Rozdział 37

2.3K 100 11
                                    

*POV Ariana*

Gdy tylko otworzyłam oczy ból głowy od razu dał o sobie znać. Podniosłam się do pozycji siedzącej, łapiąc się za głowę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Było tu pusto i cicho, nie było już chłopaka, który mnie pilnował. Co ze mną będzie? Byłam wyczerpana i spragniona, do tego bałam się o to, co dalej. Niepewnie wstałam i oparłam się o ścianę. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć powoli do dziesięciu, by nie wpaść w panikę. Wdychałam i wydychałam głośno powietrze, co pozwalało mi się uspokoić. Otworzyłam oczy wcale nie czując się lepiej. Coś przy drzwiach przykuło moją uwagę. Podeszłam bliżej i podniosłam małą butelkę z wodą, którą bez zastanowienia odkręciłam. Wypiłam duszkiem kilka łyków, czując przyjemne zimno rozchodzące się po moim gardle. Odstawiłam do polowy pełną butelkę na podłogę. Zrobiłam dwa powolne kroki i złapałam za klamkę, lekko ją naciskając. Usłyszałam ciche skrzypnięcie i drzwi otworzyły się. Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się uważnie po korytarzu. Ani jednej żywej duszy. Nikt mnie nie pilnował. Jakim cudem do tego dopuścili? Dlaczego nikogo ze mną nie było? Liczyłam, że to będzie moja szansa na ucieczkę i jak najciszej wybiegłam z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Szłam szybko, co chwilę przyspieszając kroku. Korytarz był długi i obawiałam się, że w którymś momencie mogę natknąć się na któregoś z pracowników Jamesa. Moje kroki odbijały się cichym echem od ścian. W nieprzyjemnej i pełnej napięcia ciszy słyszałam przyspieszone bicie mojego serca.

Sekundę później przed mną pojawił się chłopak z bujną czupryną, ten sam, którego wczoraj widziałam. Popatrzył na mnie zmieszany, a ja stanęłam jak wryta nie wiedząc, co miałam w tej chwili zrobić.

- Co ty tu robisz? - burknął, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczami.

Mój oddech stał się urywany, kiedy zrobił kilka szybkich kroków w moją stronę. Złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę małego pomieszczenia obok. Starałam się mu wyrwać, wykręcając rękę, ale byłam bezsilna. Wciągnął mnie do środka, zamykając kopniakiem drzwi. Przyparł mnie do ściany tym samym nie dając szansy na ucieczkę.

- Zadałem ci pytanie. - odparł. - Liczę, że na nie odpowiesz.

- Zostaw mnie w spokoju. - wysyczałam, unosząc głowę, by nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Był wyższy ode mnie o co najmniej kilkanaście centymetrów.

Zbliżył swoją twarz do mojej. Jego usta znalazły się przy moim uchu.

- Nie zrobię tego. - szepnął. Złapał ręką mój policzek. Natychmiastowo go odepchnęłam. - Nikogo tu nie ma. Jesteśmy tylko ty i ja. - złapał mnie w talii jeszcze bardziej przyciskając do ściany.

- Puść mnie! - krzyknęłam, waląc go pięściami po klatce piersiowej, by się ode mnie odsunął. Niewątpliwie ta sytuacja zaczęła mnie przerażać.

- Uspokój się. - powiedział spokojnie, jednak na jego twarzy czaił się uśmiech, który mi się nie spodobał.

W mgnieniu oka jego ciało przywarło do mojego, a ja czułam, że nie jestem w stanie go powstrzymać. Nie byłam wystarczająco silna, by go od siebie odepchnąć. Jego dłonie znalazły się pod moją bluzką, a usta zaatakowały szyję. Wiłam się, próbując w jakiś sposób odsunąć od niego, ale nie miałam raczej żadnej drogi ucieczki, ponieważ za mną znajdowała się ściana. Krzyki nie mogły mi pomóc, ponieważ rzeczywiście wyglądało na to, że nikogo oprócz nas nie było w budynku. Steven przesunął ręką po moim obojczyku i zbliżył swoją twarz do mojej. Jego usta naparły na moje. Nie odwzajemniłam pocałunku, marząc o tym, by jakoś od niego uciec. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Chłopak przesunął językiem po mojej dolnej wardze. Jego ręce powędrowały w stronę moich spodenek.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz