Rozdział 7

3.3K 147 34
                                    

Następnego dnia rano budzą mnie pokojówki. Jestem przyzwyczajona do wstawania wcześnie, ale w domu nie mam tak miękkiego łóżka, dlatego w pierwszej chwili zamiast wstać, wtulam twarz w poduszkę.

- Panienko - Allie potrząsa moim ramieniem. - Śniadanie jest za godzinę. Musi panienka wstać.

Wzdycham, ale w końcu podnoszę się do pozycji siedzącej. Jo stoi w łazience i nalewa jakiegoś płynu do wanny, a Hana przegląda sukienki w szafie.

- Czy panienka myślała nad strojem na dziś? - odzywa się główna pokojówka.

Czuję się jak kompletna idiotka, kiedy moja pierwsza myśl brzmi: A powinnam?

Wstaję i podchodzę do szafy. Dziwnie się czuję, stojąc w towarzystwie całkiem obcych dziewczyn w koszuli nocnej, ale chyba nie mam wyjścia. To cud, że pozwoliły mi ją wczoraj samodzielnie założyć.

- Em... Nie. Chciałabym tylko, żeby to nie było nic zbyt wyszukanego - odpowiadam, a po chwili zastanowienia dodaję - Możecie mi mówić Beatrice.

- To sprzeczne z zasadami - odpowiada Hana. - Nie wypada.

- No tak - bąkam. Nie mam zamiaru się z nią kłócić, chociaż to jest według mnie absurdlane.

Jeszcze dwa tygodnie temu byłam zwykłą Altruistką. Dziś jestem zwykłą Altruistką, którą można zobaczyć w telewizji.

Allie wyciąga z szafy kolejną bladoróżową, która co prawda sięga ziemi, ale zamiast rękawów ma tylko szerokie ramiączka. Patrzę na nią przez chwilę.

Czy tu wszysko jest różowe, czy to tylko świat się na mnie uwziął?

- Będzie panienka świetnie wyglądać - zapewnia mnie Jo wchodząc do pokoju. - Kąpiel gotowa.

- Dziękuję - kiwam jej głową, a potem uśmiecham się do Allie i przyjmuję od niej suknię, po czym ruszam do łazienki.

Zamykam za sobą drzwi i zanurzam się w gorącej wodzie aż po szyję.

Wczoraj wieczorem Jo, Allie i Hana chciały mi pomóc w kąpieli, ale zdecydowanie odmówiłam. Potrafię się sama wykąpać.

Zastanawiam się, czy tak postrzegają  nas ludzie spoza Altruizmu - grupa natrętów chcących nieść pomoc wszystkim w każdej sprawie. Teraz rozumiem, dlaczego niektórzy patrzą na nas z niechęcią, chociaż wiem, że zarówno Altruizci, jak i moje pokojówki, mają jak najlepsze intencje.

Wychodzę z łazienki i zerkam na suknie. To tylko ramiona, powtarzam sobie. Tylko ramiona.

- Czy byłybyście tak miłe i dały mi jakiś... szal? Na ramiona? - zwracam się do czekających w sypialni dziewczyn, a po sekundzie dodaję - Proszę.

Allie ochoczo rusza do szafy i podaje mi biały, błyszczący szal.

- Dziękuję.

Dziwnie się czuję, wydając im polecenia. Wolałabym, żeby po prostu wyszły i pozwoliły mi się samej ubrać, umyś i uczesać.

Jednak kiedy mam już na sobie suknię (którą założyłam sama), pozwalam im pomalować mi paznokcie takim samym lakierem, jak wczoraj i niemal idealnie odtworzyć wczorajszy makijaż, chociaż kosmetyki sprawiają, że czuję się, jakbym miała brudną twarz.

- Panienka zostawiła to wczoraj w przebieralni - informuje mnie Allie, podając mi jakiś przedmiot.

Wyciągam do niej rękę, a na mojej dłoni ląduje srebrna broszka, którą dostałam od mamy. Nie wierzę, że mogłam o niej zapomnieć, nawet podczas tak zwariowanego dnia.

- Dziękuję - zapewniam ją żarliwie, po czym przypinam ozdobę do swojego dzisiejszego stroju.

W końcu przychodzi pora na włosy, więc Allie i Hana wychodzą z pokoju, zostawiając mnie samą z Jo, której entuzjazm jest prawie zaraźliwy.

Prawie.

- Pozna panienka dzisiaj księcia, denerwuje się panienka?

Uśmiecham się lekko, chociaż nie mam ochoty o tym rozmawiać. Właściwie nie mam ochoty na nic, poza ukryciem się gdzieś przed wszystkimi.

- Właściwie to nie. To tylko chłopak.

- Bardzo przystojny chłopak - chichocze Jo. - Nie uważa panienka?

Czuję, że się lekko rumienię, chociaż słowa, które po chwili wypowiadam, są całkowicie zgodne z prawdą.

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

Kiedy wracają pozostałe pokojówki rozmowa się urywa, a ja zamykam oczy, żeby nie widzieć zaskoczonej miny Jo.  Skupiam się na grzebieniu  w moich włosach, wyobrażam sobie, że to mama mnie czesze, podczas gdy ja siedzę na stołku przed naszym jedynym lustrem. To pozwala mi się uspokoić.

Równocześnie myślę o Tobiasie. Jaki jest? Spotkam go za niecałą godzinę, ale jak będzie wygladać to spotkanie? Porozmawia ze wszystkimi kandydatkami naraz czy z każdą osobno? Nawet jeśli znajdzie czas na to drugie, to rozmowa potrwa góra kilka minut. To nie wystarczy, żebym "poznała księcia". Najwyraźniej wymienimy kilka nieistotnych uwag.

Co może będzie nawet lepsze, bo nie jestem przekonana, czy chcę, żeby ktokolwiek poznawał mnie.

- Gotowe - Jo ułożyła moje włosy wokół twarzy. To dziwne. Mogłoby się wydawać, że rozpuszczone włosy to po prostu rozpuszczone włosy. Ale teraz są idealne, gładkie i lśniące, jak nigdy wcześniej.

- Dziękuję - powtarzam, po czym wstaję i podchodzę do drzwi. - Do zobaczenia później.

- Powodzenia, panienko - odpowiadają chórem.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że widok pustego korytarza nie przyniósł mi ulgi. Schodzę na pierwsze piętro, gdzie czekają już Susan i Martha, a także kilka dziewczyn z innych frakcji, ale wciąż jest nas dość mało.

- Cześć - witam się z dziewczynami z mojej frakcji.

Susan uśmiecha się do mnie, ale nie odpowiada zaskoczona czymś, co zobaczyła za moimi plecami.

Odwracam się. Po schodach schodzą Debbi i Jane. Debbi założyła zieloną suknię, złoty naszyjnik, a Jane granatową suknie i perły.

Wymieniam z Susan zaskoczone spojrzenia. Ja nie założyłam żadnej biżuterii, a ona ograniczała się do srebrnego łańcuszka z wisiorkiem w kształcie litery S.

- Cześć - Debbi posyła nam promienny uśmiech złożony ze sporej ilości czerwonej szminki.

- H-hej - jąka się Susan. Nie dziwię się, że jest zaskoczona. Niewiele brakuje, a niepoznałabym tych dziewczyn.

Kiedy wszystkie kandydatki są już w holu zjawia się Tori i prowadzi nas do Komnaty Dam, z której zniknęły wszystkie lustra i fotele, a w ich miejsce pojawiły się okrągłe stoliki i eleganckie krzesła.

- Najpierw zapoznam was z zasadami etykiety, obowiązującymi podczas posiłków. Dopiero kiedy je zrozumiecie będziecie mogły porozmawiać z księciem - oznajmia kategorycznym tonem.

Rozlegają się nerwowe szepty. Zupełnie jakby nie można było wytrzymać bez jedzenia głupich piętnastu minut.

- Dziewczęta, proszę o ciszę. Usiądźcie.

Siadam przy jednym stoliku z kandydatkami z Altruizmu, ponieważ przy każdym stole jest pięć krzeseł. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pozbędziemy się podziałów.

Szybko okazuje się, że w pałacu nic nie jest proste, a pierwsza lekcja prawdopodobnie potrwa trochę dłużej, niż zakładałam. Przy moim talerzu leży chyba pięć widelców, stoją cztery kieliszki...

- Kiedy przejdziecie do deseru... - Tori kontynuuje szczegółową instrukcję obsługi talerza, ale ja się wyłączam. Bardzo się staram, ale już teraz nie pamiętam, do czego służył ostatni z kieliszków. Zamiast się skupić rozglądam się po sali i wtedy go zauważam.

Stoi oparty o framugę, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

Tobias Eaton.

Queen ✔Donde viven las historias. Descúbrelo ahora