Rozdział 34

639 122 54
                                    

Patrzyłem na dyrektora Songa i chyba nigdy nie miał takiego wyrazu twarzy. Nie umiał mi spojrzeć w oczy. Właściwie utkwił wzrok w podłodze, jakby bał się rozmawiać ze mną i z Tae.

– Co się dzieje, dyrektorze? – zapytał Taehyung, który był już wyraźnie zniecierpliwiony.

– Nie wiem, jak wam to powiedzieć – wydusił dyrektor, co wydawało mi się niemożliwe. Zawsze wiedział, co mówić.

Nagle zobaczyłem, że do gabinetu wchodzi tata Tae. Bardzo mnie zdziwiło, że tutaj się znalazł. Ale jeszcze bardziej zaniepokoiła mnie jego mina.

– Nie dałem rady – ledwie usłyszałem Songa, gdy odwrócił się do pana Kima. To wywoływało we mnie coraz większy strach. Spoglądałem na Tae, który był równie zdezorientowany, co ja.

– Tato, co tu robisz? – zapytał Taehyung, a ja mimowolnie stanąłem bliżej niego. Bo w jego obecności czułem się bezpieczniej i wiedziałem, że nic złego nam się nie stanie.

Jego tata ciężko wypuścił powietrze i widziałem, że stara się w głowie sformułować odpowiednie słowa.

– Kook, Seokjin i jego mama mieli wypadek wracając z cmentarza – zaczął, a mnie serce zabiło nierówno i szybko. – Trafili do nas do szpitala i stan Kooka był... krytyczny. Był operowany... – wtedy zawiesił i widziałem, jak przepraszająco patrzy na Taehyunga. Ja spojrzałem na mojego kochanego męża, który zupełnie zastygł. – Tak bardzo mi przykro – usłyszałem i poczułem... właściwie nic. Choć jeśli można czuć pustkę, to chyba ją poczułem.

– T–tato? C–co z Koo? Jaki jest jego stan? – dopytywał Tae nie chcąc wierzyć w to, co mówił jego tata. Ja też nie chciałem wierzyć.

– Tae... Jimin – zwrócił się do mnie, ale nie umiał na mnie spojrzeć. – Jungkook nie żyje.

Patrzyłem na niego i wiedziałem, że to nieprawda. To musiało być kłamstwo, bo mój Koo ze mną jest. Nie opuściłby nigdy mnie, ani Tae. Tak bardzo się kochamy i jesteśmy dla siebie wszystkim. Nigdy by tego nie zrobił.

Jednak Taehyung uwierzył. Zaczęły mu drżeć ręce, a ja go delikatnie za jedną złapałem. Spoglądałem na niego i widziałem, jak gromadzą się w jego oczach łzy.

– N–nie – wydusił i patrzył to na tatę, to na mnie. – Jimin... nie... proszę, nie – mówił coraz bardziej błagalnie. – Tato, proszę, nie – powiedział i łzy płynęły mu po policzkach.

– Tae – szepnąłem i go lekko objąłem. Nie chciałem, żeby płakał i był smutny. Ten widok zawsze łamał mi serce, choć nigdy tego nie mówiłem. Bolało mnie, gdy moi ukochani cierpieli.

– Bardzo mi przykro – powiedział jego tata, na co mój ukochany się bardziej rozpłakał. Usiłował panować nad płaczem, ale mu to nie wychodziło. Złapał mnie mocniej za dłoń i spojrzał na mnie swoimi smutnymi oczami. Widziałem w nim wtedy tak wiele. Był w rozpaczy, jakiej nigdy nie doświadczył. Bardzo potrzebował pomocy, ale starał się nie rozkleić. Robił to dla mnie, bo zawsze chciał mnie chronić. Ukrywał przede mną swój ból i chował go głęboko w sobie. Jednak wtedy nie był w stanie się mną zająć, choć tak bardzo chciał.

Objąłem go i pozwoliłem na płacz. Mimo to on go dusił i mnie przytulał, jakbym to ja płakał. A ja nie uroniłem żadnej łzy. Nic z tego nie było prawdą. Nasz Koo żył i nie musiałem za nim płakać.

Mimo to piekły mnie oczy i miałem gulę w gardle. Cierpienie Taehyunga było nie do zmierzenia. Czułem dobrze jego ból. Jego dusza była zraniona, a ciało to okazywało. Drżał, a dłonie mu się pociły. Zaciskał je na mojej koszulce, choć usiłował to kontrolować. Nie chciał mnie zranić.

Park's Anatomy 4Where stories live. Discover now