Rozdział 28

2.8K 146 28
                                    

Po kolacji, kiedy dziewczyny pomagają mi przebrać się w suknie z długim rękawem, jestem tak zdenerwowana, że Hana musi mnie przytrzymać za ramiona, żeby Jo mogła zapiąć moje ubranie.

- Spokojnie, Beatrice, bo za chwilę zaprowadzimy cię do szpitala - ostrzega Allie, na co reaguję nerwowym śmiechem. Nie wiem, dlaczego aż tak się stresuję. To moja druga randka, więc powinnam być bardziej zrelaksowana niż przed pierwszą, ale tak nie jest. Może dlatego, że wcześniej było mi zupełnie obokętne, czy Tobias każe mi wyjechać.

A teraz chcę zostać. Naprawdę chcę.

- Gotowe - Hana odsuwa się ode mnie, żebym mogła zobaczyć się w lustrze.

Suknia jest gratanowa, a ja, patrząc na nią, myślę o oczach Tobiasa. Ma taki sam odcień, jak nocne niebo. Rękawy sięgają aż do nadgarstka. Dziewczyny doszyły je wcześniej na moją prośbę, bo wcześniej suknia miała tylko ramiączka.

Jo spina moje włosy w wysokiego koka, który wygląda dużo bardziej elegancko niż ten, który nosiłam w Altruizmie.

- Jeszcze makijaż - przypomina Allie, po czym podkreśla moje oczy kreską i maluje usta. Nie pozwalam im już kreować mnie na Serdeczną, ponieważ żadna, nawet najgrubsza warstwa pudru nie zmieni tego, jaka jestem, ale dalej nie mam dość odwagi, by całkowicie zrezygnować z tego świnstwa, chociaż bez niego na pewno czułabym się dużo lepiej.

- Gotowe - oznajmia po kilku minutach.

- Zostawicie mnie? - proszę je, a one zgodnie kiwają głowami.

- Powodzenia - życzy mi Hana, zanim opuszcza pokój.

Zaplatam ręce przed sobą i przez chwilę wykręcam sobie palce. Porem kilka razy przechodzę wzdłuż pokoju, wycierając spocone dłonie o suknię. Biorę kilka głębokich wdechów.

Nic nie pomaga w uspokojeniu się.

Kiedy słyszę pukanie do drzwi jestem tak zaskoczona, że podskakuję w miejscu. Dopiero po chwili idę otworzyć, chociaż nogi mam jak z waty.

- Gdzie twoje pokojówki? - pyta Tobias i od razu wchodzi do pokoju.

- Poprosiłam je, żeby mnie zostawiły - odpowiadam. - Zawsze tak robię.

Książę przez chwilę rozgląda się po sypialni, jakby czekał, aż Jo wyskoczy na niego z szafy albo łazienki, a potem kiwa głową.

- Gotowa?

- Trudno jest się przygotować, kiedy się nie wie, czego się spodziewać - odpowiadam.

Tobias unosi brwi.

- Może przyjdę później? Skoro potrzebujesz czasu...

- Daj spokój - mówię, zanim zdążę ugryźć się w język. Te dwa słowa są tak zwyczajne, że mam wrażenie, że nie powinnam mówić tak do przyszłego króla. Ale on tylko uśmiecha się lekko i podaje mi ramię. Wciąż nie potrafię zrozumieć jego podejścia do własnego tytułu. Czasem zachowuje się, jakby to wszystko w ogóle nie miało znaczenia. Albo jakby tego nie chciał.

- Skoro tak mówisz - wyciąga do mnie ramię i czeka, aż je przyjmę, co oczywiście robię. Razem wychodzimy na korytarz.

- Dokąd idziemy? - pytam, kiedy opuszczamy piętro, na którym mieszkają kandydatki.

- Kiedy ktoś zajmuje pozycję taką jak moja rodzina, jest obciążony wieloma obowiązkami, ale i obdażony przywilejami - mówi, prowadząc mnie w kierunku kolejnego ciągu schodów. - Do przywilejów należy mieszkanie w pałacu, cała armia służby. Pieniądze.

- Konie - dopowiadam bardziej do siebie niż do niego.

- Właśnie - potwierdza. - Ale są też takie, których inni nie doceniają.

Przechodzimy do korytarza, który jest zdecydowanie mniej wystrojony, niż w innych częściach pałacu. Brakuje obrazów na ścianach i wielkich luster.

- Zwykle się tutaj nie pojawiam - tłumaczy Tobias. - To część dla służby.

Książę otwiera jakieś drzwi. Wchodzimy do pokoju, w całości zawalonego przez przykryte zakurzonymi prześcieradłami meble.

Tobias puszcza moją rękę i rusza w głąb pomieszczenia, a ja powoli rozglądam się po pokoju, zupełnie nie rozumiejąc, po co tu przyszliśmy. Co pałacowy odpowiednik najzwyklejszego w świecie strychu, ma wspólnego z przywilejami rodziny królewskiej?

- Czy w Altruizmie patrzyłaś kiedyś na nocne niebo, Beatrice? - pyta Tobias. Odwracam się do niego, zaskoczona. Chłopak stoi obok kolejnych drzwi, które zostały ledwie muśnięte białą farbą.

- Parę razy - wzruszam ramionami. - Ale nie za często. Nigdy nie widać praktycznie żadnych gwiazd.

- Z dołu jest kiepski widok - przyznaje chłopak naciskając na klamkę, po czym szarpnięciem otwiera drzwi, za którymi widzę wąskie, drewniane schody. - Chodź.

Korytarz jest zbyt ciasny, żebyśmy mogli iść obok siebie, więc chłopak przepuszcza mnie przodem, a sam idzie tuż za mną. Schody skrzypią przy każdym naszym kroku, a ja muszę się przytrzymać brudnych ścian z obawy, że upadnę.

Kiedy docieram na szczyt schodów otwieram kolejne drzwi. Uderza mnie fala świerzego powietrza i chłodu.

- Jesteśmy na dachu - mówię.

- Spostrzegawcza jesteś - chłopak się uśmiecha.

Odwracam się do Tobiasa, który zamyka drzwi na dach. Jego spokój i tajemniczość sprawiają, że jestem coraz bardziej zaintrygowana celem tej wyprawy.

- Jeśli nie wiesz, minęła dwudziesta pierwsza - informuje mnie. - Co to oznacza?

- Że jest po godzinie policyjnej - odpowiadam natychmiast. - Nikomu nie wolno przebywać na zewnątrz.

Tobias unosi do góry palec wskazujący, patrząc na mnie znacząco.

- Przywilej? - pytam.

- Nie do końca - przez sekundę chłopak wygląda, jakby się wahał, ale potem ciągnie dalej. - Mi praktycznie w ogóle nie wolno opuszczać terenu pałacu. Ale mam dach, na który nikt nie jest w stanie zabronić mi wstępu, bo praktycznie nikt nie wie, że tu przychodzę.

Ton jego głosu mnie zaskakuje. Mówi o pałacu... jakby to było więzienie, a nie jego dom. Bywały momenty, kiedy sama go tak postrzegałam, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ktoś, kto spędził tu całe życie i do kogo to wszystko należy albo w przyszłości będzie należeć, może się czuć podobnie.

Ta myśl mnie smuci.

- Spójrz - Tobias wskazuje dłonią niebo, więc odchylam głowę, a to co widzę, zapiera mi dech. Całe niebo jest w gwiazdach, jakby ktoś posypał ciemną tkaninę brokatem. Widok jest tak niesamowity, że mam ochotę położyć się na plecach i patrzeć. Patrzeć w nieskończoność.

- Podoba ci się? - tuż obok słyszę głos Tobiasa. W pierwszej chwili mam ochotę odskoczyć, ale to oznaczałoby oderwanie wzroku od nieba, a ja nie chcę tego robić.

- Jest piękne - przyznaję cicho. Mam wrażenie, że jeśli powiem to głośniej, cała chwila się rozsypie i obudzę się w swoim łóżku. W Altruizmie. - Niesamowite.

Tobias nie odpowiada. Po sekundzie słyszę trzask i tym razem odwracam głowę. Chłopak majstruje przy jakiejś lunecie, stojącej metr od krawędzi dachu.

- To jest teleskop - wyjaśnia. - Służy do patrzenia w gwiazdy. Chodź.

Ostrożnie podchodzę do lunety i schylam się, żeby móc przez nią spojrzeć na niebo.

Kiedy gwałtownie nabieram powietrza, z moich ust wydobywa się zduszony okrzyk.

Widzę gwiazdy, jakby były na wyciągnięcie ręki. Widzę galaktyki.

- O jej - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. - Tobias... To jest... przepiękne.

- Nie tylko to - odpowiada chłopak.

Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz