Rozdział 3

4.4K 162 65
                                    

Następny tydzień jest dla mnie okropny. Do naszego domu zwala się tłum ludzi, między innymi oficer gwardii pałacowej, Amar, i kobieta zajmująca się organizacją ubrań dla kandydatek, której imię wyleciało mi z głowy. Kilka razy dzwoniła Tori, która w pewien sposób będzie opiekunką i nauczycielką kandydatek, kiedy już znajdą się w pałacu.

Kiedy już znajdziemy się w pałacu, upominam się.

Rodzice starają się mnie wspierać jak tylko mogą, a Caleb na zmianę wypytuje gości o rzeczy w stylu jak działa system alarmowy w pałacu, dzwoni do Susan albo wygłasza nieskończenie irytujące mowy o tym, jak bardzo jest ze mnie dumny.

Dwa dni przed moim wyjazdem zjawia się facet od protokołu. Pierwszą rzeczą, o której mnie informuje jest to, że od piątku jestem "majątkiem państwowym". Jako Altruistka nie mogę nic powiedzieć, ale zastanawiam się, czy jakaś Nieustraszona dała mu w twarz.

Wylicza mi listę zasad, do których muszę się dostosować, ponieważ złamanie ich spowoduje usunięcie mnie z Eliminacji. Jakaś część mnie chce natychmiast złamać je wszystkie naraz, jednak staram się ją stłumić, tak samo jak zawsze tłumiłam wszystko, co nakazywało mi zachowywać się inaczej, niż nakazywał manifest.

Zasada numer jeden: Od teraz jestem własnością państwową.

Numer dwa: Chwilowo zostaję zawieszona w roli Altruistki. Jestem po prostu kandydatką.

Reszta zasad się do tego, że wolno mi chodzić tylko tam, gdzie mi pozwolą, robić to, co będą chcieli i być na każde skinienie księcia.

Niczego nie komentuję, za każdym razem, kiedy mężczyzna wymienia jakąś zasadę, kiwam głową na znak, że zrozumiałam. Czuję, że głowa zaraz mi eksploduje, na szczęście facet zbiera się do wyjścia.

Już mam odetchnąć z ulgą, kiedy nagle zatrzymuje się w drzwiach.

- Chciałem jeszcze dodać - mówi. - Że nie leży w pani interesie odtrącanie księcia Tobiasa, niezależnie od tego, czego by chciał.

W odpowiedzi na moją zaskoczoną minę rzuca tylko:

- Miłego dnia.

Być może książę nie ma nic wspólnego z ustalonymi zasadami, ale przez ostatnie słowa tego faceta słowo "dupek" jest dla mnie niemal jednoznaczne z "Tobias".

Po jego wyjściu, korzystając z chwilowej nieobecności rodziny, przysiadam na kanapie w salonie i chowam twarz w dłoniach. Nie wiem, czego się spodziewałam, czego chciałam, a czego nie, ale kiedy czuję ucisk w żołądku wiem, po prostu wiem, że popełniłam błąd. Nie powinnam wysyłać zgłoszenia. Nie nadaję się do tego.

Nagle przychodzi mi do głowy, że może w pałacu, dzięki lekcją etykiety, wszystkim zasadom i obecności innych dziewczyn, stanę się kimś, kto będzie się do tego nadawać.

Ta myśl sprawia, że perspektywa niedalekiego wyjazdu napawa mnie nie tyle strachem, co najzwyklejszą w świecie paniką.

Nie mogę pozwolić, żeby mnie zmienili. Niezależnie od wszystkiego, muszę pozostać sobą.

~~*~~

Dzień przed moim wyjazdem zmuszam się w końcu, żeby się spakować. Wcześniej nie mogłam tego zrobić, bo nie chciałam uświadamiać sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Naprawdę wyjeżdżam, naprawdę opuszczam rodzinę.

W mojej głowie ciekawość miesza się ze strachem.

Nie mam nic, co mogłabym wziąć jako pamiątkę. Alruisci nie robią zdjęć, nie wolno nam też posiadać żadnych zbędnych przedmiotów. Dlatego w małym plecaky ląduje tylko jeden komplet ubrań, swoją szczotkę do włosów i szczoteczkę do zębów, chociaż mam pewne wątpliwości, czy cokolwiek z tego mi się przyda.

Pałac na pewno zapewni mi odpowiednie ubrania i podstawowe wyposażenie.

Kiedy zapinam suwak plecaka czuję pieczenie za oczami, chociaż równocześnie mam ochotę wybiec z domu w tej sekundzie i pojechać do pałacu pierwszym autobusem.

Duszę się w tym pokoju, jednocześnie wiedząc, że w prawdziwym więzieniu znajdę się dopiero jutro.

- Beatrice? - Mama zagląda do pokoju przez uchylone drzwi, więc mrugam kilka razy, żeby się przy niej nie rozpłakać.

Odwracam się do kobiety i posyłam jej szczery uśmiech, który od razu odwzajemnia.

Nie wiem dlaczego, ale naglę czuję, że bardzo jej potrzebuję, bardziej niż kiedykolwiek. To dziwne uczucie, które zmusza moje nogi do marszu, bez konsultacji z mózgiem. Podchodzę do niej i bez słowa wtulam się w jej koszulę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ją przytulałam, kiedy przytulałam kogokolwiek.

Przez chwilę mama pozwala mi tak stać, głaszcząc mnie po włosach.

- Przyniosłam ci coś - odzywa się po kilku cichych minutach. Odsuwam się odbniej, a ona wyciąga z kieszeni mały, srebrny przedmiot.

- Broszka? - Marszczę brwi. Chcę jej powiedzieć, że nie wolno nam posiadać takich rzeczy, ale przecież musi o tym doskonale wiedzieć.

- Nie jesteś Altruistką - przypomina mi, jakby czytała mi w myślach. Głos ma łagodny, ale widzę w jej oczach dziwną stanowczość. - Przynajmniej do końca Eliminacji.

- Chciałaś powiedzieć: "Dopóki cię nie wyrzucą" - uśmiecham się.

Mama odwzajemnia gest, po czym przypina broszkę do mojej koszuli. Wydaje się być zbyt elegancka w porównaniu z całą resztą mnie. Jakby ozdoba była była jedynym jasnym elementem pokoju, chociaż jest bardzo skromna. Przedstawia maleńkiego węża, z dwoma błękitnymi diamencikami, pewnie sztucznymi, zamiast oczu.

- Śliczna - przyznaję, niemogąc oderwać oczu od broszki.

- Jestem z ciebie dumna - Matka kładzie mi rękę na ramieniu, zmuszając mnie tym samym, żebym na nią spojrzała. - Zawsze wiedziałam, że możesz być kimś więcej, niż się od ciebie oczekuje.

Nic nie rozumiem, ale nie zadaję żadnych pytań, ponieważ nagle zapominam, jak wygląda komunikacja między ludzka.

Jak miałabym być kimś więcej? Fakt, teraz jestem jedną z kandydatek, ale co to tak naprawdę oznacza? Czy to znaczy, że rzeczywiście jestem "kimś więcej"? Czuję się tak jak zawsze, jeśli nie gorzej. W głębi duszy wciąż jestem Altruiską i myślę, że zawsze nią będę. Zasady mojej frakcji są we mnie głęboko zakorzenione. Nigdy nie będę nikim innym.

- Boisz się? - pyta mama po chwili.

- Troszeczkę - przyznaję.

- Nie martw się. To będzie... przygoda - zapewnia mnie.

Przez chwilę przygląda mi się z uśmiechem, a ja czuję jak ulatuje ze mnie część napięcia nagromadzonego przez ostatnie dwa tygodnie.

- Czyli mówisz, że będzie fajnie? - pytam pół żartem, pół serio.

Matka chowa za ucho kosmyk moich jasnych włosów, który wymsknął się z koka.

- Jeśli będziesz tego chciała? Na pewno. Ale pamiętaj - najdłużej goją się blizny po szczęściu.

Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz