Rozglądam się za czymś, czego mogłabym użyć jako broni, ale w pokoju nic nie ma, chyba że udałoby mi się wyciągnąć wieszak z szafy. Wątpię jednak, żeby rebelianci mi na to pozwolili. Jeden z nich ma przy pasku mały pistolet, reszta noże trzyma noże.
- Cholera - odzywa się niski chłopak z brązowymi lokami, rozglądając się po pokoju. Wygląda na to, że albo się mnie tu nie spodziewali, albo w ogóle nie chcieli się tu znaleźć.
Przez kilka sekund nikt się nie rusza, co mnie zaskakuje. Z tego, co wiem o bezfrakcyjnych wynika, że powinnam już nie żyć. Mam niejasne wrażenie, że zamiast być groźnie jest po prostu niezręcznie, zupełnie jak na spotkaniu z przyjaciółmi przyjaciół.
- Czego chcecie? - pytam w końcu. Strach, który czułam w pierwszej chwili zniknął, ustępując miejsca maksymalnemu skupieniu.
Żaden z nich mi nie odpowiada. Najwyższy chłopak z blond włosami jeszcze raz rozgląda się po pokoju.
- Bradley, zerwij zasłony - rozkazuje w końcu brunetowi, który wcześniej przeklinał.
- Mieliśmy niczego nie niszczyć - chłopak w okularach chwyta Bradley'a za ramię.
- Musimy ją ogłuszyć i...
- Mieliśmy też nie krzywdzić kandydatek - protestuje dalej chłopak, mocniej zaciskając palce.
Wysoki, który jest najwyraźniej kimś w rodzaju dowódcy grupy, wzdycha, obrzucając okularnika niechętnym spojrzeniem.
Zerkam w stronę drzwi. Nie mogę tak tu stać i pozwolić im robić co chcą. Może uda mi się dobiec do wyjścia, a wtedy mogłabym kogoś zaalarmować. Nawet jeśli na korytarzu jest więcej rebeliantów miałabym szansę się gdzieś ukryć, a potem znaleźć kogoś...
- I nie wchodzić do pokoi - kiwa głową blondyn. - Ale to zrobiliśmy i teraz musimy z tego wybrnąć, a przypominam ci, że to ja jestem tu najwyższy rangą, Nando.
- Nie nazywaj mnie tak, Knox - Nando mruży oczy.
- Bradley - Konx odwraca się do niższego chłopaka, zaciskając dłonie w pięści. - Pilnuj drzwi.
Blondyn odsuwa się od swoich towarzyszy i zbliża się do mnie szybkim krokiem. Jego postawa nie wskazuje na to, że ma dobre zamiary, chociaż raczej nie zamierza zrobić mi poważnej krzywdy. Spinam się, gotowa uciec w każdej chwili.
- Czego chcecie? - ponawiam pytanie, cofając się o krok. Głos mi nie drży, co mnie zaskakuje, ale równocześnie cieszy.
Chłopak znowu nie odpowiada. Zamiast tego bierze zamach i próbuje uderzyć mnie w bok głowy. Odskakuje do tyłu, pięść rebelianta mija mnie o kilkanaście centymetrów.
- Knox, nie! - woła Nando, robiąc krok do brzodu, ale Bradley chwyta go za ramię.
Mężczyzna nie reaguje. Kolejny cios jest wymierzony w mój brzuch. Chwytam go na przedramie, chcąc się bronić, ale chłopak popycha mnie na ścianę, o którą uderzam tyłem głowy. Przed oczami widzę kilka ciemnych plam.
- Przestań! - Chłopak w okularach w końcu podbiega do nas. Knox, słysząc jego kroki odwraca się do niego, a ja wykorzystuje moment nieuwagi i rzucam się w stronę drzwi. Stojący metr od nich Bradley zagradza mi przejście. Przyjmuje pozycje, jakby zamierzał ze mną walczyć, ale ja nie mogę sobie na to pozwolić. Nie mam szans w bezpośredniej walce, jestem od niego
Usiłuję uskoczyć w prawo, ale brunet chwyta mnie za rękę i mi ją wykręcam. Krzyczę. Nigdy wcześniej nikt mnie nie uderzył i nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji.
Widzę, jak Knox odpycha Nando, którego chyba w tej chwili mogę nazwać sojusznikiem. Chłopak zatacza się i uderza o ścianę szafy. Kiedy się odwraca, z jego nosa cieknie krew.
YOU ARE READING
Queen ✔
FanfictionTrzecie miejsce w konkursie Seventeeners2018 w kategorii "Nasi Idole Też Są Ludźmi", czyli ff. Rozdziały 1 - 50 zostały poprawione. * * * Beatrice żyje w społeczeństwie podzielonym na pięć frakcji. Nie pasuje do własnej, ale nie może nic na to pora...