Rozdział 41

2.6K 126 27
                                    

- Wrócę po północy - mówię do swoich pokojówek następnego dnia wieczorem. - Nie czekajcie na mnie.

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - pyta Hana.

Allie podaje mi granatową sukienkę do kolan, z rękawami trzy czwarte z koronki. Jest trochę zbyt obcisła i nie podoba mi się pomysł odsłonięcia połowy nóg, ale ciężko byłoby mi tańczyć w sukni do ziemi, że nie wspomnę o składaniu się przez pół pałacu.

- Nie - odpowiadam i zdejmuję sukienkę z wieszaka. - Ale nie wybaczę sobie, jeśli nie spróbuję.

Jo podkreśla moje oczy kredką do oczu, a potem zabiera się do rozczesywania moich włosów.

- Mam nadzieję, że cię nie złapią - mówi blondynka. - Im dłużej będziesz w Eliminacjach, tym lepiej.

Nie odpowiadam, ale kiwam głową. Tak wiele czynników ma wpływ na to, że tu jestem. Uczucia Tobiasa, moje własne uczucia, moje zdolności i poparcie społeczeństwa. Nie chcę teraz myśleć o tym, jak długo potrwa ten stan rzeczy, narazie chcę się po prostu cieszyć z dzisiejszego dnia.

Jestem tu.

Kiedy w końcu jestem gotowa staję przed lustrem i czuję ukłucie żalu. Nie chodzi o to, że źle wyglądam - wyglądam świetnie, oczywiście na tyle, na ile to jest możliwe. Chociaż pewnie pozostałe będą wyglądać dużo lepiej...

Żałuję , że Tobias mnie takiej nie zobaczy. Nigdy wcześniej nie wyglądałam tak... sama nie wiem, jak to nazwać.

- Wyglądasz super - zapewnia mnie Jo, ale ja czuję, że to nie jest odpowiednie słowo. "Super" wydaje się być zbyt... płytkie.

- Dzięki - odwracam się do nich, odrobinę zawstydzona tym, że tak długo gapię się na własne odbocie. - Śliczna sukienka - zapewniam je.

- Lepiej już idź - Hana zerka na zegarek. - Nie macie zbyt dużo czasu.

Kiwam głową. Wskazówki Caleba uwzględniały też warty gwardzistów i chociaż niektórzy z nich wiedzą o imprezie i nie zatrzymają nas w razie wpadki, część nie zostałaby zaproszona, nawet gdyby nie mieli w tym czasie zmiany, co oznacza, że nie jest godna zaufania. Musimy być ostrożne.

- Do zobaczenia - uśmiecham się do nich na pożegnanie, już teraz czując przyśpieszone bicie serca. Na korytarzu czekają już na mnie Lynn, Cara i Nicole. Ta ostatnia jest zdecydowanie bardziej wystrojona niż ja, przefarbowała nawet końcówki włosów na intensywną czerwień; z jej naturalnym rudym kolorem takie połączenie wygląda dziwnie. Cara założyła skromną, błękitną sukienkę, ale mój wzrok najbardziej przyciąga Lynn, która wytrzasnęła skądś spodnie i czarną garsonkę.

- Hej - mówię cicho, a one tylko kiwają mi głowami. Kiedy wypełniałam formularz nawet nie przyszło mi do głowy, że znajdę się w takiej sytuacji i to tylko po to, żeby przez kilka godzin móc się dobrze bawić.

W ciągu minuty zjawiają się Christina, Marlene i Lacey. Szybko schodzimy na parter, uważając, żeby nie wpaść na żadnego ochroniarza. Musimy zatrzymywać się na każdym zakręcie i wyglądać za róg, żeby się upewnić, że jest bezpiecznie.

- Jesteś pewna, że uda ci się dojść na miejsce? - upewnia się Lacey, kiedy spoglądam w korytarz na parterze.

Obrzucam ją poirytowanym spojrzeniem. Lacey należała do osób, które nie wstydziły się wyrazić własnego zdania, nawet jeśli nie miało sensu albo lepiej by było, gdyby, zachowała je dla siebie. Zawsze częstowała też wszystkich drobnymi uwagami, które niekoniecznie miały coś sugerować, ale zazwyczaj krył się w nich jakiś rodzaj pogardy.

- Nie jestem idiotką - odpowiadam warkliwie.

- Ja tylko... - dziewczyna wygląda a odrobinę zmieszaną.

- Cicho - upomina nas Lynn, za co jestem jej wdzięczna.

Ruszamy korytarzem w stronę Komnaty Dam. Nie jest jeszcze zbyt późno i nasza obecność tutaj nie wydaje się nikomu podejrzana, ale i tak musimy uważać. Mijająca nas służba kiwa nam głowami, a potem idzie dalej. Nie widać żadnego gwardzisty, zgodnie z tym, co udało się ustalić Calebowi.

Kilka metrów od Komnaty Dam znajdujemy otwarte drzwi do jednej z sal. Według mojego brata powinnyśmy móc przejść przez komnatę i wyjść w zupełnie innej części pałacu. Otwieram drzwi i czekam, aż wszystkie dziewczyny wejdą do środka i dopiero wtedy sama przechodzę przez próg. Nikt nas nie zatrzymuje.

- Myślałam, że będzie gorzej - odzywa się Marlene, rozglądając się po niemal pustej sali.

- Będzie gorzej - wyrywa mi się, ale szybko ucinam rozmowę. - Dobra, chodźcie.

Czuję się trochę dziwnie, mówiąc im, co mają robić, ale w tej chwili jest to konieczne. Drzwi po drugiej stronie pomieszczenia otwierają się z cichym skrzypnięciem. Korytarz, na który wychodzimy jest bardzo podobny do tego, który przed chwilą opuściłyśmy, ale trochę węższy i mniej wystrojony. Zupełnie tak jak tam, gdzie Tobias poprowadził mnie do wyjścia na dach. Może nawet tedy przechodziliśmy - nie jestem w stanie sobie przypomnieć.

- Gdzie teraz? - słyszę szept Shauny.

Zamiast jej odpowiedzieć wychodzę na zewnątrz i ruszam w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro. Kiedy mijam złoty zegar zerkam na niego. Mamy niecałe pięć minut na znalezienie kolejnego pustego pokoju, w którym mamy się schować przed patrolem.

- Szukajcie drewnianych, pojedynczych drzwi - mówię. - Tylko cicho.

Dziewczyny ruszają w różnych kierunkach; na nasze nieszczęście korytarz ma aż trzy odnogi. Jeśli nie znajdziemy kryjówki, nawet jeśli nikt nas nie złapie, nie będziemy wiedzieć, którędy mamy iść. Rozglądam się po swojej części, ale z każdą sekundą jestem coraz bardziej przekonana, że nam się nie uda.

- Tutaj! - woła Lacey, otwierając jakieś drzwi i od razu wchodząc do środka.

Podchodzę do niej szybkim krokiem. Została nam niecała minuta.

Pomieszczenie jest małe, to właściwie komórka na miotły, ale całkowicie puste, dzięki czemu możemy się w nim zmieścić. Chwytam za klamkę od wewnętrznej strony i wciągam Carę do środka w momencie, kiedy w korytarzu rozlega się dźwięk uderzających o podłogę, ciężkich butów.

Zamykam drzwi i w komórce zapada cisza. Z powodu braku okien jest całkowicie ciemno, nie widzę nawet czubka własnego nosa. Odgłosy kroków są coraz głośniejsze, wstrzymuje oddech, kiedy gwardzista jest tuż za drzwiami. Pozwolić się znaleźć w klaustrofobicznym schowku byłoby upokarzające.

Kroki na moment ustają. Zaciskam powieki, co właściwie nic nie zmienia.

Proszę, idź dalej. To tylko schowek na miotły. Nikogo tu nie ma, idź dalej.

Mija kilkanaście sekund i strażnik mija drzwi, zaczyna się oddalać. Otwieram oczy i znów zaczynam oddychać.

Kolejny etap za nami. Nie jestem pewna, czy powinnam się cieszyć, bo nam się udaje, czy martwić, bo pałac nie jest tak dobrze strzeżony, jak mogłoby się wydawać. Równie dobrze mogłybyśmy być partyzancką grupą rebeliantów.

Ostrożnie otwieram drzwi, a kiedy nikogo nie zauważam wychodzę na korytarz.

- Gdzie właściwie jest ta impreza? - Cara poprawia włosy, które wymsknęły się z jej idealnego koka. Domyślam się, że wcale nie idzie z nami, żeby się bawić, po prostu chce spędzić trochę więcej czasu z bratem.

- W piwnicy - odpowiadam krótko, bo tylko tyle wiem. - Teraz musimy jeszcze dotrzeć do...

Nagle znowu słyszę kroki. I to nie tylko z jednej strony, ale z dwóch. Czy to możliwe, żeby Caleb przeoczył jakiś patrol albo poprzedni gwardzista o czymś zapomniał i teraz po to wracał?

Nie. Prawda jest o wiele prostsza: najwyraźniej mówiłam odrobinę za głośno.

Queen ✔Where stories live. Discover now