Rozdział 42

2.5K 122 22
                                    

- Cholera - mruczy Nicole.

- Chodu! - nakazuje Lynn i rzuca się w kierunku przeciwnym do tego, z którego nadchodzi gwardzista.  Staram się biec za nią, ale w szpilkach jest to o wiele trudniejsze, niż w miękkich tenisówkach na gumowej podeszwie.

Korytarz zdaje się ciągnąć w nieskończoność, kiedy staram się dobiec do końca i ukryć się za rogiem.

- Beatrice! - Christina macha do mnie z jakiegoś bocznego korytarza, do którego wejście jest niemal w całości zasłonięte przez olbrzymią roślinę w równie wielkim wazonie. - Tutaj!

Podbiegam do niej, dysząc ciężko. Jeszcze przed. Chwilą to ja dowodziłam, ale w tej chwili mam problem ze skupieniem uwagi na oddychaniu, o ucieczce nie wspomnę. Brunetka opiera ręce na moich ramionach i tym samym zmusza mnie, żebym na nią spojrzała. Ponad jej ramieniem widzę inne dziewczyny, wpatrujące się we mnie wyczekująco.

- Co robimy? - pyta, spoglądając ponad moim ramieniem. - Nie możemy uciekać, bo albo nas złapią albo się zgubimy.

Zaciskam zęby, starając się zignorować kłucie w boku. Wygląda na to, że pozostałe kandydatki wciąż na mnie polegają, chociaż zupełnie straciłam głowę. To oznacza, że muszę coś wymyślić, ale ucieczka wydaje mi się w tej chwili jedynym logicznym rozwiązaniem.

Jedynym logicznym...

Zakładając, że goniący nas gwardzista też myśli logicznie, żeby go zgubić, musimy zachowywać się inaczej. A najmniej logiczną rzeczą jest przestać biec.

- Rozdzielimy się - decyduję. - Spotkamy się tutaj, kiedy będzie już bezpiecznie. Gdybyście się zgubiły, starajcie się wracać do pokoi, darujemy sobie imprezę. Christina - odwracam się do dziewczyn plecami i wyciągam z biustonosza karteczkę ze wskazówkami; to było jedyne miejsce, gdzie mogłam ją ukryć. - To na wypadek, gdybym wpadła, a wy chciałybyście iść dalej.

Brunetka kiwa głową, podobnie jak pozostałe. Uśmiecham się blado i zaczynam sprawdzać najbliższe drzwi, których pełno w tym korytarzu - większość podwójnych, niektóre pojedyncze. 

Zamknięte. Sprawdzam kolejne - tak samo. Następne też. Już po kilku sekundach przestaje mnie obchodzić, że hałas, jaki robimy, naciskając na kolejne klamki jest o wiele większy, niż ten, który sprowadził nam na głowy gwardzistę.

Co jakiś czas którejś z dziewczyn udaje się znaleźć jakieś miejsce gdzie mogą bezpiecznie przeczekać, z każdą chwilą w korytarzu jest nas coraz mniej. Jestem pewna, że wszystki trwa tylko kilka sekund, ale w mojej głowie rozciąga się do wieczności.

Muszę znaleźć kryjówkę. Muszę się schować. Muszę...

W końcu drzwi ustępują. Z ulgą wpadam do zielonego saloniku i od razu zatrzaskuję za sobą drzwi, a potem szybko rozglądam się po pokoju. Nie ma tu zbyt wiele skrytek, ale i tak jest na pewno bezpieczniej niż na korytarzu. W pomieszczeniu jest elegancki stolik do kawy, szeroka kanapa i dwa fotele, szafa i ozdobny kufer. Bez zastanowienia podbiegam do szafy, ale drzwi nie chcą ustąpić. Po co ktoś ją zamknął, skoro prawdopodobnie w środku nic nie ma?

Ręce mi się trzęsą, kiedy odgarniam z twarzy jasne kosmyki, a mój wzrok pada na kufer. Jest mały, ale powinnam się w nim zmieścić. W dodatku raczej nie mam wyjścia.

Otwieram skrzynię. Pusta. Oczywiście. Pytanie tylko: po co tu stoi? Nie chcę nawet myśleć ile pieniędzy pałac wydał na zbędne meble i ozdoby, które nigdy nikomu się do niczego nie przydadzą. Przecież nikt nie zostawił tu kufra specjalnie dla mnie.

Przerzucam nogi nad ścianą skrzyni i kucam na dnie. Teraz cieszę się, że nie założyłam długiej sukni, bo wtedy prawdopodobnie nie miałabym żadnych szans, żeby wejść do kufra.

Staram się zamknąć skrzynię i prawie zrzucam sobie wieko na głowę. Łapię je w ostatniej chwili, zanim z hukiem uderzy o dolną część skrzyni i moją czaszkę. W środku jest ciemno i duszno, pachnie lakierem do drewna. Staram się wziąć głęboki oddech, żeby pozbyć się uczucia klaustrofobii, ale nagle słyszę, jak ktoś otwiera drzwi i natychmiast zamieram. Najwyraźniej gwardzista też nie myśli logicznie. 

Słyszę, jak mężczyzna szarpie drzwi szafy, tak samo, jak ja wcześniej. Byłam głupia, chcąc się tam ukryć. Przecież każdy w pierwszej kolejności chowa się do szafy.

Zamykam oczy, modląc się w duchu, żeby nie sprawdził skrzyni. Nogi powoli zaczynają mi drętwieć, ale nie zamierzam ryzykować, szukając wygodniejszej pozycji. Oddycham płytko, ale spokojnie.

Nie wiem, jak długo siedzę w bezruchu. Niestety podłoga w pałacu niczym nie przypomina tej w moim domu i nie skrzypi przy każdym kroku, przez co nie słyszę, czy gwardzista wyszedł już z pokoju. W ścianie skrzyni nie ma też żadnego otworu, przez który mogłabym wyjrzeć na zewnątrz. Jestem uwięziona w środku przez własną niepewność i strach.

Może powinnam policzyć do stu i dopiero wtedy otworzyć skrzynię? A może raczej powinnam działać szybko, na wypadek, gdyby gwardzista wezwał do pomocy jeszcze kogoś, kto dokładniej przeszuka pokój?

Zaciskam zęby i decyduję się w końcu podnieść wieko. Na pewno minęło już dostatecznie dużo czasu. Ile można stać bezczynnie pośrodku pokoju w środku nocy?

Napieram na drewniany sufit, jednak ten ani drgnie. Próbuję jeszcze raz, ale dalej nic. Co się dzieje?

Zastanawiam się gorączkowo, dlaczego nie mogę wyjść, aż w końcu do mnie dociera. Klamra. W miejscu, gdzie wieko łączy się z resztą skrzyni jest klamra, którą musiałam odsunąć, żeby wejść do środka. Musiała się zatrzasnąć, kiedy opuściłam górną część. 

Cholera. To słowo, użyte wcześniej przez Nicole, idealnie oddaje moją sytuację. Cholera.

Wzdycham z frustracją. W kufrze jest coraz mniej powietrza, a przecież nie mogę się tu udusić. Coraz rozpaczliwiej uderzam w wieko, starakąc się je podnieść, albo nawet podważyć, ale to wszytko na nic. Bez pomocy z zewnątrz nie dam rady wyjść.

Moim ciałem wstrząsa szloch, przez co tracę równowagę i upadam na podłogę. Zakrywam usta dłonią.

Najważniejsze to nie panikować, powtarzam sobie. Jeśli pozwolę, żeby strach mną zawładnął, na pewno nie uda mi się znaleźć żadnego rozwiązania. Nie mam żadnej gwarancji, że dziewczyny będą mnie szukać, kiedy już wyjdą z własnych kryjówek, więc jestem skazana na siebie.

Usiłuję przypomnieć sobie jakąkolwiek przydatną informację, ale szybko odkrywam przykrą i bolesną prawdę - w szkołach nie uczą, jak wydostawać się z zatrzaśniętych skrzyń.

W końcu postanawiam postawić na siłę, której nie mam zbyt wiele, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Zapieram się stopami o tylną ścianę i jeszcze raz próbuję podnieść wieko. Potem uderzam z całej siły o boczną ścianę. Kufer wyglądał na solidny, ale przecież nie może być niezniszczalny.

Ręką, którą wymierzyłam cios pulsuje bólem, ale tym razem nie poddaję się tak łatwo. Znów napieram na górną część skrzyni i nagle słyszę szczęk metalu. Wzdycham z ulgą, kiedy w końcu wieko ustępuje, a do kufra dostaje się świetrze powietrze. Już po sekundzie okazuje się jednak, że wcale nie udało mi się otworzyć kufra własnymi siłami.

Kiedy w końcu się prostuję, tracę równowagę, po długich minutach spędzonych w niewygodnej pozycji, w ciemnej skrzyni. Czuję, jak lecę w dół, a potem moja twarz uderza o czyjąś klatkę piersiową, otaczają mnie czyjeś ramiona.

Queen ✔Where stories live. Discover now