niczego nie niszczyć - chłopak w okularach chwyta Bradley'a za ramię.

- Musimy ją ogłuszyć i...

- Mieliśmy też nie krzywdzić kandydatek - protestuje dalej chłopak, mocniej zaciskając palce.

Wysoki, który jest najwyraźniej kimś w rodzaju dowódcy grupy, wzdycha, obrzucając okularnika niechętnym spojrzeniem.

Zerkam w stronę drzwi. Nie mogę tak tu stać i pozwolić im robić co chcą. Może uda mi się dobiec do wyjścia, a wtedy mogłabym kogoś zaalarmować. Nawet jeśli na korytarzu jest więcej rebeliantów miałabym szansę się gdzieś ukryć, a potem znaleźć kogoś...

- I nie wchodzić do pokoi - kiwa głową blondyn. - Ale to zrobiliśmy i teraz musimy z tego wybrnąć, a przypominam ci, że to ja jestem tu najwyższy rangą, Nando.

- Nie nazywaj mnie tak, Knox - Nando mruży oczy.

- Bradley - Konx odwraca się do niższego chłopaka, zaciskając dłonie w pięści. - Pilnuj drzwi.

Blondyn odsuwa się od swoich towarzyszy i zbliża się do mnie szybkim krokiem. Jego postawa nie wskazuje na to, że ma dobre zamiary, chociaż raczej nie zamierza zrobić mi poważnej krzywdy. Spinam się, gotowa uciec w każdej chwili.

- Czego chcecie? - ponawiam pytanie, cofając się o krok. Głos mi nie drży, co mnie zaskakuje, ale równocześnie cieszy.

Chłopak znowu nie odpowiada. Zamiast tego bierze zamach i próbuje uderzyć mnie w bok głowy. Odskakuje do tyłu, pięść rebelianta mija mnie o kilkanaście centymetrów.

- Knox, nie! - woła Nando, robiąc krok do brzodu, ale Bradley chwyta go za ramię.

Mężczyzna nie reaguje. Kolejny cios jest wymierzony w mój brzuch. Chwytam go na przedramie, chcąc się bronić, ale chłopak popycha mnie na ścianę, o którą uderzam tyłem głowy. Przed oczami widzę kilka ciemnych plam.

- Przestań! - Chłopak w okularach w końcu podbiega do nas. Knox, słysząc jego kroki odwraca się do niego, a ja wykorzystuje moment nieuwagi i rzucam się w stronę drzwi. Stojący metr od nich Bradley zagradza mi przejście. Przyjmuje pozycje, jakby zamierzał ze mną walczyć, ale ja nie mogę sobie na to pozwolić. Nie mam szans w bezpośredniej walce, jestem od niego

Usiłuję uskoczyć w prawo, ale brunet chwyta mnie za rękę i mi ją wykręcam. Krzyczę. Nigdy wcześniej nikt mnie nie uderzył i nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji.

Widzę, jak Knox odpycha Nando, którego chyba w tej chwili mogę nazwać sojusznikiem. Chłopak zatacza się i uderza o ścianę szafy. Kiedy się odwraca, z jego nosa cieknie krew.

Queen ✔Where stories live. Discover now