Rozdział 5

3.7K 157 30
                                    

W samochodzie siedzę pomiędzy Susan a Marthą, naprzeciwko Jane i Debbi. Kontem oka zauważam, że Jane udało się skądś wytrzasnąć kosmetyki - ma pomalowane rzęsy, a na ustach wyraźną, różową szminkę. Debbi patrzy na nią ze źle skrywaną zazdrością.

Przez chwilę w samochodzie panuje pełna napięcia cisza, której nigdy nie odczułam w towarzystwie członków swojej frakcji. Teraz jednak w jednym samochodzie zamknięto pięć dziewczyn, które wkrótce zaczną się starać o względy tego samego chłopaka. Nie wiem zbyt wiele o sztuce uwodzenia, ani o tym, do czego mogą się posunąć kandydatki, które wiedzą, ale domyślam się, że to jedno z najgorszych rozwiązań, jakie można było wymyślić.

- Jak się czujesz? - pyta uprzejmie Susan.

Wzruszam ramionami. Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi, a ja nie jestem zbyt otwarta.

- Dobrze - kłamię. - A ty?

- Trochę się denerwuję.

- Chyba jak każda - wtrąca Martha.

Podróż potrwa niecałą godzinę, ale ja nie mam ochoty uczestniczyć w uprzejmej wymiania zdań Altruistek. Poza tym jeszcze nie minęło południe, a już wydarzyło się więcej nowych rzeczy, niż przez ostatnie parę lat. Może nie licząc zeszłego tygodnia.

Odchylam głowę do tyłu i udaję, że zasnęłam. Dzięki temu nie muszę wymyślać odpowiedzi na pytania, których nigdy sobie nie zadawałam, na przykład: Jaki jest ulubiony kolor Tobiasa? Nie wiem, nie pamiętam, nic mnie to nie obchodzi.

A może powinno?

Mam wrażenie, że mineło zaledwie kilka sekund, od momentu, kiedy zamknęłam oczy, do chwili gdy Susan potrząsa moim ramieniem. Samochód już się zatrzymał i pozostałe dziewczyny właśnie wysiadają.

Uśmiecham się do dziewczyny i również wysiadam. Przed wejściem do pałacu czeka mnóstwo ludzi z różnych frakcji, niektórzy wykrzykują imiona kandydatek, inni trzymają transparenty z ich imionami. Kilka metrów przed nami idą dziewczyny z Serdeczności, Erudycji i Prawości. Te pierwsze rozpoznaję po szerokich uśmiechach, te drugie po okularach. Prawe niczym się nie wyróżniają, podobnie jak my, ale nie mają tatuaży, czego spodziewałabym się po Nieustraszonych, mają rozpuszczone włosy i makijaż, czym z kolei różnią się od nas.

Wychodzi na to, że nieważne, jak bardzo chcianoby nas do siebie upodobnić, to i tak jest niemożliwe.

Debbi i Jane zaczynają ochoczo machać do ludzi, ja się tylko uśmiecham. Nie lubię, kiedy wszyscy na mnie patrzą, nawet jeśli tak naprawdę uwaga skupiona na naszej grupie jest najmniejsza. Jako kandydatki z Altruizmu budzimy cieszymy się najmniejszym zainteresowaniem, transparenty z naszymi imionami można by policzyć na palcach u rąk.

Kiedy znajdujemy się wreszcie w pałacowym holu, zakrywam usta ze zdumienia. Korytarze są ogromne, bogato zdobione, z wielkimi oknami. Bez względu na to, z jakim nastawieniem człowiek znajdzie się w środku musi przyznać jedno - tu jest po prostu pięknie.

Przynajmniej z punktu widzenia oczu.

- Niesamowite - mówi jedna z dziewczyn. Z tego co pamiętam to Christina, z Prawości. Trudno się z nią nie zgodzić, zwłaszcza, jeśli całe życie mieszkało się w skromnym, małym domu, gdzie wszystko było szare.

- Witajcie - za nami rozlega się głos, który na pewno już kiedyś słyszałam.

Odwracam się. Kilka metrów przed nami stoi kobieta w czarnej, prostej sukni. Wygląda na Nieustraszoną, ale nie do końca. Cały personel pałacowy może ubierać ubrania w każdym kolorze, niezależnie od frakcji, ale pewne cechy pozostają, na przykład tatuaż na karku kobiety. Z tego miejsca nie widzę, co przedstawia.

Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz