Rozdział 19 |cz.2|

805 50 7
                                    

*POV Ariana*

Zamknęłam za sobą frontowe drzwi i wyszłam na ulicę. Prawie natychmiast rzucił mi się w oczy ten sam czarny samochód. Zmarszczyłam brwi, widząc także głowę mężczyzny opierającego się o drzwi po drugiej stronie auta. Stał do mnie tyłem i nie widziałam jego twarzy, ale doskonale wiedziałam kto to był.

- Justin? - bez wahania odezwałam się.

Leniwie odwrócił głowę w moją stronę, a jego szczęka zacisnęła się. Wsadził obie ręce do kieszeni ciemnych jeansów w taki sposób, że na zewnątrz wystawały jednie jego obydwa kciuki.

Odchrząknęłam, próbując wymusić na nim coś więcej niż tylko pusty wyraz twarzy, jakim mnie w tej chwili obdarzył. Jego reakcja to jedynie odwrócenie spojrzenia w bok i przyglądanie się ulicy, jakby była ona dużo ciekawsza od mojej osoby.

Auć.

Zamiast podnieść głos lub chociaż się odezwać (co z początku rozważałam), postanowiłam przetestować inną metodę. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę frontowych drzwi mojego domu. Zrobiłam kilka kroków, licząc na to, że już wtedy mnie zatrzyma. Ale on tego nie zrobił. Pokręciłam głową, jedynie wzdychając. Odwróciłam się do niego przodem.

- Serio? - podreptałam z powrotem w to samo miejsce tuż przed samochodem.

- Możesz po prostu wrócić do domu? - jego twarz zmarszczyła się, ponieważ padało na nią słońce.

Wiało od niego chłodem, a ja biłam się z myślami, dlaczego on tak się zachowuje. Byłoby łatwiej, gdyby mi łaskawie wyjaśnił, ale na to raczej nie będę mogła liczyć.

- No proszę, to potrafi mówić.

Na jego buzi zawitał cień uśmiechu. Ale słów nadal brak.

- Czemu taki jesteś?

- Posłuchaj. - położył rękę na samochodzie, częściowo opierając na nim ciężar swojego ciała. - Wystarczy mi już krzyku. Mam dość. Nie bierz tego do siebie, ale już wystarczająco dużo powiedziałaś ostatnim razem. Możesz darować sobie kolejne kłótnie.

Na jego twarzy malowała się obojętność pomieszana w troską. Tego, co w tej chwili odczuwałam nie dało się opisać w kilku prostych słowach. Sama nie byłam końca pewna, czy potrafiłabym opisać, jakie emocje mną targały.

Stwierdzenie, że nie spodziewałam się słów Justina byłoby pewnie niedopowiedzeniem, no ale cóż, pewnie zasłużyłam sobie na to. Zjadały mnie wyrzuty sumienia za to, jak się przy nim zachowałam przy naszej ostatniej rozmowie.

- Nawet przez sekundę nie pomyślałam o tym, żeby się z tobą kłócić, czy robić awanturę.

- Czemu? - oblizał usta, krzyżując ramiona na piersi.

- To, co mówiłam wcześniej nie było do końca mądre. - przyznałam ze wzrokiem wbitym w ziemię. - Co nie oznacza, że jesteś całkowicie bez winy. - dodałam w pośpiechu, by nie pomyślał, że całkiem mi przeszło.

- Jasne. - zaśmiał się z nutką ironii, jednocześnie spojrzał w bok na ulicę, trącając nos palcami.

- Czemu tu jesteś? - na mojej twarzy pojawił się grymas. Zasłoniłam ręką oczy przed uporczywym słońcem święcącym teraz mi prosto w twarz.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz