Rozdział 10 |cz.2|

1K 60 6
                                    

*POV Ariana*

Dzień jak każdy inny. Wstaliśmy z samego rana, by przygotować śniadanie. Albo właściwie Justin praktycznie sam je zrobił, ja jedynie byłam w stanie skanować wzrokiem każdy jego ruch. Siedziałam na wygodnym krześle podpierając głowę na łokciu. Rozglądałam się znudzona po obszernej kuchni, szukając drobnych detali, których wcześniej tu nie zauważyłam. Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, kiedy Justin postawił przede mną talerz z naleśnikami. Złapał mnie za rękę i odwróciłam w jego stronę, by móc zwrócić na siebie moją uwagę. Leniwie odwróciłam się na krześle w jego stronę.

- Długo będziesz się gniewać? - o dziwo w jego głosie nawet nie wyczułam pretensji. Mówił to tak cicho i bez życia, jakby był tym już zmęczony, czyli dokładnie tak jak ja. Był między nami problem, ale sami do końca nie wiedzieliśmy, na czym on właściwie polegał.

- Jestem tylko zmęczona. - mruknęłam bębniąc paznokciami o blat.

- Nadal będziesz mi wciskać taki kit? - uniósł głos rozkładają ręce, przez co był jeszcze bardziej seksowny niż na co dzień. Nie wiem, czemu akurat teraz zwróciłam na to uwagę, ale taka myśl sama przyszła mi do głowy. Może po prostu zaczynałam świrować i ciężko mi było skupić się na temacie rozmowy. - Serio? - uniósł łuk brwiowy, patrząc na mnie jak na idiotkę. - Najpierw jesteś wkurzona i strzelasz fochy, bo twierdzisz, że cię okłamuję, a teraz nagle wszystko jest twoim zdaniem w porządku?

Wiedziałam, że gdybym teraz zaczęła wymieniać wszystkie powody, dlaczego powinnam być na niego zła, nie zaszłabym w ten sposób daleko. Nie lubiłam, gdy budowała się między nami nieprzyjemna atmosfera. A przecież nie mogę być w stu procentach pewna, że Justin coś złego przede mną ukrywa, prawda? Przecież pary nie zawsze mówią sobie o wszystkich najdrobniejszych szczegółach z codziennego życia. Może miał powody, żeby...

W myślach zaczęłam wymyślać różne wersje. Chciałam usprawiedliwić zachowanie Justina i sprawić, bym sama nie myślała o nim źle. Póki co nic złego się nie dzieje. Nikt nie ucierpiał. Nikomu nie stała się krzywda. Wszystko jest w porządku.

- Nie chcę już o tym gadać. To męczące. Nie mam tobie nic za złe. - urwałam. - To wszystko.

- Po godzinie znowu będziesz się wściek...

- Przestań. - przerwałam mu kładąc palec wskazujący na jego miękkich ustach. - Już wystarczy. - szepnęłam uwodzicielsko, doskonale wiedząc, że mu się to spodoba. Justin zamknął oczy, robiąc kilka wdechów i wydechów. Złapał za mój nadgarstek i splótł nasze palce, wzmacniając dodatkowo uścisk. Gdy wreszcie na mnie spojrzał, widziałam, że też miał tego wszystkiego dosyć. Uspokoił się.

- Jak ty to robisz? - przytknął swoje wargi do zewnętrznej części mojej dłoni.

Nasze ciała momentalnie zetknęły się ze sobą, a dłoń Justina zjechała na moją pupę. Chłopak przysunął się do krzesła, na którym siedziałam. Zerwałam z niego luźną koszulkę i rzuciłam ją na podłogę. Nasze wargi zetknęły się ze sobą. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej. Nasze usta poruszały się zgodnie, ale powoli. Nie czuliśmy napięcia, które kazałoby nam przyspieszyć. Rozkoszowaliśmy się tą chwilą, zapominając, że jeszcze przed sekundą sytuacja była zupełnie inna. Przestaliśmy patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość.

Justin w tej samej sekundzie zsunął moje spodenki nieco niżej. Uniosłam biodra, pomagając mu w pozbyciu się kawałka materiału, który po chwili rzucił w kąt. Przesunęłam rękoma po jego klatce piersiowej, by w końcu zawiesić je na jego szyi. Głaskałam jego kark, zahaczając palcami o miękkie włosy. Rozchyliłam usta, dając mu lepszy dostęp, gdy chciał wcisnąć swój język do środka.

Justin powoli, bez pośpiechu przesuwał swoimi rękami po moim ciele, masując prawie każdy możliwy fragment odsłoniętej skóry. Czułam rozkosz rozpalającą moje i tak rozgrzane ciało. Za każdym razem czułam się tak, jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Jakby nigdy wcześniej nasze usta nie miały fizycznego kontaktu, jakby nigdy nie dotykał mnie w taki sposób, nie pieścił rękoma mojego kruchego ciała. Za każdym razem czułam tą iskrę między nami. Pozwalałam sobie zapomnieć o otaczającym nas świecie, problemach i innych nieistotnych w tym momencie sprawach.

Teraz stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Justin, nie przerywając pocałunku, wsunął ręce pod moją koszulkę i zaczął łaskotać moje boki. Wybuchłam niekontrolowanym chichotem, odrywając moje wargi od jego ust.

- Zostaw mnie! - chciałam się odsunąć, ale z jednej strony nie pozwalała mi na to wyspa kuchenna, a z drugiej stał Justin, uniemożliwiając mi ucieczkę.

Kręcenie się na boki w żaden sposób mi nie pomagało wyswobodzić się z jego uścisku. Dodatkowo utrudniał mi to spazmatyczny śmiech, wstrząsający moim ciałem. Widziałam przed sobą tylko jego ciemne oczy, skupione na moich i powalający uśmiech. Nie przestawał mnie łaskotać, przysuwając do siebie coraz bardziej. Jego usta przycisnęły się do moich, ale ja nie dała za wygraną. Zacisnęłam wargi z całych sił, nie pozwalając mu dostać się do środka. Z jego ust wydobywał się chichot.

- Długo mamy się tak przepychać? - pytanie wyszło z jego ust.

Nie wiedziałam czemu, ale ta chwila wydawała mi się magiczna. W tym samym momencie oboje zastygliśmy, nie robiąc nic oprócz patrzenia sobie w oczy. Kolejny raz miałam dziwne wrażenie, jakbyśmy oboje byli tym zestresowani. Jakby to był ten pierwszy pocałunek. Justin bardzo powoli przysuwał swoją twarz w stronę mojej. Wydawało mi się, że minęła cała wieczność zanim jego usta otarły się o moje. Przez ułamek sekundy nie wykonywał żadnego ruchu, dopiero po chwili rozchylił usta, a ja dołączyłam do niego.

Safe PointOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz