Rozdział 14 |cz.2|

896 57 7
                                    

*POV Ariana*

Zniknęliśmy stamtąd jeszcze szybciej niż się tego spodziewałam. Bez zbędnych słów, Steven zacisnął swoją rękę na mojej, nie pozwalając mi upaść na ziemię. Weszłam do auta i już po kilku sekundach śledziłam wzrokiem świetliste plamy za oknem. Jechaliśmy bardzo krótko, a może tylko mi się tak wydawało.

W mieszkaniu Stevena wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej, żaden szczegół się nie zmienił. Po ściągnięciu butów i kurtki, od razu rzuciłam się na kanapę w salonie. Okryłam się grubym kocem, który ściągnęłam z oparcia fotela obok. Moja głowa mimowolnie opadła na miękką poduszkę, ale sekundę później uniosłam ją, słysząc odgłosy dobiegające najprawdopodobniej z kuchni za ścianą. Omal nie pisnęłam, gdy chłopak nieoczekiwanie pojawił się w salonie, zmierzając w moim kierunku z dwiema szklankami w dłoniach. Wyciągnął rękę podając mi jedną z nich.

- Co to jest? - zmarszczyłam brwi, zaciskając palce na cienkim szkle.

- Po prostu się napij. - opadł na kanapę, upijając zawartość swojej szklanki. - Poczujesz się lepiej. - namawiał mnie.

Popatrzyłam na niego niepewnie, po czym uniosłam szklankę ku swojej twarzy. Poczułam dosyć specyficzny zapach i nie miałam już żadnych wątpliwości, że podał mi alkohol.

- To whisky?

Skinął głową, potwierdzając moje słowa.

- Chyba dzisiaj rzeczywiście tego potrzebuję. - wymamrotałam sama do siebie. Zatopiłam usta w substancji pozwalając, by po sekundzie spłynęła po moim gardle.

- Pewnie mi nie odpuścisz i będziesz chciała pogadać o tym wszystkim. - stwierdził, wpatrując się nieodgadnionym wzrokiem w przestrzeń.

- Nie wiem, czy chcę teraz o tym gadać.

- Jesteś zła, prawda? - zacisnął szczękę, natarczywym wzrokiem skanując moją osobę.

- Pytasz mnie o to, czy jestem zła, czy jestem zła na ciebie? - upiłam kolejnego łyka ze szklanki. Nigdy nie wierzyłam, że alkohol może mi pomóc, ale uznałam, że to dobry moment, by się przekonać.

Jego odpowiedzią było jedynie westchnięcie.

- Masz do tego prawo, by mieć do mnie pretensje. - chciał coś dodać, ale ja wtrąciłam się swoim głosem.

- Wiem, Steven. - pokiwałam głową, czując jak na mojej twarzy formuje się smutny uśmiech.
- Doskonale o tym wiem i uwierz mi, że wolałabym być gdziekolwiek indziej, niż siedzieć tutaj, ale nie mam się gdzie podziać. - oblizałam suche usta, robiąc wszystko, by tylko na niego nie spojrzeć.

Przez kolejne minuty nie padło ani jedno słowo. W ciszy mogłam wszystko przemyśleć, zastanowić się nad tą sytuacją, znaleźć jakieś rozwiązanie lub ukryte wyjście. Ale co ja mogłam w tym wypadku zrobić? Nie było nic, co pomogłoby mi to naprawić. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Justin mnie okłamywał. Przez te wszystkie miesiące grał ze mną, karmił mnie kłamstwami, w okrutny sposób wmawiał mi, że nic się nie zmieniło, mimo moich podejrzeń. Mogłam zadawać sobie tysiąc pytań, snuć różne teorie, ale musiałam kiedyś z nim porozmawiać.

Czy to możliwe, żeby aż tak się zmienił? Do czego musiał posunąć się James, by przekonać do tego wszystkiego Justina? Co mnie zdumiewało najbardziej, to sam fakt, że zaczęłam zadawać sobie pytanie, kim naprawdę jest Justin? Która jego strona jest tą prawdziwą? Może tego właśnie chciał, pomyślałam.

Przypomniało mi się, kiedy ostatni raz byłam w mieszkaniu Stevena i rozmawialiśmy o Jamesie. To tak jakby ta rozmowa odnosiła się dokładnie do obecnej sytuacji.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz