Rozdział 16 |cz.2|

853 52 11
                                    

dzień później

*POV Ariana*

Odwlekanie w czasie czegoś, co nieuniknione dla większości z nas jest bezcelowe. Takie postępowanie prowadzi do nikąd, albo jeszcze gorzej - ciągnie za sobą niepotrzebne konsekwencje. Następnie prowadzi to do poczucia winy i tym podobnych. To trochę przypomina łańcuch, za który pociągamy. Łatwo sobie wyobrazić, gdy łapiemy chłodny metal w dłonie i jednym zwinnym ruchem przysparzamy sobie kolejnych problemów. Bardzo łatwo jest zrobić coś nieodpowiedniego, tylko potem gorzej jest, kiedy musimy zmierzyć się ze skutkami swojego postępowania.

Mogłam teraz myśleć o mojej kłótni z Justinem. O naszej absurdalnej wymianie zdań. O słowach, które prawdopodobnie nie powinny paść. Ale teraz, gdy siedziałam w samochodzie, bawiąc się kluczykami od samochodu, w mojej głowie siedziało coś zupełnie innego. Odsunęłam na bok Justina i wszystko z nim związane.

Wysiadłam z samochodu, specjalnie przeciągając każdy ruch. Nie spieszyłam się, ponieważ wiedziałam, że czeka mnie coś nieprzyjemnego.

Brawo, Ariana. A przed chwilą mówiłaś coś o tym, by nie odwlekać w czasie tego, co nieuniknione, pomyślałam. Mentalnie dałam sobie w twarz, by wreszcie wziąć się w garść.

Tym razem postanowiłam podejść do sprawy na poważnie. Przede mną drugie podejście. Stałam na podjeździe przed moim rodzinnym domem i miałam nadzieję, że nie spotka mnie już nic w tak dużym stopniu beznadziejnego, jak spotkanie w progu mojego brata, Nathana. Chociaż, kto wie, możliwe, że może być jeszcze gorzej, ale o tym wolę narazie nie myśleć.

Podeszłam do samych drzwi i bez namysłu uderzyłam w nie kilka razy ręką. Nie przemyślałam tego, co zamierzałam powiedzieć. Właściwie to liczyłam na to, że wpadnę na jakiś pomysł, gdy ujrzę twarz mamy.

Ktoś gwałtownie szarpnął za drzwi, przestraszona odskoczyłam do tyłu. Przede mną  pojawił się ojciec we własnej osobie. W momencie, gdy jego spojrzenie spoczęło na mnie, poczułam się tak, jakby ktoś napchał moje usta watą, nie pozwalając mi wykrztusić ani jednego, choćby najkrótszego słowa. Uczucie to zaczęło dominować nad wszystkimi innymi: nad bólem, żalem, lękiem, niepewnością.

Wzrok mojego taty z początku był pusty. Nie wyrażał niczego konkretnego. Jednak wystarczył ułamek sekundy, by to się zmieniło. W jego oczach widziałam to wszystko, przed czym ostrzegało mnie sumienie. Widziałam każdy bolesny cios, jaki zadałam mu i mamie.

- Cześć, tato. - usłyszałam, jak z moich ust wychodzą słowa małej dziewczynki o cieniutkim, cichym głosiku.

- Jasna cholera, Lauren! - wychylił się w stronę korytarza.

Następnie odwrócił się w moją stronę, złapał za moje ramiona, wtulając mnie w swoją klatkę piersiową. Jego uścisk był mocny i pewny.

- Dziecko, gdzieś ty była? - szeptał tak cicho, że ledwo mogłam rozróżnić słowa.

- Czemu się tak drzesz? - usłyszałam uniesiony głos mojej mamy. Kiedy pojawiła się obok ojca, mało nie wyrwała mnie z jego uścisku, przytulając mnie. - Boże, dziecko drogie.

Puściła mnie dopiero po dobrych dwóch minutach, pozostawiając jedną rękę na moim ramieniu, jakby obawiała się, że zaraz zniknę lub po prostu stąd ucieknę. Cóż, to drugie było całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, jak bardzo niezręcznie się czułam.

Drugą dłonią mama przejechała po moich długich włosach, zsunęła rękę na mój policzek, głaskając go czule. Jej oczy błyszczały przepełnione łzami.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz