Rozdział 17 |cz. 2|

910 58 10
                                    

*POV Justin*

Steven już ponad dwie godziny temu miał przysłać mi adres faceta, z którym miałem załatwić pewne interesy. No dobra, był to jeden z gości, których nazwisko widnieje na długiej liście dłużników Jamesa. Normalnie nie musiałabym się za nim uganiać, ale James wyjechał z miasta, a połowa ekipy wyparowała wraz z nim. Więc takim oto sposobem musiałem odpierdalać czyjąś robotę. Zajebiście.

Byłem już nieźle wkurwiony, w dodatku ten frajer, oczywiście mam na myśli bezmózgiego Stevena, nie dawał znaku życia.

Z niewiadomych pobudek czułem do niego niechęć i po części odrazę. Odpychałem od siebie myśli o tym, gdzie Ariana mogła się teraz znajdować, bo zapewne była u niego. Nie sądzę, że wróciła do domu, zbyt bardzo obawiała się reakcji rodziców po tym wszystkim. Na samą myśl o tym, że Steven spędzał z nią czas albo nawet oddychał tym samym powietrzem, miałem ochotę połamać mu wszystkie kości. A tak się składało, że miałem do tego dużo okazji, gdyż oboje nadal zajmowaliśmy się zleceniami Jamesa i niestety w niektórych sytuacjach byliśmy skazani na swoje towarzystwo. Tak, tak wiem, facet nie zrobił nic złego, ale i tak przez wzgląd na moje wewnętrzne emocje powinienem spuścić mu porządny łomot. Tak dla zasady.

Od jakiegoś czasu wszystkie swoje smutki, żale, nerwy, czy nie wiem kurwa co, zatapiałem w alkoholu lub innych świństwach, chociaż starałem się to ograniczać, co nie zawsze mi wychodziło. Zachowywałem się jakby ktoś naprawdę zaszedł mi za skórę. Cóż, po części mój gniew był uzasadniony. Reszta to przypadkowe emocje, które po prostu musiałem na kimś lub czymś rozładować. Tak już było i chyba zaczynałem się do tego przyzwyczajać.

Byłem święcie przekonany, że nie będę w stanie normalnie funkcjonować bez Ariany, ale tak nie było. O dziwo przez jakiś moment wszystko wydawało się nieco prostsze. Nie musiałem już nosić ciężaru moich kłamstw, bo po prostu już nic jej nie mówiłem. Stwierdziłem, że najlepiej postąpię ograniczając nasze kontakty do minimum.

Telefon milczał, a ja nadal nie otrzymałem potrzebnego adresu. To tylko spotęgowało mój gniew wobec Stevena. Nawet najprostszej rzeczy nie umiał załatwić. Może był zbyt zajęty zajmowaniem się moją dziewczyną, pomyślałem.

Przetarłem twarz dłońmi i chwyciłem za telefon, by zadzwonić do Johna. Ostatnio mało mieliśmy okazji, by wyjść na piwo lub po prostu pogadać jak kumple. Trzeba było to nadrobić. Omówiliśmy, że spotkamy się w barze, do którego niegdyś często wpadaliśmy.

Kilka tygodni temu podjąłem decyzję o tym, by wreszcie przestać ukrywać przed nim prawdę. Stwierdziłem, że to najwyższa pora, by powiedzieć mu o moim powrocie do starego biznesu. Jakiś czas temu spotkaliśmy się, by wreszcie pogadać. Przyjął to z miną, jakbym powiedział mu coś w stylu "słuchaj stary, chyba skasowałem twój wóz. Nie gniewasz się, prawda?" Od tego czasu mało rozmawialiśmy, bo każdy miał coś do roboty. On spędzał godziny na użeraniu się z marudzącą Tiffany, która właściwie niedługo powinna wreszcie urodzić tego potwora, ja natomiast załatwiałem interesy Jamesa, co niestety pochłaniało większość mojego cennego czasu.

Minęła 18, a ja czekałem na niego w zatłoczonym barze. Co kilka sekund zaglądałem na wskazówki mojego drogiego zegarka, powoli się niecierpliwiąc. Nic nie poradzę na to, że nie lubiłem na kogoś czekać.

Usiadłem przy barze i przy okazji zamówiłem jednego drinka. Podrapałem się po karku, przekręcając głowę w lewo, gdzie stała ładna, wysoka blondynka w skąpym stroju, opierając się o bar. Dziewczyna rozmawiała przez telefon, ale po kilku próbach przekrzyczenia hałasu po prostu się rozłączyła, chowając urządzenie do małej torebki przy boku. Wzięła łyka ze swojej szklanki i złapała ze mną kontakt wzrokowy. Na jej ładnej buzi zawitał uwodzicielski uśmiech. Większość dziewczyn, próbując wyglądać pociągająco, szczerzyła się do mnie, co wyglądało, jakby je coś bardzo bolało, ale ona miała coś w sobie, coś, co sprawiało, że naprawdę wyglądała atrakcyjnie. Do tego miała długie nogi i szczupłą talię. Jej oliwkowa cera dodawała jej urody, oczy przyciągały spojrzenia.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz