Rozdział 12

3K 144 15
                                    

Po upływie dwóch tygodni jestem jedyną dziewczyną, która nie była jeszcze na randce. Staram się ukryć to, co tak naprawdę chodzi mi po głowie, za każdym razem, kiedy to sobie uświadamiam, ale w rzeczywistości czuję się, jakby Elimimacje były czymś, co mnie nie dotyczy, jakbym patrzyła na nie z boku.

- On ma na pewno sporo na głowie - mówi Martha, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że potrzebuję pocieszenia. - Bardzo się stara, żeby znaleźć czas dla każdej dziewczyny.

- W takim razie dla mnie nie znalazł - odpowiadam ponurym głosem.

- Chodzi na trzy randki dziennie - zauważa Susan.

- Z niektórymi dziewczynami spotkał się już parę razy - zauważa Christina, ale zaraz dodaje - Gdyby cię tu nie chciał, to by cię odesłał.

Kręcę głową.

- Naprawdę nie musicie mnie pocieszać - zapewniam je, chociaż moja mina świadczy pewnie o czymś innym.

Staram się dać jasno do zrozumienia, że rozmowę uważam za zakończoną.

Rzeczywiście, książę na pewno by mnie odesłał, gdyby chciał i pewnie ma po prostu za dużo na głowie, powtarzam sobie, kiedy pozostałe dziewczyny w końcu znajdują sobie inny temat do obgadywania. Najwyraźniej z nadmiaru obowiązków zapomniał o jednej kandydatce z Altruizmu.

Ale co ja kogo obchodzę.

To wszystko sprawia, że naprawdę mam ochotę wrócić do domu. Coraz bardziej tęsknię za rodzicami i  Calebem, książę ma mnie gdzieś, a siedzenie w Komnacie Dam w towarzystwie trzydziestu czterech dziewczyn, które walczą o tego samego chłopaka co ja, jest naprawdę męczące.

No dobra. Ja nie walczę. Skoro Tobias o mnie zapomniał nie zamierzam starać się o jego względy.

Czuję się jak dziecko, zapomniane, porzucone i zdane tylko na siebie.

I to na własne życzenie.

~~*~~

Pięć razy w tygodniu wszystkie musimy zjawiać się na obowiązkowych lekcjach, które prowadzi Tori. To głównie historia i etykieta. Staram się na nich możliwie jak najbardziej skupić, bo dzięki temu chociaż na chwilę zapominam, co się wokół mnie dzieje. Jednak trzeciego dnia rano Hana usiłuje mnie obudzić, zakrywam głowę kołdrą.

- Nigdzie nie idę - oznajmiam.

- Musi panienka zejść na śniadanie - upomina mnie dziewczyna.

- Ale zaraz potem może panienka wrócić do pokoju - dodaje Allie.

I tak właśnie robię. Zjadam posiłek razem z pozostałymi kandydatkami, a potem, nie mówiąc nic Christinie, ani Susan, czy komukolwiek innemu, chowam się z powrotem w swojej sypialni.

To nie tak, że zamierzam spędzić w niej cały dzień, bo obecność na posiłkach i lekcjach jest obowiązkowa, ale tak długo, jak będę mogła unikać pozostałych kandydatek, tak długo będę to robić.

- Co to? - pytam, kiedy wchodzę do pokoju i zastaję Hanę, Allie i Jo siedzące przy biurku. Każda z nich trzyma plika kartek, a sądząc po ich minach nie spodziewały się mnie tak szybko.

Wszystkie dziewczyny odwracają się do mnie, Hana od razu poważnieje, ale Jo po chwili wahania wyciąga kartki w moją stronę.

- Karty, panienko - wyjaśnia nieśmiało, jakby spodziewała się, że będę miała do niej pretensję.
- Chciałaby panienka...

Hana szturcha ją w ramię, ale wtedy odzywa się Allie.

- Chciałaby panienka z nami zagrać?

Zastanawiam się przez chwilę nad odpowiedzią. Właściwie to nie wiem, co miałabym tu robić przez cały dzień, a przecież te dziewczyny są takie jak ja, bliżej mi do nich, niż do większości kandydatek.

- Chętnie - mówię, a one uśmiechają się szeroko, nawet Hana wydaje się być zadowolona. - Ale nie potrafię...

- Nauczę panienke - Moja główna pokojówka chwyta mnie za ręce i ciągnie w stronę biurka, a ja cieszę się, że pozwoliła sobie na taką poufałość. Może nawet udałoby mi się namówić ją, żeby mówiła do mnie po imieniu, gdybym tylko miała na to czas.

Dwie godziny mijają nam w mgnieniu oka. Podczas gry prowadzimy lekką rozmowę, chyba najprzyjemniejszą, odkąd przyjechałam do pałacu. Dowiaduję się, że Hana i Allie rzeczywiście są z Altruizmu, a Jo z Serdeczności. Dziewczyny opowiadają mi pałacowe plotki, wypytują mnie o moją rodzinę.

W pierwszej chwili w moim umyśle powstaje niewidzialna blokada, która zabrania mi opowiadać im cokolwiek o sobie, ale niemal natychmiast ją burzę. Opowiadam im o Calebie, o tym, że z Susan znamy się od dziecka, o Robercie.

- Też mam brata - Allie uśmiecha się szeroko. - Nazywa się Christopher. Pracuje w pałacu, pomaga restaurować książki w bibliotekach.  Myślę, że on i Caleb by się dogadali.

- Trzeba to sprawdzić - żartuję. Tak naprawdę wiem, że taki scenariusz nigdy nie będzie możliwy, bo skoro cała rodzina Allie mieszka w pałacu, to pewnie rzadko go opuszczają.

W pewnym momencie słyszymy pukanie do drzwi. Odkładam karty i wstaję, chociaż wolałabym, żeby ta chwila trwała w nieskończoność.

Spodziewam się zobaczyć Tori, która będzie chciała wiedzieć, gdzie się podziewam albo przekaże mi wiadomość, że nie jestem już mile widziana w pałacu, ale kiedy Jo otwiera drzwi, do pokoju wmaszerowuje Christina.

- Cześć - wita się ze mną i siada na moim łóżku, jakby była u siebie. - Susan powiedziała, że lepiej cię zostawić, ale ja uznałam, że wcale nie odpoczywasz, tylko cierpisz na depresję poignorancyjną.

- Depresję...co?

- Poignorancyjną.

- Nie mam depresji.

Christina przeraca oczami.

- Nieważne z resztą. Przyszłam ci o czymś powiedzieć. Książe nie był dzisiaj na żadnej randce.

Unoszę brwi i wymieniam spojrzenia z pokojówkami. Wszystkie wyglądają na równie zaskoczone jak ja.

- Czy to... dobra wiadomość?

- Podobno jego wysokość chce odesłać pierwsze kilka kandydatek - Jo włącza się do rozmowy.

- Skąd wiesz? - pytam. Podczas wcześniej rozmowy nie pytałam ich o to, ale teraz myślę, że powinnam.

- Tak mówią w kuchni, panienko.

- Mówiłam ci, jestem Beatrice.

Nagle Christina wybucha śmiechem.

- Co cię tak bawi? - krzyżuję ramiona na piersi.

- To, jak usiłujesz je namówić  żeby mówiły do ciebie po imieniu - odwraca się do pokojówek. - Ja tam lubię określenie "lady" przed moim imieniem. Dzięki temu czuję się ważna.

Patrzymy na siebie przez chwilę po czym wszystkie zaczynamy się zwijać ze śmiechu.

- Co właściwie robisz od rana? - pyta Christina, kiedy udaje jej się w końcu uspokoić.

- Gram w karty - odpowiadam i wskazuję stół. - Grasz z nami?

- Jasne - znowu zaczyna się śmiać.

Kolejne kilka godzin należy do najlepszych w moim życiu, chociaż bie udaje mi się wygrać żadnej partii - Christina okazuje się być prawdziwą mistrzynią, odbierając tym samym ten tytuł Allie, której do tej pory szło najlepiej.

Niemal udaje mi się zapomnieć, że ja i Christina jesteśmy rywalkami, zapominam o całych Eliminacjach, o Tobiasie, o tęsknocie za domem.

Przez chwilę nie jestem Altruistką, ani kandydatką. Jestem po prostu Beatrice.

Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz