Rozdział 5 |cz.2|

1.6K 102 9
                                    

*POV Ariana*

Kolejne dni ciągnęły się dla mnie niemiłosiernie długo, czułam się jakbym czekała na jakieś niesamowicie ważne wydarzenie, ale o dziwo wcale tak nie było. Coraz więcej czasu spędzałam na świeżym powietrzu, pozwalając mojemu organizmowi się dotlenić. Czułam potrzebę wychodzenia z domu, obserwowania mojego otoczenia. Sprawiało mi to poniekąd niecodzienną przyjemność, ponieważ w ostatnich miesiącach odzwyczaiłam się od mojego normalnego trybu życia.

O dziwo Justin obserwując moje poczynania, nie zatrzymywał mnie, tak jak robił to kiedyś. Co prawda, znikał także na długie godziny i nie wiedział o tym, jak często wychodzę z domu, jednak mimo to jego nastawienie do całej sytuacji diametralnie się zmieniło. Doskonale wiedział, że opuszczam dom i staram się funkcjonować normalnie. Nie komentował tego, co robię, ale uznałam to za dobry znak i nie dyskutowałam z nim na ten temat.

Zważywszy na to, że James nie dawał znaku życia od kilku miesięcy, coraz rzadziej zamartwiałam się jego osobą. Starałam się o nim zapomnieć i zacząć funkcjonować w miarę normalnie, o ile było to jeszcze w moim przypadku możliwe. Co do mojej rodziny, zaczęło ogarniać mnie nieprzyjemne uczucie zmieszane z niepewnością, gdy tylko przypominałam sobie, w jaki sposób ich potraktowałam. Nie widziałam ich od dnia, kiedy zostałam porwana przez Jamesa. Każdej normalnej osobie nasuwałoby się pytanie, dlaczego potem, gdy byłam już bezpieczna, nie skontaktowałam się z nimi? Dlaczego nie wróciłam do rodzinnego domu? Do jakiegoś czasu naprawdę chciałam to zrobić, ale Justin odradzał mi tego i namawiał, bym wstrzymała się z takim posunięciem, przynajmniej na jakiś czas. Im więcej tego czasu mijało, tym większe były moje obawy. Jeśli mam być szczera, w głowie rodziło się coraz więcej wątpliwości. Kochałam moich rodziców, dlatego nie chciałam im tego robić. Za wszelką cenę nie chciałam ich ranić, chociaż i tak już to zrobiłam. Najbardziej bałam się tego momentu, kiedy stanęłabym przed nimi i spojrzała w ich oczy po tym wszystkim. Nie umiałabym wytłumaczyć im całej tej sytuacji. To wszystko może wydawać się bardzo dziwne i niezrozumiałe, ale taka była prawda. Jednak kiedyś nadejdzie dzień, kiedy wrócę do nich. Na pewno. Tylko jeszcze nie teraz.

                                       *

- Chciałbym, żebyś kogoś niedługo poznała. - oznajmił Justin pewnym siebie głosem, po czym kontynuował jedzenie jabłka w najdziwniejszy, a raczej najobrzydliwszy sposób, jaki widziałam. Parsknęłam śmiechem, zakrywając ręką usta, gdy kolejny raz się opluł, wyglądając przy tym z lekka komicznie. - Czy ty w ogóle mnie słuchasz? - uniósł brwi ku górze, wycierając twarz wierzchem dłoni.

Siedziałam na jego kolanach, opierając się o duże poduszki na kanapie. Zmieniłam nieznacznie pozycję, licząc na to, że będzie mi chociaż odrobinę wygodniej.

- Mhm. - mruknęłam niewinnie, wciąż próbując powstrzymać chichot.

- Mówię poważnie. - wychrypiał kiwając głową. Odłożył ogryzek na ławę i przejechał ręką po moim nagim biodrze.

- Więc kogo poznam? - zapytałam szczerze zaciekawiona, kogo chciał mi przedstawić Justin.

- Jutro zobaczymy się z moim przyjacielem Johnem i jego żoną Tiffany. - odparł.

- Nigdy mi o nich nie opowiadałeś. - odchrząknęłam, czując chrypę w gardle. Zeszłam z jego kolan i usadowiłam się na kanapie obok Justina. - Dlaczego?

Chłopak odwrócił wzrok i zwilżył usta językiem. Wzruszył ramionami, spojrzał na mnie z ukosa.

- Szczerze mówiąc, sam tego nie wiem. - odpowiedział. - Chyba wcześniej nie było okazji.

Uniosłam brwi ku górze, nie będąc pewna czy dalej ciągnąć temat, jednak po krótkiej chwili zdecydowałam się tego nie komentować.

- Opowiedz mi coś o nich. - położyłam ramię na oparciu kanapy, opierając na dłoni głowę.

- Cóż... - Justin wziął głęboki wdech i przejechał ręką po swoich krótkich włosach, zapewne zastanawiając się, od czego zacząć. - John jest moim przyjacielem już naprawdę długo i jesteśmy praktycznie nierozłączni. Przeszliśmy dosyć sporo i czasami jeden drugiemu ratuje tyłek, gdy ma jakiś problem. - zaśmiał się, jakby sobie coś przypomniał. - Jest naprawdę spoko gościem i jestem pewien, że się dogadacie. A co do Tiffany... - urwał. - Od kilku miesięcy są z Johnem szczęśliwym małżeństwem spodziewającym się przyjścia na świat dziecka.

- Wow. - otworzyłam szeroko usta. - I ty mi o takich rzeczach mówisz dopiero teraz?! - pisnęłam. - Twój przyjaciel spodziewa się dziecka! - klasnęłam w dłonie. - To chłopiec czy dziewczynka?

-  Nie chcieli poznać płci. Dowiemy się przy porodzie.

- Wybrali już jakieś imiona? - dopytywałam się. Nie ukrywam, że byłam podekscytowana wiadomością o dziecku. Od zawsze uwielbiałam dzieci i w przyszłości także planowałam założyć rodzinę.

- Jeszcze nie. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. - chłopach wstał z kanapy pozostawiając miejsce obok mnie puste. - Od dłuższego czasu mieli spory problem z wybraniem imienia. Ciągle kłócili się w tym temacie i toczyli liczne spory. Pamiętam dzień, kiedy tak bardzo się o to posprzeczali, że nie odzywali się do siebie przez prawie cały dzień.

Zaśmiałam się na słowa Justina. Zakryłam usta dłonią i także wstałam z kanapy, by stanąć na przeciwko chłopaka.

- Opowiedz coś więcej o Tiffany. - poprosiłam strzepując pojedyncze paprochy z koszulki chłopaka.

- Spokojnie, bez pośpiechu. - zaśmiał się Justin. - Jutro będziesz mogła ją zapytać o co tylko będziesz chciała. - puścił mi oczko łapiąc za mojego warkocza. - Jestem pewien, że się polubicie.

Odwzajemniłam jego pełen spokoju i ciepła uśmiech wpatrując się w jego twarz, przy czy musiałam unieść głowę do góry.

- Tiffany jest piękną kobietą. - powiedział odwracając wzrok od mojej twarzy i wpatrując się jakby z rozmarzeniem w przestrzeń.

- Naucz się, że nie komplementuje się innej kobiety w towarzystwie swojej dziewczyny. - prychnęłam udając, że się na niego gniewam i odsunęłam się od niego nieznacznie. Czułam się jednak trochę dziwnie, gdy wypowiedział to zdanie, jednak ciężko mi było opisać to uczucie.

- Gdzie mi uciekasz? - Justin złapał mnie mocno za biodra i przycisnął do swojego ciała. Uniósł pytająco brwi, oczekując odpowiedzi na swoje pytanie.

- Nie słyszałeś, co przed chwilą do ciebie powiedziałam?

- Ja jestem po prostu szczery, skarbie. - mruknął przysuwając wargi do płatka mojego ucha. - Wdzięki tej kobiety mnie oczarowały. Ma w sobie to coś.

- Justin! - krzyknęłam, tracąc do niego cierpliwość. Jak widać on świetnie się przy tym bawił, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Co?

- Ty to naprawdę jesteś głupi. - uderzyłam go lekko z ramię. Szkoda, bo powinnam w głowę.

- Głupi to może i jestem, ale zapamiętaj sobie jedno. - w tej jednej sekundzie uśmiech zniknął z jego twarzy. Momentalnie spoważniał spoglądając mi głęboko w oczy. - Jestem do bólu zakochany w tylko jednej kobiecie i mogę cię zapewnić, że nie jest to ani Tiffany, ani żadna inna oprócz tej stojącej przede mną.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz