Rozdział 4 |cz.2|

1.5K 84 8
                                    

Trzy miesiące wcześniej...

*POV Justin*

...

- Czy ty nie zrozumiałeś za pierwszym razem, gdy ci mówiłem, że się na to nie zgadzam?! - krzyknąłem z furią uderzając pięścią w biurko.

W pomieszczeniu rozległ się głośny huk. James sapnął, po czym z cynicznym uśmieszkiem podszedł do biurka. Po kilku szarpnięciach udało mu się otworzyć górną szufladę z której wyciągnął cygaro, które zapalił.

- Zapomniałeś, że to ja rozdaję karty w tej grze. - jego obrzydliwy szept miał swoje źródło kilkanaście centymetrów od mojego ucha. James mocno zaciągnął się dymem, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Wiesz przecież, że nie odpuszczę, jeśli się nie zgodzisz. Jeśli będzie trzeba to zemszczę się na tobie. A moim celem będzie...

- Ariania. - dopowiedziałem za niego.

- Świetnie, że się rozumiemy. - poklepał mnie po plecach z twarzą wykrzywioną w sarkastycznym uśmiechu. - Ale popatrz na to wszystko z innej strony. Naucz się zauważać korzyści. Mógłbyś mieć wszystko. Jak dawniej. Pieniądze, kobiety, silną pozycję w gangu, ludzi od brudnej roboty i ochronę. Zrozum, że do takiej pracy zostałeś stworzony i tego właśnie ci potrzeba.

Mój umysł prowadził zawziętą walkę z samym sobą. Wszystkie myśli przenikały go i odchodziły, po czym znowu wracały. Były takie momenty, kiedy zastanawiałem się, czy nie będzie łatwiej, jak po prostu zabiję Jamesa. Jednak jedynym i głównym problemem byłoby to, że jego ludzie nie odpuścili by mi tego. Zgodnie z wolą Jamesa krzywdzili by Arianę, do czego nie mogłem dopuścić.

Moje myśli skupiły się także na jego słowach, które dudniły w mojej głowie i nie chciały dać mi spokoju.

"Mógłbyś mieć wszystko. Jak dawniej. Pieniądze, kobiety, silną pozycję w gangu, ludzi od brudnej roboty i ochronę. Zrozum, że do takiej pracy zostałeś stworzony i tego właśnie ci potrzeba."

Zadałem sobie jedno proste pytanie.
Czy na pewno chciałem to zostawić za sobą?

- Nie zamierzam wracać do tego gówna. - splunąłem patrząc mu prosto w oczy. Po moich słowach odwróciłem się na pięcie i ignorując jakieś słowa wychodzące z ust Jamesa, wyszedłem z pomieszczenia, kierując się prosto do wyjścia.

Złapałem się za głowę i zdenerwowany zmierzwiłem ręką włosy. Szedłem szybko, a moje kroki odbijały się głośnym echem. Moje serce waliło jak oszalałe, mimo iż starałem się to powstrzymać. Ignorowanie nerwów było zbyt trudne. Miałem ochotę zabić Jamesa, tu i teraz. Moje myśli z każdą chwilą coraz częściej skupiały się na tym, by odwrócić się i wrócić do miejsca, gdzie zapewne jeszcze stoi. Mógłbym załatwić sprawę szybko i skutecznie. Jednakże po dokonaniu tego czynu, zbyt wielkie czekały bu mnie konsekwencje, a ja nie mogłem pozwolić, by dotknęły one także Arianę.

W korytarzu panowała ciemność, chwilami czułem nieprzyjemny zapach, jednak nie byłem w stanie określić jego źródła. Szedłem przed siebie, kierując się do szerokich drzwi kilkadziesiąt metrów przede mną. Niespodziewanie, w pewnym momencie przede mną zmaterializowała się sylwetka mężczyzny. Jego twarz oblana była cieniem, dlatego nie rozpoznałem tej osoby. Postać szybkim krokiem podeszła do mnie, po czym niemocno pchnęła na ścianę za moimi plecami. Szybko odzyskałem równowagę i podniosłem wzrok. W tej samej sekundzie rozpoznałem stojącego przede mną Stevena. Tego samego gościa, który na początku wakacji przywiózł Arianę, po tym jak została porwana przez tamtego idiotę, znajdującego się kilkadziesiąt metrów od nas.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz