Rozdział 18

2.8K 159 8
                                    

*POV Ariana*

Słowa mojego brata zmusiły mnie do głębokich refleksji. "Jesteś w dobrych rękach". Czy on właśnie miał na myśli Justina? Wszystko by się zgadzało, cała sytuacja idealnie pasowała do mojego obecnego położenia. Nie, to niemożliwe. Przecież on nie wiedział, co się ze mną dzieje. Nie było go przez te wszystkie tygodnie. Nawet nie wiedział, że rodzice wyjechali. Na pewno nie znał też Justina. Nie miał możliwości, by dowiedzieć się, co się aktualnie dzieje w moim życiu.

Kolejną rzeczą, która nie dawała mi spokoju były jego pytania. Wyraźnie dotyczyły mojego bezpieczeństwa. Przecież bez powodu nikt nie pyta o to, czy coś mnie ostatnio zaniepokoiło. A odpowiedź była prosta: od niedawna żyłam w strachu. Bałam się postawić każdy kolejny krok. Miałam ciągłe obawy, o to co się wydarzy kolejnego dnia. Obserwujący mnie zakapturzony mężczyzna, strzelanina na imprezie, groźby podrzucane do mojego domu, niewyjaśniony wypadek samochodowy i do tego włamanie. Te wszystkie wydarzenia dawały mi dużo do myślenia i sprawiały, że bałam się, co będzie następne. W tym wszystkim był jeszcze Justin. Chłopak, który znał mnie lepiej, niż ja sama. Uratował mnie nie jeden raz, twierdząc, że jego zadaniem jest zapewnienie mi bezpieczeństwa. Ukrywał przede mną całą prawdę, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Następnie wyrządził mi krzywdę podnosząc na mnie rękę. Mimo wszystkich wydarzeń, przez które przeszliśmy moje serce rozpaczliwie pragnęło mu zaufać. Nieważne, jak bardzo nie mogłam znieść jego zachowania, nie zamierzałam od tego uciec. Nie chciałam odsuwać się od niego. Nieważne jak głupio by to zabrzmiało, ale Justin stał się dla mnie kimś ważnym. Chyba tylko jemu mogłam naprawdę zaufać. Wiedziałam, że jeszcze wiele przed nami, ale nie mogłam przewidzieć, jak to się skończy. Jedyne, czego byłam pewna, to to, że żadne z nas tak szybko się nie podda.

Rozmowa z moim bratem uświadomiła mi, jak bardzo moje życie się zmieniło, a także jak bardzo zmieniłam się ja. Nic nie było na swoim miejscu, nic nie pasowało do siebie. Jakby każdy element wyrwany był z nieznanego źródła.

Biegłam w stronę domu Justina chcąc obudzić się z tego cholernego snu. Emocje we mnie buzowały chcąc wydostać się na zewnątrz. Szczerze nie miałam pojęcia, jak opisać, to co czułam. Ja po prostu nie wiedziałam, co powinnam czuć. W mojej głowie panował bałagan, którego za wszelką cenę starałam się pozbyć. Po czasie zdającym się być wiecznością dotarłam do domu Justina i otworzyłam drzwi trzęsącymi się rękami. Weszłam na górę i rzuciłam się na moje duże łóżko pozwalając wypłynąć kilku pojedynczym łzom. Nie wiedziałam, jak długo tak leżałam, ale poczułam jak moje ciało zaczynało drętwieć. Otworzyłam napuchnięte od płaczu oczy i jedyne co, widziałam, to rozciągająca się przede mną ciemność. Wymacałam telefon na szafce nocnej, by sprawdzić, która godzina. Jak się okazało, była 21:58, a Justin nadal nie wrócił. Miał wyjść na kilka godzin, a nie było go dosłownie cały dzień. Nie wiedziałam, czy mam się martwić, czy rzucić w kąt nieprzyjemne scenariusze. Jedyne, czego byłam pewna to fakt, że moje zmęczenie właśnie dawało o sobie znać. Marzyłam teraz o głębokim i spokojnym śnie bez żadnych zmartwień. Nie zauważyłam nawet, jak moje powieki powoli przysłoniły mi widok i zasnęłam.

Usłyszałam głośny huk i kilka przekleństw wypowiadanych pod nosem. Otworzyłam szeroko oczy i rozejrzałam się dookoła. Usiadłam na łóżku i odwróciłam głowę w stronę korytarza, którędy ciemna sylwetka zmierzała do sypialni Justina. Podniosłam się do pionu i poszłam w jej ślady. Stanęłam w progu jego pokoju i ujrzałam Justina ściągającego czarną bluzę przez głowę.

- Justin?

Słysząc mój głos odwrócił się i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to lśniąca czerwona substancja na jego twarzy.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz