Rozdział 35

2.6K 139 11
                                    

Wpadam wkurzona do pokoju i zatrzaskuję za sobą drzwi. Udało mi się opanować przy Nicie, ale ta dziewczyna wkurza mnie do tego stopnia, że w którymś momencie muszę odreagować.

Uspokajam się dopiero po chwili, kiedy zauważam moje pokojówki. Wszystkie trzy siedzą na krzesłach i szyją jakąś suknię. Kiedy tylko mnie widzą, od razu chowają ją do kartonowego pudełka.

Chcę coś powiedzieć. Zamierzam je natychmiast przeprosić, ale nagle wszystkie trzy wstają i dygają przede mną.

- Panienko - wita mnie Hana.

Nie, nie, nie.

Nie potrafię nawet opisać, jak bardzo boli mnie ten gest. Tak długo tłumaczyłam im, że jestem taka sama jak one, że nie ma między nami żadnych różnic. Ale czy sama nie pokazałam im dzisiaj, jak bardzo się różnimy? Nie zasługuję na ich przyjaźń.

A mimo to postaram się ją odzyskać.

- H-hej - udaje mi się wydukać. - Posłuchajcie, chciałam...

- Mamy dla panienki list - Hana sięga po dwie kartki papieru leżące na biurku i podaje mi je.

Ręce mi opadają, ale po chwili bez słowa przejmuję od niej listy i odczytuję słowa zapisane w pierwszym.

Spotkajmy się w oranżerii za piętnaście minut.

Tobias

Odkładam list z powrotem na biurko. Przed przyjazdem tutaj radzono mi nigdy nie odmawiać Tobiasowi, ale nie jestem jeszcze gotowa na spotkanie z nim. Najpierw muszę ochłonąć i przynajmniej częściowo mu wybaczyć.

Drugi list jest od rodziców. Wyjaśniają w nim, że Caleb został wcielony do wojska, ale nie wiedzą, do jakiej dokładnie jednostki. Na końcu piszą, że chcieli mnie w ten sposób ostrzec, żebym nie dowiedziała się o tym w jakiś nieodpowiedni sposób. Nie zamierzam im mówić, że niestety im się to nie udało.

Nagle słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się i widzę Jo, która zatrzymuje się z ręką na klamce. Kiwam głową na znak, że może otworzyć, a w progu pojawia się nieco zagubiona twarz Caleba.

- Bea... - chłopak zerka na moje pokojówki. - Lady Beatrice.

- Wejdź - mówię, rozdarta między chęcią rzucenia mu się na szyję, a wyrzucenia go z pokoju. Chciałabym móc wyjaśnić sobie parę spraw z Allie, Jo i Haną, ale najwyraźniej to musi zaczekać.

- Ja też mogę? - Tuż obok ramienia mojego brata pojawia się znajoma, uśmiechnięta twarz.

- Peter! - uśmiecham się szeroko, zaskoczona jego wizytą. - Pewnie. - Odwracam się do pokojówek. - Mogłybyście nas zostawić? Proszę?

Staram się przekazać im jakoś, że to nie jest rozkaz, ale nawet jeśli zrozumiały, nie pokazują tego po sobie.

- Oczywiście - Hana dyga i kieruje się w stronę drzwi. - Panienko - dodaje z naciskiem.

Pozostałe dziewczyny robią to samo, a kiedy tylko zostajemy w pokoju w trójkę wzdycham ciężko, przykładając dłoń do czoła.

- W porządku? - pyta Caleb i siada na krześle obok biurka. Peter odrobinę niepewnie odwraca drugie krzesło oparciem do mnie i siada na nim okrakiem. Jedną rękę ma na temblaku.

- Pewnie. Po prostu... Kiedyś wszystko było prostsze - wzruszam ramionami. - Jak ci się podoba w pałacu? - zmieniam temat.

- W sumie czuję się tu lepiej niż w Altruizmie - odpowiada, a ja wytrzeszczam oczy. - Chodzi mi o to, że tutaj przynajmniej coś się dzieje, poznałem nowych ludzi, między innymi Petera, który, kiedy tylko usłyszał, że idę z tobą pogadać, zgłosił się jako ochotnik, żeby mnie zaprowadzić. Aha, no i jestem bliżej ciebie.

Queen ✔Where stories live. Discover now