Rozdział 31

2.7K 151 63
                                    

- Może jutro znowu zagramy w krykieta? - proponuje Shauna, na co Marlene entuzjastycznie kiwa głową.

Siedzimy w Komnacie Dam, w szóstke przy jednym stole. Lynn leniwie obraca filiżankę z herbatą.

- Jestem za - uśmiecham się, podnosząc swój napój do ust.

Dzień mija nam spokojnie, promienie jesiennego słońca wlewają się przez wysokie okna. Spodziewałam się, że całe Eliminacje będą wypełnione nerwową wrogością, ale momenty takie jak te, kiedy wszystkie siedzimy razem, zupełnie nie myśląc o rywalizacji, stały się codziennością.

Przez chwilę wydaje mi się nawet, że te dziewczyny wcale nie zamierzają ze sobą walczyć, tylko spokojnie czekać na decyzje Tobiasa. Ale nagle do naszego stolika zdecydowanym krokiem podchodzi Nicole, a ja od razu zmieniam zdanie.

- Słyszałyście już? - pyta, a z jej miny mogę wyczytać tylko tyle, że stało się coś złego. Pęd powietrza rozwiał jej rude włosy. Momentalnie się spinam.

- O czym? - Christina marszczy brwi.

- O Lenie - Nicole przygląda się nam, a kiedy widzi, że nic nie rozumiemy zaczyna tłumaczyć. - Ktoś wsypał jej do butów potłuczone szkło. Jest w skrzydle szpitalnym.

- Co?! - Ja i Shauna reagujemy dokładnie tak samo, zrywając się z krzeseł. - Kto? - dodaję po sekundzie, chociaż odpowiedź sama mi się nasuwa.

- Nie wiadomo - mówi Nicole, kręcąc głową.

- Biedna Lena - w oczach Susan pojawia się autentyczny smutek. - Jak ona się czuje?

- Jeszcze z nią nie rozmawiałam...

Nim zdąży dokończyć Susan wstaje z krzesła i szybko opuszcza salę. Zdezorientowana zerkam na Christinę. Dobrze wiem, że dobra natura blondynki każe jej jak najszybciej upewnić się, że u Leny wszystko w porządku, ale jej reakcjai tak mnie zaskakuje.

- Chyba się zaprzyjaźniły - wyjaśnia szybko, a ja czuję skurcz w żołądku. Nie chcę stracić Susan, jedynej osoby w pałacu, którą znam od dziecka. - Wczoraj dużo ze sobą rozmawiały.

Nicole opada na krzesło, które jeszcze przed chwilą zajmowała Black. Wsuwa włosy za uszy, a potem opiera ręce na stole.

- Kto to mógł zrobić? - pyta znowu Shauna. Widać, że jest przejęta, a ja wcale jej się nie dziwię. Skoro ktoś mógł zrobić coś takiego Lenie, to dlaczego miałby tego nie powtórzyć, tym razem wsypując szkło do butów Christiny albo Lynn?

- Myślicie, że to któraś z nas? - Marlene rozgląda się po sali, jakby spodziewała się, że zaraz ktoś rzuci się na nią z nożem.

- Na pewno - mówię bez zastanowienia, bo nie ma żadnego innego wytłumaczenia. Komu innemu mogło zależeć na okaleczeniu którejś z kandydatek? Jej pokojówkom? To nie ma sensu.

- Powiedzmy księciu - sugeruje Christina, a Nicole tylko kręci głową z lekkim uśmieszkiem. - No co?

- Jesteś naiwna. Co niby Tobias miałby zrobić? - dziewczyna przygląda się Christinie z powątpiewaniem. - Musiałby odesłać nas wszystkie i ożenić się z Leną, bo nie wiemy, kto to zrobił.

- Nie? - Lynn unosi brwi. - A ile dziewczyn tutaj jest gotowych zrobić coś takiego? - wskazuje ręką na kandydatki siedzące przy innych stolikach i na kanapach. - Zastanówcie się przez chwilę, do cholery.

Mój wzrok przesuwa się powoli po otaczających nas twarzach, aż w końcu zatrzymuje się na konkretnej dziewczynie. Brunetka uśmiecha się szeroko rozmawiając z Debbi, której krwisto czerwona szminka jest doskonale widoczna nawet z drugiego końca komnaty. Dziewczyna odrzuca włosy do tyłu i łapie moje spojrzenie. Przez chwilę patrzy na mnie z pogardą po czym znów skupia uwagę na Debbi.

- Nita - mówię cicho, a pozostałe po chwili kiwają głowami. Nie chcę oskarżać nikogo nie mając żadnych dowodów, ale Nita rzeczywiście mogłaby zrobić coś takiego.

- Ja tego nie powiedziałam - śmieje się Lynn.

~~*~~

Przez następną godzinę niewiele się odzywam, cały czas myśląc o Nicie i Lenie. Byłam głupia, mając nadzieję, że Eliminacje nie wywołają silnych tarć między kandydatkami. Przecież nie wszystkie zamierzamy grać fair.

Zaczyna mnie boleć głowa. Potrzebuję ciszy i spokoju, a Komnata Dam nagle zaczyna wywoływać u mnie poczucie klaustrofobii i niewiarygodnego ścisku.

W pewnym momencie nie jestem w stanie dłużej siedzieć na miejscu, więc przepraszam na moment dziewczyny i wychodzę z sali. Pamiętam, że kiedy ostatni raz to zrobiłam wpadłam na Tobiasa, ale teraz taka perspektywa wcale nie wydaje mi się być aż tak straszna.

Kiedy tylko znajduję się na korytarzu orientuję się, że zupełnie nie wiem, gdzie chciałam iść. Nie mam żadnego konkretnego celu, nogi same niosą mnie w przypadkowym kierunku, aż w końcu zatrzymuję się na środku absolutnie pustego korytarza. Tuż obok mnie widzę okno z szerokim parapetem. Siadam na nim i opieram głowę o zimną szybę. To przynosi mi ulgę.

Patrzę na deszcz i staram się okiełznać targające mną uczucie bezradności. Pierwszy raz czuję coś takiego. Najwyraźniej nie wszyscy rozumieją, że decyzja należy od Tobiasa, a ja nie mogę nic na to poradzić. Chcę tu zostać, czuję to całą sobą.

Wiem, że nie mogę uciec. Ale, co o wiele gorsze, nie mogę też walczyć.

Zamykam oczy, mocniej przyciskając kolana do piersi. Wyobrażam go sobie. Jego ciepły uśmiech i spokojne oczy. Cierpliwe spojrzenie.

Wyobrażam go sobie z Nitą, która jest gotowa iść do celu po trupach, a następnie zaciskam pięści. Nie znam Tobiasa długo, ale wiem, że zasługuje na świetną dziewczynę. Najlepszą. A ja postaram się, żeby tak było. Nie mogę pozwolić, żeby przyszła królowa, jego żona, była ostatnią wiedźmą.

Lubię go, nawet bardzo. Ale nie wiem, czy dałabym radę rządzić krajem, a nie mogę wyjść za Tobiasa, rezygnując z tytułu. Jeśli jednak będę w stanie pomóc księciu w znalezieniu idealnej dziewczyny, zrobię to.

Z tą myślą podnoszę się z parapetu, teraz czując się o wiele lepiej. Pewniej. Ruszam z powrotem do Komnaty Dam, decydując równocześnie, że przy następnej okazji powiem Tobiasowi, do jakich wniosków doszłam. Mam tylko nadzieję, że nie odrzuci tego rodzaju pomocy i nie uzna, że zamierzam oczerniać wszystkie inne kandyldatki, żeby wygrać. Byłoby to jak cios w policzek.

Skręcam za róg i zauważam dwóch gwardzistów. Robię jeszcze jeden krok, po czym gwałtownie się zatrzymuję. Pierwszy z nich to blondyn, bardzo młody, ma bardzo nie przypominam sobie, żebym widziała go wcześniej.

Ale drugiego znam na pewno. Rozpoznałabym go wszędzie, nieważne, ile czasu by minęło.

On też mnie zauważa. Zamiera z uniesioną ręką i otwartymi ustami. Włosy ma jeszcze krótsze niż wcześniej, wygląda dziwnie w mundurze pałacowego gwardzisty.

Wydaje się być jednocześnie obcy i znajomy, tak wiele rzeczy jest w nim dla mnie dziwnych.

Ale te oczy... to są oczy Caleba.

Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz