Dzienniczek

430 59 14
                                    

Miała dzienniczek z kolorową okładką,
Każdego wieczora zaszczycała go notatką.
Pisała o sobie, swoich zaletach,
O czasie wolnym i innych bzdetach,
Wspominała o wadach, wytykała słabości,
Informowała o smutku, a także radości.
Często pisała, że z rodziną się kłóci,
I wtedy bardzo jej mama się smuci.
Któregoś dnia zgubiła swoje życie z zeszytu,
Nie dała dziennikowi notatki zaszczytu.
Ze względu na to, że była pedantką,
Nie dała, od tak pomoczyć się kartkom,
Zeszycik zawsze w folię owijała,
I w tym plastiku swe życie chowała.
Raz młody chłopak pod mostem szedł,
Zobaczył notesik- do rzeki zbiegł.
Podniósł obrócił, spojrzał, nie otworzył,
Padało, więc go do plecaka włożył.
W domu wieczorem usiadł zamyślony,
Wtedy przypomniał mu się notes ocalony.
Zanurzony w pościeli, z głową na poduszce,
I orzeszkami ziemnymi w puszce,
Zaczął czytać historię dziewczyny,
Pokoleji analizując jej czyny.
Pismo było śliczne, ozdobne,
Zawiłe, lekko pochylone.
,,Dziś znowu kłuciłam się z bratem
Dlaczego jestem zwaśniona ze światem?"
Kolejne linijki trochę przeraziły czytelnika,
Kobieta była samobójczynią, jak wynika.
,,Nie nawidzę siebie, jestem zerem,
Zwykłym śmieciem, ludzkim pozerem,
Po co żyję, po co przeszkadzam?
Przecież tylko zament wprowadzam!"
Chłopak wciągnął się w dziwną lekturę,
Jego myśli przypominały burzową chmurę.
Nie umiał opisać swojego przeżycia,
Gdy dziewczyna napisała, że ma dość życia.
,,Znowu zawadzam ludziom w okolicy,
Dzisiaj ktoś zwyzywał mnie na ulicy,
Mam dość swojego życia, chyba odpuszczę,
I swoją ,,wolną" duszę wolno puszczę.
Nie liczę na niebo, nie jestem tak głupia,
Ale na piekle moja myśl się skupia."
Czy ona już nie żyje?
Czy ziemia już ją kryje?
Takie pytania zaprzątały mu główkę.
Rano w mróz założył puchówkę,
Naciągnął szalik i czapkę,
W rękawiczkę włożył łapkę.
To była zima stulecia, minus trzydzieści,
Gdzie ta chmura ten śnieg mieści?
Chłopak przeczytał notes w całości,
Do swej decyzji nabierając pewności.
Postanowił odnaleźć autorkę bezsenności,
Był w nim strach, ale i odrobina radości.
Dziennik był podpisany inicjałami,
Ale imię kryło się za następnymi stronami.
Dziewczyna żyła, mieszkała sama,
Umarła na raka jej kochana mama,
Ojciec znalazł sobie inną,
A brat pozostawił ją jako winną.
Stanął przed drzwiami z dębu,
Rozwijał część myśli kłębu.
Zadzwonił do szóstych z koleji drzwi,
Odrzucając myśl, że kobieta z niego drwi.
Otworzyła niewysoka, ruda dziewczyna,
Wielce zaskoczona była jej mina.
Przecież to chłopak ze szkoły?
Jego też oczy dziewczyny zaskoczyły.
Widział ją nie raz, siedziała obok,
Jakim cudem zapomniał ten blok?
Przecież mieszkał tu rok temu,
Wyciągnął notes z pytaniem: Czemu?
Dziewczyna spojrzał zaskoczona,
A nawet bardzo przerażona.
Przeczytał czy tylko odnalazł?
Przeczytał, przecież mnie znalazł!
Rozmawiali długo, aż do wieczora,
Aż przyszła rozstania pora,
Dziewczyna była uśmiechnięta,
Pierwszy raz odkąd pamięta.
Chłopak zakochał się w jej wzroku,
Marzył o nim na każdym kroku.
Piękne szafirowe oczęta,
Ciągle ich smutek pamięta.
Mijały lata, oni wierni przyjaciele,
Ale chłopak czuł się źle,
Pragnął dziewczyny, by była jego,
Ona jednak nic nie czuła do niego.
Pewnego wieczora, przy księżyca blasku,
Trzymając w ręku ziarenko piasku,
Powiedział co czuje jego serce,
Łapiąc dziewczynę za ręce.
Ona jednak odrzuciła jego miłości,
Wtedy wygasł jego żar radości.
Następnego ranka, gdy szumiała rzeka,
Ona na niego już nie czeka,
Spotykali się tam codziennie,
Ale tak już nie będzie, o nie!
Chłopak stanął na moście, na poręczy,
Nieodwzajemniona miłość go męczy.
Wychylił stopę, zamykając oczy,
Jego dusza teraz skoczy,
On za nią wiernie iść będzie,
Już nie zabłądzi w błędzie,
Skoro ona go nie kocha,
To będzie dla niej radocha,
Jak skoczy i się zabiję,
Bo tylko dla niej jego serce bije.
Z łzami w oczach szła aleją,
Oczy od braku snu jej się kleją.
Nie mogła uwierzyć, że go nie ma,
Wciąż myśli, że to głupia ściema.
Chłopak poczuł to co ona, gdy napisała
Jak bardzo swojego ojca się bała.
Jesienne liście jak on spadające,
Jeszcze bardziej dziewczynę dołujące.
Położyła żółtą różę na marmurze,
Oddając wzroku zieleń chmurze,
Tak lubił jej oczy, jej wzrok,
Wiedziała dlaczego zrobił za poręcz krok.
Płakała, tak jak niebo tego wieczora,
Gdy przyszła na chłopaka pora.
On ucałował jej skroń chłodnymi ustami,
Wpatrując się w nią pustymi oczami.

*************
Za długie? Przesadziłam?
664 słowa ;)
UPS!!!!

Psychiczne wierszyki psychopatkiWhere stories live. Discover now