Rozdział 13 |cz.2|

1.1K 67 8
                                    

*POV Ariana*

Oparłam się o fotel o przekręciłam kluczyk w stacyjce. Tuż po tym usłyszałam charakterystyczny dźwięk warkotu silnika samochodu. Czas wracać, chociaż nadal nie zrealizowałam tego, po co tu przyjechałam. Zastanawiałam się, czy potrafiłabym zostać i poczekać na powrót rodziców do domu. Potrząsnęłam gwałtownie głową, bez dłuższego zastanawiania wiedząc, że dopowiedź brzmi nie.

Przygryzłam wargę, odczuwając dziwne, nietypowe dla mnie ukłucie w sercu. To miejsce nie tak powinno mi się kojarzyć. Mój dom nie powinien przywoływać wspomnień, o których chciałam zapomnieć. To nie powinno w ogóle tak wyglądać. Wycieraczka przed wejściem nie powinna przypominać mi o kartkach z pogróżkami, strachu i o mojej niepewności.  Nie powinnam bać się wchodzić do mojego pokoju, który kojarzył mi się z dniem, kiedy napastnik dostał się do domu. Nie powinnam obawiać się otwarcia drzwi garderoby, w której się wtedy schowałam i zamknęłam na klucz. Przekroczenie progu tego domu nie powinno być dla mnie wyzwaniem.Nie powinnam chcieć uciekać z tego miejsca, ale czułam się tak, jakbym nie miała innego wyboru. To było silniejsze ode mnie.

Po chwili odjechałam stamtąd, zostawiając za sobą tamto miejsce. Przycisnęłam pedał gazu, ignorując ograniczenia prędkości. Jazda nie była niczym przyjemnym, wręcz przeciwnie, czułam się okropnie i jak najszybciej chciałam znaleźć się w ciepłych ramionach Justina. Czas płynął niemiłosiernie długo, a każda kolejna minuta zdawała się być dłuższa od poprzedniej. Wydawało mi się, że okrążam tą samą ulicę, przemierzam przez te same miejsca drugi raz, jakby los za wszelką cenę starał się utrudnić mi dotarcie do celu.

Odetchnęłam z ulgą, gdy mogłam wreszcie zatrzymać pojazd przed domem Justina. Wysiadłam z auta i udałam się w stronę ganku.
Złapałam za klamkę, przygotowana na to, że mimo wszystko drzwi nie ulegną i będą zamknięte. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, gdy moje przeczucia okazały się błędne. Bez najmniejszego trudu dostałam się do środka i pierwsze, co byłam w stanie poczuć, to uderzający we mnie duszący zapach obcych perfum. Z głębi domu słychać było szmery i głośne rozmowy. Nie zaprzątając sobie głowy ściąganiem butów, udałam się w stronę dobiegających odgłosów. Nie minęło kilka sekund, aż spotkałam się ze spojrzeniami grupy mężczyzn. Szkoda, że doskonale wiedziałam, kim oni byli. Nie trzeba było długo się im przypatrywać, by rozpoznać twarze dwóch pracowników Jamesa, pochylonych nad kuchennym stołem. Doskonale ich pamiętałam, ale nie miałam pojęcia jak się nazywali. W rogu pomieszczenia stało kilku mężczyzn niezbyt zainteresowanych moim przybyciem. Zachowywali się dziwnie, ale nie był to odpowiedni moment, by skupiać się wyłącznie na nich. Steven opierał się o filar, ale odskoczył stamtąd jak oparzony, gdy tylko mnie zobaczył. Justin natomiast stał przy stole i patrzył na mnie, jakby właśnie ujrzał ducha albo coś w tym rodzaju.

To były dosłownie sekundy, gdy analizowałam całą sytuację. Momentalnie mój wzrok przykuło coś jeszcze. Folia na stole. Starannie owinięta wielka przezroczysta paczka, w której znajdowały się małe woreczki z białym, ziarnistym proszkiem. Obok niej znajdował się stosik podobnych małych woreczków. Naprawdę chciałam coś w tym momencie powiedzieć, ale nie potrafiłam wykrztusić choćby najkrótszego słowa. Nie wierzyłam e to , co widziałam, a tym bardziej w to, co podpowiadał mi mój umysł. Język dosłownie uwiązł mi w gardle.

- Ariana, to nie jest dobry moment... - Steven podszedł do mnie z przepraszającym wzrokiem. Złapał mnie za przedramię, ściskając lekko moją skórę.

- Zostaw. - natychmiastowo odsunęłam jego rękę, skupiając całą swoją uwagę na Justinie. - Możesz mi jakoś wyjaśnić, co tu się do cholery dzieje? - krzyknęłam z wyrzutem, co brzmiało bardziej jak jęk bezsilności.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz