Rozdział 40

2.8K 133 16
                                    

Wieczorem siedzę na łóżku i czytam wskazówki od Caleba, nerwowo zakrywając je notatkami z historii za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że ktoś idzie korytarzem.

To wszystko jest naprawdę pokręcone i nie wiem, jak mam przekraść się przez pół pałacu z siódemką innych kandydatek. Może powinnam bardziej ograniczyć liczbę zaproszonych, ale jestem absolutnie pewna każdej dziewczyny, której zaproponowałam ten wypad.

O imprezie powiedziałam wszystkim Nieustraszonym, Carze, Christinie i Susan, z czego tylko ta ostatnia odmówiła.

- Ja nie idę - powiedziała cicho, ale pewnie, siedząc naprzeciwko mnie w Komnacie Dam.

- Dlaczego? - Christina uniosła brwi.

- Po prostu - Susan wzrusza ramionami. - Nie chcę.

- Szkoda - Marlene bawiła się srebrną bransoletką, ale po chwili się uśmiechnęła. - Jeśli chodzi o mnie, to chętnie przyjdę. Chyba już nawet wiem, co założę.

Nie słuchałam jej, kiedy opowiadała o sukni, którą chce ubrać. Zamiast tego przyglądałam się Susan. Nie wyglądała, jakby musiała sobie powtarzać, że nie może iść. Dla niej odmowa nie wiązała się z żadnym wyrzeczeniem i przyszła jej naturalnie. Dobrze wiem, że ja nie byłabym w stanie się na to zdobyć.

Odwracam kartkę na drugą stronę.
Dopiero teraz, patrząc na dokładny plan tego, co zamierzam zrobić, zaczynam mieć wątpliwości. Nie mam pojęcia jak się tańczy i pewnie tylko zrobię z siebie idiotkę, a w dodatku na pewno będziemy mieć kłopoty, jeśli nas złapią.

Chowam kartkę do szuflady biurka, a potem wychodzę na balkon i patrzę na pusty ogród. Jeszcze niedawno o tej porze było dość ciepło, ale teraz czuć już w powietrzu nadchodzącą zimę.

Może powinnam powiedzieć dziewczynom, że to głupi pomysł?

Wyobrażam sobie jutrzejszy wieczór - co będzie, jeśli zostaniemy w pokojach. Spokój, cisza, żadnego ryzyka. To od razu przywodzi mi na myśl Altruizm. A ja przecież nie potrafię być Altruistką.

Jeśli jutro zostanę w pokoju nigdy nie dowiem się, co straciłam.

Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że uda nam się dotrzeć na imprezę i wrócić z niej niepostrzeżenie.

- Uważaj, bo spadniesz.

Odwracam się gwałtownie i widzę Tobiasa, znowu opartego o framugę drzwi balkonowych.

- Cześć - uśmiecham się, zaskoczona, przyciskając rękę do szybko bijącego sercam - Nie słyszałam, jak wchodzisz.

- Domyśliłem się - on też się uśmiecha. - Mam godzinę czasu i zastanawiałem się, czy chciałabyś wyjść ze mną do ogrodu.

Już mam odpowiedzieć, kiedy w mojej głowie pojawia się obraz Caleba. Czy tylko mi proponuje takie spotkania? A może jestem głupia, czując się z ich powodu wyjątkowo? 

Nie, myślę. Muszę zaufać Tobiasowi, nie mogę w niego bez przerwy wątpić.

- Chętnie - odpowiadam, uśmiechając się trochę szerzej. - Poczekaj, wezmę sweter.

Bez zastanowienia podchodzę do szafy i otwieram ją szeroko. Zamieram, kiedy mój wzrok pada na wisząca w środku marynarkę księcia.

- No proszę - chłopak staje obok mnie, krzyżując ręce na piersi. - Szukałem jej.

- Przepraszam - mówię, wręczając mu marynatkę razem z wieszakiem. - Chciałam ci ją oddać, ale...

Zapomniałam. Nie było okazji.
Nie chciałam ci jej oddawać.

Queen ✔Where stories live. Discover now