Rozdział 36

2.3K 113 2
                                    

*POV Ariana*

Jeden z mężczyzn mocno ściskał moje ręce, prowadząc mnie wzdłuż długiego wąskiego korytarza. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, który palił moje nozdrza. Nikt nie dbał o to miejsce, nie musiałam dotknąć ścian, by poczuć na skórze ich zimno. Na swojej drodze napotkaliśmy rozwidlenie, mężczyzna pchnął mnie w stronę korytarza po lewej stronie. Jedyne uczucie oprócz strachu, które mi towarzyszyło w tym momencie to zdecydowanie niedowierzanie. Po drodze mijaliśmy dziesiątki osób, głównie mężczyzn, każdy zmierzał w jakimś kierunku nawet nie zwracając na mnie uwagi. Nigdy nie pomyślałabym, że tyle osób zgodzi się pracować dla tak podłego i okrutnego człowieka, jakim był James. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, by tolerować jego postępowanie i to, jakim był człowiekiem, a w dodatku brać z niego przykład. 

Z przeciwnej strony szedł wysoki chłopak z bujną czupryną i wytatuowanymi ramionami. Miał kolczyki w wardze i nosie. Gwałtownie się zatrzymał i zaczął lustrować wzrokiem moje ciało. Poczułam nieprzyjemne dreszcze, kiedy jego wzrok zatrzymał się na moim biuście. Chciałam przyspieszyć kroku, ale mężczyzna przytrzymujący mnie z tyłu mi na to nie pozwolił. Mało tego, zatrzymał się na przeciwko chłopaka.

- Co tu robisz, Steven? Myślałem, że pojechałeś z Danielem dostarczyć towar? - usłyszałam głos chłopaka trzymającego moje nadgarstki.

- Plany się zmieniły. - spojrzał na mnie z uśmiechem. - James kazał mi zostać tutaj i zająć się tą ślicznotką. - ujął w dłoń mój policzek. Próbowałam mu się wyrwać, ale on w odpowiedzi wzmocnił uścisk przesuwając rękę na moją szczękę. Po chwili puścił mnie, odsuwając się o krok. Rzucił mi przelotny uśmiech, odwrócił się i bez słowa odszedł w drugą stronę.

My natomiast ruszyliśmy w stronę drzwi na końcu korytarza. Mężczyzna, który mnie przytrzymywał otworzył je szybkim ruchem. Wszedł ze mną do środka, zamykając za sobą drzwi z głośnym hukiem. Puścił moje ręce, a ja gwałtownie odsunęłam się od niego. Pomieszczenie było dosyć duże, z prawie każdej strony otaczały mnie okna, przez które do środka dostawało się światło zachodzącego słońca. Już było tak późno? Miałam wrażenie, że dzień dopiero się zaczął.

- Co tu się dzieje? - odwróciłam się w stronę faceta. Stał przy drzwiach, bacznie mnie obserwując, jakbym miała jakąkolwiek szansę na wydostanie się stąd. - Po co ja tu jestem?

- Przestań gadać. - uciszył mnie chłodnym tonem.

- Chyba mam prawo cokolwiek wiedzieć, prawda? - rozłożyłam bezradna ręce. Uniosłam pytająco brwi poirytowana. Wiedziałam, że z tym gościem nie będzie łatwo się dogadać.

- Jak myślisz, co miałem na myśli, kiedy mówiłem, żebyś się zamknęła, suko? - splunął przewracając oczami.

Ugryzłam się w język, by powstrzymać się przed wygarnięciem temu facetowi, co o nim myślę. Podejrzewałam, że raczej nie spodobałoby się to mu.

Przynajmniej przez ponad godzinę nic się nie zmieniło i nadal chodziłam po pomieszczeniu znudzona i przerażona. Nagle dopadły mnie obawy o to, co James planuje wobec mnie. Dlaczego tak naprawdę mnie porwał. Wiedziałam, że jest to forma zemsty na Nathanie, ale nie miałam pojęcia, co dokładanie zamierzał. A co jeśli będzie chciał mnie zabić? Nie, to niemożliwe. James był złym człowiekiem, ale chyba nie aż tak, by odbierać komuś życie. Zresztą Justin by na to nie pozwolił. Powiedział, że nie dopuści do tego, by James mnie skrzywdził. Mówił też, że na pewno nie dostanę się w jego łapy. Jednak to się stało, a Justin nie był w stanie uchronić mnie przed wszystkim. Teraz musiałam liczyć się z tym, że tu go nie ma, a ja mogę polegać tylko na sobie. Mam nadzieję, ze prędzej czy później uda mu się mnie znaleźć, gdziekolwiek w ogóle byłam. Bezradna chodziłam w kółko po pomieszczeniu, nerwowo obgryzając paznokcie. Bezsilna opadłam na podłogę, nie radząc sobie ze swoimi emocjami. Jeśli moim celem było nie pokazywanie swoich słabości to chyba właśnie poległam. Nie byłam w stanie udawać silnej, ponieważ tych sił prawie w ogóle nie miałam. Moje oczy były zaszklone, jednak ani jedna łza nie spłynęła po moim policzku. Słońce niedawno zaszło i to tylko kwestia czasu, aż na zewnątrz zapanuje ciemność. Wyczerpana wydarzeniami dnia dzisiejszego skuliłam się na podłodze i zasnęłam.


*POV Justin*

Jeśli myślałem, że zdobycie informacji na temat miejsca, gdzie ten dupek trzyma Arianę będzie łatwe to grubo się myliłem. Byłem w magazynie Jamesa, ale tam było zupełnie pusto, jakby wszyscy zapadli się pod ziemię. Próbowałem także skontaktować się z Alexem, licząc na to, że wreszcie dopadną go wyrzuty sumienia. Wcześniej przez jakiś czas pracowaliśmy razem dla Jamesa, dlatego wiedziałem, że przede wszystkim cechowała go wrażliwość i w pewnych sytuacjach także bezradność. Był zagubionym nastolatkiem, który narobił sobie problemów nieświadomy późniejszych konsekwencji swoich decyzji. Był szczeniakiem, który chciał sobie dorobić, ale zabrał się do tego w nieodpowiedni sposób. Nie, żebym ja sam był jakiś święty, ale po prostu dłużej w tym siedzę i wiem, że poradziłbym sobie w razie problemu, natomiast tacy jak on nie udźwignęliby tego.

Przez cały dzień nie znalazłem niczego. Dzwoniłem do kilku znajomych, którzy zajmą się szukaniem jakiejś innej kryjówki Jamesa. Musiałem sam sobie przyznać, że byłem bezradny. Nie miałem żadnego planu działania, pomysłu na wydostanie jej stamtąd. Najbardziej jednak obawiałem się o to, co James zamierza z nią zrobić. Cały się spiąłem na myśl o jego łapach na jej ciele. Z pewnością nie powstrzymałbym się przed zabiciem go, gdyby jej coś zrobił, albo chociażby ją dotknął.

Wróciłem do domu, rzucając kluczami od auta gdzie popadnie. Wszedłem po schodach na górę i ściągnąłem z siebie koszulkę. Nie byłem śpiący. Nie chciałem przerywać poszukiwań, mógłbym to robić całą noc. Najważniejsze było to, by znaleźć ją jak najszybciej. Presja czasu sprawiała, że chwilami nie myślałem racjonalnie i nie potrafiłem się skupić. Ja po prostu chciałem, żeby Ariana była bezpieczna. Obiecałem jej, że wszystko będzie w porządku i nic jej nie grozi. A tym czasem złamałem tą obietnicę pozwalając na to, by James ją zabrał. Byłem nieuważny i taka była tego cena.

Wszedłem do sypialni, w której spała Ariana, gdy tutaj mieszkała. Rozejrzałem się dookoła przypominając sobie, ile mieliśmy wspomnień związanych z tym miejscem. Pamiętam każdy moment, gdy sprawiałem, że jej tętno przyspieszało. Opadłem na jej wygodne łóżko, zatapiając się w pościeli. Miałem nadzieję, że wciąż będzie nosiła jej zapach, ale nie spała tu już od dłuższego czasu. Moje powieki zaczęły robić się ciężkie, a ja nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem zapadać w sen. Moje wyczerpanie mnie pokonało.


Otworzyłem szeroko oczy i od razu tego pożałowałem. Były ku temu dwa powody. Po pierwsze, promienie słoneczne świeciły prosto w moją twarz, czego bardzo nie lubiłem o poranku. Po drugie, dotarło do mnie, ze wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia były prawdziwe i nic z tego nie było snem. Usiadłem na łóżku, przecierając oczy. Zanim jednak wstałem zauważyłem mały kawałek papieru wystający spod łóżka. Ariana zapomniała czegoś zabrać? Podniosłem szybko zwiniętą kartkę natychmiastowo się rozbudzając. Pierwsze, co zauważyłem to imię Ariany wypisane niechlujnym charakterem pisma. Rozłożyłem kartkę i zobaczyłem tam treść listu.

Droga Ariano,

Nigdy nawet nie podejrzewałem, że znajdę się w takiej sytuacji. Nigdy nie myślałem, że będę musiał pisać do ciebie ten list. Wiele rzeczy się zmieniło. Aż za wiele i sam tego nie pojmuję. Najgorsze jest to, że do wielu tych zmian przyczyniłem się ja. I czuję się przez to okropnie. Możliwe, że Bieber mówił ci, byś trzymała się ode mnie z daleka. Niestety, ale on ma rację. Zasłużyłem sobie na to, byś nie odzywała się do mnie. Po prostu nie powinnaś tego robić. Przepraszam cię ,ale niedługo stracę cię krzywdząc cię w niewybaczalny sposób. Czuję się strasznie i musisz mi uwierzyć, że jest mi cholernie przykro. Tak wiele chciałbym zmienić, ale nie mam na to wpływu. Już nic nie jest takie jak dawniej.

Alex

Safe PointWhere stories live. Discover now