Rozdział 8 |cz.2|

1.3K 79 15
                                    

*POV Ariana*

Steven mieszkał w dobrze usytuowanym apartamentowcu niedaleko centrum miasta. Dzielnica przypominała jedną z tych cichych i spokojnych, ale nie byłam całkowicie pewna, czy było tak naprawdę. Każdy skrawek chodnika był dokładnie oświetlony przez wysokie lampy, świecące mocnym, wręcz irytującym światłem. Dookoła panowała głucha cisza, jakby każdy położył się i ta część miasta przestała żyć.

Zgrabnym krokiem wyszłam z windy, która przywiozła nas na szóste piętro budynku. Stanęłam z boku, dając Stevenowi mnie wyprzedzić. Chłopak szedł imponująco szerokim korytarzem, omijając wejścia do kolejnych mieszkań. Przystanął przy jednych drzwiach i bez pośpiechu wyciągnął pęk kluczy. Po ich otwarciu weszliśmy do środka, zapalając jasne światło. Rozejrzałam się po jego czystym, zadbanym mieszkaniu. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. Wcale nie było ono duże, wręcz przeciwnie. Było dosyć małych rozmiarów. Jeżeli chodzi o wystrój, było urządzone minimalistycznie, bez dodatkowych dekoracji. Po zdjęciu butów popatrzyłam zmieszana na chłopaka. On mruknął coś pod nosem i skierował mnie do ciasnego salonu, gdzie niepewnie usiadłam na kanapie. Przejechałam ręką po jej śliskim materiale.

Steven stanął nade mną łącząc obie dłonie. Wyglądał teraz tak, jakby czuł się niezręcznie w moim towarzystwie. Jego oczy skanowały moje, a potem resztę pomieszczenia. Pierwszy raz dokładnie przyjrzałam się jego twarzy. Miał jasnozielone duże oczy i jasną cerę. Jego bujne ciemne włosy zdecydowanie najbardziej zwracały na siebie uwagę. Coś w nim sprawiało, że miałam ochotę cały czas się mu przyglądać, bez konkretnego powodu. Czasami jest tak, że cały czas zwracamy naszą uwagę na konkretną osobę, mimo jej przeciętnego i niewyróżniającego się wyglądu. Ja miałam tak ze Stevenem. Za każdym razem, kiedy się z nim widziałam, przyglądałam mu się dokładnie, tylko nie wiedziałam czemu.

- Sam tu mieszkasz? - chciałam rozładować dziwne napięcie między nami.

- Mhm. - przytaknął, kiwając prawie niezauważalnie głową. - Jakiś czas temu kupiłem to mieszkanie.

- Jest takie... - uśmiechnęłam się, nie mogąc dobrać słów. - Wszystko jest takie klasycznie. Nawet powiedziałabym, że nudne.

- Nudne? - uniósł brwi, jakby się przesłyszał. Kącik jego ust powędrował ku górze.

- Brakuje tu czegoś. - rozglądałam się dookoła. - Jest tak pusto, bez żadnych emocji.

- Czy my będziemy teraz dyskutować o wystroju wnętrz, bo się pogubiłem? - kpina w jego głosie była wręcz namacalna. Podwinął rękawy swojej długiej czarnej koszulki, następnie oparł ręce na biodrach.

Pozostawiłam jego słowa bez mojego komentarza, chichocząc pod nosem. Podkuliłam nogi i usiadłam wygodniej na kanapie.

- Możemy porozmawiać o pewnej sprawie? - zaczęłam niepewnie zerkając na chłopaka stojącego przy sofie. Ten skinął twierdząco głową w odpowiedzi i rozsiadł się wygodnie na kanapie, trzymając nieznaczny dystans między naszymi ciałami. - Wiesz.. już od dłuższego czasu zastanawia mnie to, czemu w ogóle mi pomagasz. Wiem, że już nie raz cię o to wypytywałam. - przerwałam swój monolog, oblizując wargi. Próbowałam przypomnieć sobie, co chciałam powiedzieć, ale w jednej sekundzie wszystko jakby uciekło z mojej głowy. - Wiem przecież doskonale, że pracujesz dla Jamesa, co nie może liczyć się z uczciwą i dobrą pracą. Próbuję wyobrazić sobie, jak mniej więcej w mojej głowie wygląda to wszystko i to co widzę nie za bardzo mi się podoba. - stwierdziłam, czując, jak powoli zaczyna zasychać mi w gardle.

- A co widzisz? - jego natarczywy i dosyć nieodgadniony wzrok śledził każdy mój ruch.

- Nie wiem. - pokręciłam głową. - Ja po prostu wyobrażam sobie coś złego. Narkotyki, brudne pieniądze, napady, alkohol i różne świństwa, jakie można robić ludziom. Sama byłam jego ofiarą, Steven. Na swojej skórze poczułam to wszystko. - mój oddech nieznacznie przyspieszył. Starałam się nie pokazywać, jak ciężko mi było powstrzymać wszelkie emocje, jakie mogłyby ogarnąć w tej chwili moje ciało. - James ściga mojego brata, a mnie samą dręczył, jakby było mu mało. Upokorzył mnie, zranił do tego stopnia, że do dzisiaj budzę się ze strachem, że jeszcze kiedyś tam wrócę. To właśnie dlatego Justin pojawił się w moim życiu. Miał mnie chronić, upewnić się, że James mnie nie skrzywdzi. Mimo wszystko i tak udało mu się to zrobić. - nie lubiłam o tym opowiadać. Za każdym razem, gdy poruszałam ten temat, czułam się tak jakbym już przynajmniej kilkadziesiąt razy mówiła o tym samym w kółko. - W tej sytuacji nie potrafię sobie wyobrazić, jak ty możesz jednocześnie pracować dla tego człowieka i mi pomagać. Chodzi o to, że ciężko jest połączyć te dwie rzeczy, to dla mnie niepojęte.

- Pracuję dla Jamesa od dłuższego czasu, jednak nie oznacza to, że zgadzam się ze wszystkim, co robi. - przetarł twarz dłońmi i przez chwilę siedział zamyślony, jakby coś sobie uświadomił. - Serio, gdybym zgadzał się z każdym głupim pomysłem tego wariata to musiałbym być naprawdę stuknięty. - zaśmiał się nieoczekiwanie, a ja nieświadomie mu zawtórowałam. - Nie jestem także jakimś bezdusznym palantem, zwłaszcza, jeżeli chodzi o kobiety. - dodał mrużąc oczy.

Nieprzekonana do końca jego słowami, wpatrywałam się pustym wzrokiem w wazon na stole z drobnymi złotymi zdobieniami. Nie było z nim żadnych, nawet najskromniejszych kwiatów, co nadawało mu nieco ponury wygląd.

Nadal czegoś mi brakowało. Towarzyszyło mi uczucie dziwnej niepewności, a także dziwnego lęku.

- Powiem ci coś. - zaczął patrząc mi prosto w oczy, po czym odwrócił wzrok i skierował go w podłogę. Otworzył usta, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Jestem przekonany, że przynajmniej połowa tamtych facetów nie jest do końca zadowolona z pracy dla niego. - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc do czego zmierza. - Wiesz... nigdy nie jest do końca tak, że człowiek robi zawsze to co chce i to, z czego czerpie satysfakcję. Większość z nas wpadła z ten interes w dosyć nieciekawym momencie w swoim życiu. Wiesz... problemy rodzinne, brak pieniędzy, nieodpowiednie towarzystwo lub ogólna rozsypka, potrzeba zajęcia czymś rąk. - potarł palcami swoją dolną wargę, otwierając delikatnie usta. - James właśnie takich ludzi szukał. Obiecywał im różne cuda, wmawiał, że jest w stanie wszystko zmienić. - prychnął. - Miał coś w sobie, co sprawiało, że przyciągał tych ludzi. Wierzyli mu i tak to wszystko się rozkręcało.

- Czekaj, czekaj. - pokręciłam głową i położyłam łokieć na oparciu sofy, podciągając się nieco wyżej. - To dlaczego nadal dla niego pracują? Nie mogą z tym skończyć?

- Rzecz w tym, że to nie takie proste. - powiedział ze stoickim spokojem. - Po kilku latach ciężko jest się od tego oderwać. Staje się to dla ciebie codziennością, rutyną, której nie chcesz przerywać. Wpływy Jamesa robią swoje. - Steven nieznacznie przybliżył się w moją stronę. - Nie chcę ci już mieszać w głowie tym wszystkim. Chodzi tylko o to, że jeśli ktoś się w to wplątał, tak łatwo z tego nie wyjdzie. A jeśli będzie próbował uciec i mu się to uda - zrobił krótką pauzę. - To prędzej czy później wróci. James o to zadba.


__________________________
Przepraszam, że rozdziały pojawiają się tak rzadko. Jeśli będę mogła, to postaram się to zmienić.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz