Rozdział 6

3.4K 145 31
                                    

- Lady Beatrice?

Podchodzi do mnie wysoka kobieta w średnim wieku, ubrana w elegancką, granatową garsonkę.

Kolejna reporterka.

- Tak? - odzywam się niepewnie.

- Chciałabym zadać pani kilka krótkich pytań.

- Oczywiście - odpowiadam, chociaż przez chwilę miałam wielką ochotę odmówić. Mam nadzieję, że uśmiech, który posłałam Erudytce jest przynajmniej w połowie tak życzliwy jak sobie zaplanowałam.

- Zapraszam - Kobieta prowadzi mnie w stronę dwóch krzeseł oddzielnych od reszty komnaty ciężką zasłoną.

Staram się jakoś zignorować obiektyw kamery wycelowany prosto w moją twarz, ale i tak czuję gwałtowne przyśpieszenie pulsu. Zapala się czerwone światełko a ja powstrzymuje się od zaciśnięcia dłoni na materiale sukni. Muszę być opanowana. A przynajmniej na taką wyglądać.

- Jak rozumiem mam przyjemność z Lady Beatrice? - pyta dziennikarka, kładąc notes na kolanie.

- Tak - uśmiecham się odrobinę szerzej, a zaraz potem przeklinam się w myślach za tak niewyszukaną odpowiedź.

- Czy mogłabyś nam opowiedzieć o swojej przemianie?

Zastanawiam się przez sekundę. Kiedy się odzywam staram się, żeby mój głos brzmiał pewniej, niż się czuję.

- Moje włosy zostały profesjonalnie umyte i uczesane. Paznokcie mam teraz pomalowane, a na twarzy lekki makijaż.

- Bardzo ci do twarzy - zauważa reporterka. - Jakie są twoje wrażenia z dzisiejszego dnia?

- Dziękuję - odpowiadam, ciesząc się, że przynajmniej ona nie wzięła mnie za Serdeczną. - Nie jestem pewna, jak to ująć - przyznaję po chwili. - Przede wszystkim jestem... - Przerażona. Zmęczona. - Ciekawa.

- Rozumiem - kobieta kiwa głową, a jej oczy mówią mi, że chyba rzeczywiście tak jest - A co myślisz o pozostałych kandydatkach? Niepokoisz się jak wypadniesz na ich tle?

- Nie! - oznajmiam stanowczo i od razu tego żałuję.

- Oo. Mamy tu zdaję się dziewczynę pewną wygranej. A wygląda tak niewinnie...

- Nie, nie - staram się to jakoś odkręcić. Zauważam, że kobieta chcę dać znak kamerzyście, żeby zakończył nagrywanie, więc szybko chwytam ją za rękę. - Nie o to mi chodziło - zapewniam, zwracając się najpierw do Erudytki, a potem już bezpośrednio do obiektywu. - Po prostu myślę... że jest za wcześnie na coś takiego. Nie poznałam jeszcze pozostałych kandydatek, ale jestem pewna, że wszystkie jesteśmy inne. Nie wiem, co miałoby działać na moją korzyść czy niekorzyść, bo nie znam też księcia. Nie widzę powodów, żeby już teraz się denerwować.

- Mam nadzieje, że nie znajdujesz ich też w przyszłości - reporterka się uśmiecha, a ja powstrzymuję westchnienie ulgi. Chyba się udało. Puszczam jej rękę, a kobieta kulturalnie nie wyciera jej natychmiast w spódnicę. - Ostatnie pytanie. Czy uważasz, że twoje pochodzenie, jako Altruistki, stawia Cię w innym położeniu niż dziewczęta z innych frakcji?

Tym razem zastanawiam się nad odpowiedzią, chociaż nie chcę zagarniać zbyt dużo czasu antenowego.

- Nasza frakcja nie decyduje o tym, kim jesteśmy - oznajmiam zdecydowanym głosem.

~~*~~

Tori oprowadza nas po pałacu, a ja cały czas myślę o tymczy dam radę jutro dotrzeć na śniadanie bez mapy.

- Większość czasu będziecie spędzały w Komnacie Dam - tłumaczy kobieta. - Nie wolno wam wchodzić na trzecie piętro, mieszczą się tam komnaty rodziny królewskiej. Jutro przed śniadaniem poznacie Jego Książęcą Mość Tobiasa.

Słyszę kilka westchnień, rozlegają się nerwowe szepty. Kilka metrów ode mnie zauważam Susan w towarzystwie Marthy. Uśmiechają się lekko, ale nic nie mówią.

- Nie poznamy go dzisiaj? - pyta cicho z zawodem w głosie Christina.

Tylko wzruszam ramionami. Nie czuję zbyt wielkiego zawodu, jednocześnie czując, że rano będę cała w nerwach.

- Spokojnie dziewczęta, spokojnie - upomina nas Tori. - Lekcje etykiety są wypisane w wasz plan dnia.

Mam ochotę się roześmiać, kiedy widzę zawstydzone miny niektórych dziewczyn.

- A tutaj są wasze pokoje - informuje nas kobieta kiedy wchodzimy drugie piętro. - Spotkamy się w holu za dwie godziny, dzisiaj razem pójdziecie na obiad, do Komnaty Dam. Od jutra będziecie jadać w jadalni, wraz z rodziną królewską.

Nie rozpoznaję dziewczyny która ma pokój na lewo od mojego, ale po prawej mieszka Lynn Ford, łysolka z Nieustraszoności. Wygląda dość komicznie w długiej, fioletowej sukni.

- Błagam cię, Mar - zwraca się do stojącej obok niej blondynki. - Moja stylistka to idiotka.

Uśmiecham się lekko, po czym otwieram drzwi do swojego pokoju. Kiedy wchodzę do środka, zastaję tam trzy dziewczyny: dwie blondynki i brunetkę.

- Dzień dobry, panienko - odzywa się  stojąca po środku dziewczyna, jedna z blondynek.- Nazywam się Hana, a to są Jo i Allie.

- Witajcie - mówię, orientując się w końcu, że to przydzielone do mnie pokojówki, o których wspominała Tori. Dziewczyny mają na sobie czarno-białe fartuszki, ale gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że są z Altruizmu lub Serdeczności.

Chociaż dzisiaj i tak nic nie wiadomo.

- Czy panienka chciałaby wziąść kąpiel przed obiadem? - pyta Allie.

- Albo napiłaby się panienka herbaty? - proponuje Jo.

- Dziękuję wam... - mówię nieco skrępowana. Przyzwyczaiłam się do tego, że to ja mam wszystkim pomagać. - Ale tak naprawdę chciałabym tylko odpocząć.

Wszystkie dygają.

- Oczywiście, panienko - Hana daje znak Allie i Jo i wszystkie posłusznie wychodzą. Sądząc po uśmiechu Jo, nie zaprzepaściłam swojego pierwszego wrażenia ma nich.

Kiedy tylko drzwi się za nimi zamykają wzdycham z ulgą. Te trzy dziewczyny wydają się być bardzo miłe, ale w połączeniu z towarzytwem księcia, pozostałych trzydziestu czterech kandydatek i kamer oznaczają dla mnie totalny brak prywatności. W dodatku mój mózg jest w tej chwili tak nagrzany, jakby miał za chwilę eksplodować.

Rozglądam się po pokoju. Jest co najmniej dwa razy większy od mojego pokoju w Altruizmie. Szerokie łóżko, ściany w kolorze pastelowego różu, szafa pełna kolorowych sukni.

Wszystko jest inne, obce.

Siadam na brzegu łóżka i nagle czuję przypływ tęsknoty znajomą szarością.

Gdybym została w domu, właśnie wracałabym ze szkoły, a później razem z bratem przygotowałabym obiad.

Zastanawiam się, co teraz robi Caleb. Czy za mną tęskni. A rodzice? Jak sobie z tym radzi Susan?

A jak ja sobie radzę? I co mam zrobić jutro, kiedy stanę twarzą w twarz z jednym z najpotężniejszych ludzi w Chicago?

Pocieram twarz dłońmi. Czuję się tak, jakbym w ogóle nie uczyła się do najważniejszego sprawdzianu w moim życiu.

Queen ✔Where stories live. Discover now