Rozdział 34

2.7K 124 60
                                    

Chociaż siedzimy w moim pokoju przez ponad godzinę, ani razu nie pojawia się Hana, Allie albo Jo. Wiem, że będę musiała z nimi porozmawiać. Nie zasłużyły na to, jak zostały przeze mnie potraktowane, przecież chciały mi pomóc.

Przeproszę je przy najbliższej okazji. O ile w ogóle taka będzie.

- To trochę dziwne, że twój brat tutaj jest - mówi Christina, znowu wracając do tematu, od którego zaczęła się nasza rozmowa. W zamyśleniu stuka się palcem po brodzie. - To znaczy, jasne, w Chicago nie ma aż tylu chłopaków, którzy mieszczą się w przedziale wiekowym, ale to wciąż dziwny zbieg okoliczności.

- Brat Cary też tu jest - informuję ją.

- Tym bardziej podejrzane - zauważa Lynn. - Ale... - przez chwilę się waha, jakby nie chciała nam nic mówić, ale już zaczęła uznała, że wypada skończyć. - Ja też mam brata i nie wyobrażam sobie, że miałby tracić do armii. Co prawda on ma tylko dwanaście lat, ale i tak...

- Jak ma na imię? - pytam, nie mogąc się powstrzymać. Dziwnie jest mi myśleć o Lynn, jako o czyjejś starszej siostrze.

- Hector - dziewczyna uśmiecha się lekko. Od razu widać, że sama myśl o nim sprawia, że staje się łagodniejsza.

- Właśnie - odzywa się nagle Marlene. Ma minę, jakby zapomniała o czymś bardzo ważnym i dopiero teraz sobie o tym przypomniała. - Mamy dla ciebie aktualizacje Eliminacji.

- Co macie? - marszczę brwi.

- Najnowsze informacje - Lynn przewraca oczami, a po jej poprzednim wyrazie twarzy nie ma nawet śladu.

- Clarise wyjechała - ciągnie blondynka, jakby w ogóle jej nie przerwano. - Dzisiaj rano była na randce z księciem, a potem... - wzrusza ramionami.

Tak naprawdę wcale nie interesuje mnie, co zrobiła albo czego nie zrobiła Clarise. Dużo bardziej obchodzi mnie prosta matematyka, która podpowiada mi, że zostało już tylko szesnaście kandydatek, a dziesięć oznacza Elitę.  Członkinie Elity zostają zapoznane z obowiązkami księżniczki, co mnie osobiście przeraża. Zresztą jak całe Eliminacje, jak się okazuje.

- Ktoś wie, co się stało? - pytam, żeby jakoś przerwać ciszę, która między nami zapadła.

- Pewnie inna kandydatka z Erudycji - Christina wzrusza ramionami. - Ja ich o nic nie pytałam i nie zamierzam. Jeśli to jakiś ściśle tajny sekret, to w końcu i tak się o tym dowiemy.

- Idziemy na kolację? - proponuje Marlene, znów zmieniajac temat, przez co sprawa Clarise od razu wylatuje mi z głowy.

Zerkam na wiszący na ścianie zegar i szybko podnoszę się z łóżka, bo chcę przyjść punktualnie na chociażby jeden posiłek dzisiaj.

Całą drogę do jadalni zastanawiam się, jak mam zareagować, kiedy zobaczę Tobiasa. Powinnam udawać obojętną? Być ponad to?

Kiedy tylko wchodzimy do sali jednak się, że mój problem znalazł rozwiązanie bez mojego udziału. Miejsce księcia jest puste.

Przenoszę wzrok na dziewczyny siedzące przy innych stołach, żeby ustalić, którą kandydatkę zaszczycił swoją obecnością tym razem, ale oprócz Clarise nikogo nie brakuje. Najwyraźniej Tobisd musiał po prostu przedłożyć obowiązki nad jedzenie.

Wszystkie cztery dygamy przed królem i królową, a potem siadamy na swoich miejscach. W głębi serca staram się pielęgnować swój gniew na księcia, ale gdy tylko biorę do ust pierwszy kęs lazanii, zaczynam mu współczuć. To jest pyszne.

- W porządku? - pyta Shauna, kiedy przykładam do ust szklankę soku pomarańczowego.

- Jasne - uśmiecham się do niej niepewnie. Cały czas mam w głowie wyraz jej twarzy, kiedy przyznałam, że zgadzam się z Nitą. - Dlaczego pytasz?

Queen ✔Where stories live. Discover now