Rozdział 26

2.9K 152 41
                                    

Czuję, że moja suknia jest na mnie zbyt ciasna. Nie tylko suknia, całe moje ciało zostało stworzone dla kogoś innego, a ja jestem w nim uwięziona.

Jak w amoku wpadam do sypialni i proszę dziewczyny, żeby pomogły mi się przygotować do snu, a potem zostawiły mnie samą. Są trochę zdziwione, w końcu jest jeszcze wcześnie, ale nie protestują. Pomagają mi we wszystkim, krążą wokół mnie, ale ja ich nie widzę. Przed oczami cały czas mam zielone oczy i brązowe włosy brata.

Gdy w końcu zostaję sama, kładę się na łóżku i chowam się cała pod kołdrą, wciskając twarz w poduszkę.

Caleb. Co będzie, jeśli zostanie wcielony do armii? Co się z nim stanie i jak szybko się o tym dowiem?

Zaczynam płakać ze zdenerwowania i bezradności. To nie jest smutek - to rozpacz. Nie wyobrażam sobie, że któregoś dnia miałabym się obudzić ze świadomością, że jego nie ma. Nie tak jak tutaj, kiedy jestem daleko od niego i nie mogę liczyć na brata tak jak wcześniej. Gdyby zupełnie zniknął, gdybym nigdy więcej nie mogła go zobaczyć i z nim porozmawiać... Już samo myślenie o tym sprawia mi niemal fizyczny ból.

Taki sam, jaki wywołuje myślenie o Tobiasie. Chłopaku, na którym rzekomo zrobiłam wrażenie, chociaż miał do wyboru dwa tuziny innych dziewczyn. Nie wiem, co mam o nim teraz myśleć. Polubiłam go, może nawet zaczęło mi na nim trochę zależeć. Ale teraz, po dzisiejszym Biuletynie...

Okłamał całe miasto. Nawet jeśli w porównaniu do innych ataków ten można uznać za nieszkodliwy, to dlaczego określił go mianem "szturmu na pałacowe mury"? Rebelianci wdarli się do środka, dzieliło nas od nich tylko kilka metrów.

Dla czegoś takiego nie ma logicznego wytłumaczenia.

W dodatku podczas naszej dzisiejszej rozmowy nawet nie wspomniał o poborze, a przecież wie, że mam brata. Chyba, że jest tak zajęty sprawami Chicago, że wyleciało mu to z głowy, co w sumie jest bardzo prawdopodobne.

Nie mam pojęcia, jak długo przewracam się w pościeli. W końcu kończą mi się łzy, ale dalej się trzęsę, ściskając z całych sił skrawek kołdry.

Nagle słyszę pukanie do drzwi. Zamieram, ale się nie odzywam. Może jeśli udam, że mnie nie ma albo że śpię, to dadzą mi spokój.

Pukanie nie ustaje, ale ja wciąż siedzę pod kołdrą, aż w końcu milknie. Oddycham z ulgą. Nie chcę teraz z nikim rozmawiać. W dodatku na pewno widać, że płakałam, a to tylko kolejny powód, dla którego lepiej się nikomu nie pokazywać.

Powoli uspokajam oddech. Muszę wziąć się w garść. Nie mogę pozwolić, żeby wszyscy uznali mnie za niepoczytalną z powodu chwilowej słabości.

Po chwili czuję, że ktoś siada tuż obok mnie na łóżku. Jestem tym tak zaskoczkna, że momentalnie drętwieją mi wszystkie kończyny, nie jestem stanie się ruszyć.

Zamykam oczy.

- Beatrice - odzywa się cicho Tobias. - Nie możesz tutaj wiecznie siedzieć. Nie było cię na kolacji. Chciałem się upewnić, że wszystko u ciebie w  porządku.

To wyrywa mnie z otępienia. Siadam tak gwałtownie, że momentalnie zaczyna mi się kręcić w głowie. Tobias odskakuje do tyłu, żebym w niego nie uderzyła. Przez sekundę mam wrażenie, że zaraz stracę przytomność, ale kiedy tylko to uczucie mija, wstaję z łóżka i podchodzę do księcia.

- Ojej, martwiłeś się o mnie? - wybucham. - Pozwól zatem, że cię oświecę. Nie jest w porządku! Właśnie okłamałeś całe miasto, na temat bezpieczeństwa, a mi nawet słowem nie wspomniałeś o poborze. Więc nie, nie jest w porządku!

Chłopak patrzy na mnie przez chwilę, na jego twarzy zdziwienie miesza się ze strachem.

- Beatrice... - zaczyna z wyraźnym wahaniem. - Posłuchaj... um... Beatrice?

- Czego chcesz? - warczę. Nie wiem, skąd bierze się we mnie tyle odwagi, biorąc pod uwagę, że...

- Jeśli chcesz na mnie wrzeszczeć, w porządku. Ale łatwiej będzie mi przyjąć twoje obelgi z godnością, jeśli będziesz miała na sobie coś więcej, niż koszulę nocną.

...biorąc pod uwagę, że jestem pół naga.

- Odwróć się - rozkazuję, czując gorąco na policzkach. Kiedy Tobias wykonuje polecenie podchodzę do szafy i zakładam na siebie szlafrok. - Już.

Chłopak odwraca się z powrotem, a ja nagle uświadamiam sobie, jak wygląda moja sytuacja. Ja, nic nie znacząca dziewczyna z Altruizmu, ubrana w koszulę nocną i szlafrok; on - następca tronu, ubrany w nieskazitelny garnitur. I to ja na niego wrzeszczę. Absurd.

Niebezpieczny absurd.

- Beatrice - zaczyna znowu Tobias. - Wiem, że to co powiedziałem miało niewiele wspólnego prawdą. I pewnie domyślasz się, że to nie był pierwszy raz. 

Ostrożnie kiwam głową.

- Ale to jest konieczne. Mniej więcej właśnie na tym polega polityka. Nienawidzę kłamców, ale...

- Ale sam nim jesteś - kończę za niego, zanim zdołam się powstrzymać.

Książę opuszcza ręce, zupełnie, jakby ktoś spuścił z niego powietrze.

- To polityka - powtarza. - Jeśli zostaniesz tutaj jeszcze przez jakiś czas sama zrozumiesz, że prawda nie zawsze jest tym, czego ludzie potrzebują i co chcą usłyszeć.

Dziwię się, kiedy stwierdzam, że jego słowa mnie zabolały. Jeśli zostanę tu jeszcze przez jakiś czas... A może ja wcale nie chcę tu zostawać? Mam ochotę wykrzyczeć mu to pytanie w twarz, ale wtedy w mojej głowie pojawia się kolejne.

A może on już mnie tu nie chce?

Ogarnij się, nakazuję sobie. Nie o tym teraz rozmawiacie.

- A skąd ty możesz wiedzieć, co ludzie chcą usłyszeć? - pytam zamiast tego, skupiając się na tym, żeby mój głos był spokojny.

Tobias opiera ręce na biodrach i wzdycha.

- Jestem człowiekiem. Takim samym jak ty. Osobiście wolę słyszeć, że ataki rebeliantów są nieszkodliwe, niż że zagrażają stabilności miasta. To by mnie przeraziło i jestem pewien, że innych też.

Serce zaczyna mi szybciej bić. 

- Jest aż tak źle?

- W innym razie nie organizowalibyśmy poboru.

Opuszczam wzrok, czując przypływ wyrzutów sumienia z powodu swojego wybuchu, ale też kolejną falę strachu o brata.

- Hej - Kiedy znowu na niego spoglądam orientuję się, że stoli o wiele bliżej, niż wcześniej. - Nie martw się o Caleba - mówi cicho. - Nie wiesz, czy będzie musiał brać udział w walkach, a nawet jeśli, to da sobie radę.

- Skąd wiesz? - pytam, bo na prawdę chcę wiedzieć. Skąd on może mieć taką pewność, skoro nawet go nie zna? Nigdy go nie spotkał.

- Jest twoim bratem - odpowiada z lekkim uśmieszkiem. - A ty byś sobie poradziła.

Po tych słowach całuje mnie lekko w czoło. Po całym moim ciele rozlewa się cudowne ciepło, przymykam na chwilę oczy.

- W porządku? - pyta, a ja kiwam głową. - Zostawić cię samą? - Kolejne skinienie. - Dobrze.

Odsuwa się ode mnie i podchodzi do drzwi. W pierwszej chwili chcę go znów do siebie przyciągnąć, ale to byłoby głupie. Chłopak spogląda na mnie jeszcze raz, jakby chciał się upewnić, że nie rozpłacze się zaraz po jego wyjściu, po czym zamyka za sobą drzwi.

Kiedy znowu zostaję sama uśmiecham się lekko, wciąż czując ciepło w miejscu, gdzie jego usta dotykały mojej głowy. Po chwili jednak zaczynam odczuwać dużo większy niepokój, niż przed rozmową z Tobiasem.

Nie martw się o Caleba.

Czy w którymś momencie naszej znajomości wspomniałam, jak mój brat ma na imię?

Queen ✔Where stories live. Discover now