Rozdział 50

596 125 30
                                    

Pielęgniarki i instrumentariuszki czekały już przy wyjściu z windy. Wszyscy byli poinformowani, że zaraz z niej wyjedzie doktor Jeon z pacjentem, który musi być pilnie operowany. Właściwie wszyscy też czekali na to, aby móc przyjąć jakąkolwiek ofiarę wypadku na blok.

Drzwi się otworzyły i pielęgniarki weszły do środka. Musiały pomóc Jungkookowi, który z całych sił reanimował mężczyznę.

– Adrenalinę podamy już na bloku – zalecił, gdy niemalże biegnąc kierowali się na salę operacyjną. Jungkook miał prosić, aby młodszy lekarz zmienił go przy reanimacji, ale gdy oddalił się od pacjenta, temu wróciła akcja serca.

To był moment, kiedy mógł pójść przygotować się do operacji. Nie tylko on się szykował. Jimin właśnie skończył myć ręce i wbiegł na salę, gdzie leżała mała dziewczynka. Musieli działać szybko i Park był bardzo zdeterminowany. Nie chciał więcej ofiar. Chciał uratować pacjentkę, aby choć jedni rodzice usłyszeli dobre wieści.

Taehyung stał przy stole i szukał źródła krwawienia u dziesięcioletniego chłopca. Pielęgniarka spoglądała na funkcje życiowe i na bieżąco informowała ordynatora o stanie pacjenta. Jednak Tae nie był w stanie określić, czym zająć się pierwszym, skąd chłopiec krwawi. Jego organy był pomiażdżone przez siłę wypadku. Do tego był naprawdę drobny i jego stan z każdą minutą się pogarszał.

– Migotanie komór – powiedziała pielęgniarka i wtedy kardiomonitor zaczął piszczeć.

– Nie – szepnął Taehyung i wziął defibrylator. Przystawił elektrody bezpośrednio do drobnego serca i włączył defibrylator. Stan chłopca się nie poprawiał, więc zwiększył moc.

Znowu nic.

– Dasz radę – powiedział do chłopca i czekając aż załaduje się kolejna wiązka elektryczna, wziął delikatnie jego serce w dłoń, aby wykonać bezpośredni masaż serca. Tae patrzył to na monitory, to na twarz chłopca. Miał ją brudną od krwi i kurzu, a do tego miał na niej rany. Taehyung nie mógł pozwolić, aby mały pacjent odszedł.

Jednak jego władza na sali operacyjnej się skończyła. Nie miał takich mocy, aby mierzyć się z większymi od niego siłami.

Zastygł i spojrzał w kierunku zegara.

– Godzina zgonu: 12:34 – powiedział i na bloku zapadła cisza. Instrumentariuszka wyłączyła aparaturę, która wskazywała na to, że chłopiec przegrał tę nierówną walkę. Zazwyczaj w takich momentach Taehyung dawał komuś z mniejszym stażem zamknąć pacjenta. Właściwie on już od wielu lat tego nie robił, nie miał na to czasu. Tego dnia było inaczej.

– Doktorze Kim – zwróciła się do niego pielęgniarka, bo ordynator od dłuższej chwili stał wpatrzony w otwarty tors pacjenta.

– Zamknę go – oznajmił i nikt się z nim nie spierał. Większość personelu wyszła, a on został z jedną pielęgniarką, która wręczała mu przyrządy do szycia. Taehyung był bardzo staranny i widać było, że robi to z ogromnym szacunkiem. Co chwila spoglądał na twarz chłopca i czuł, jakby ktoś go dusił. Nie mógł płakać, choć czuł, że potrzebuje.

Na salę wolnym krokiem wszedł pielęgniarz, który podszedł bliżej lekarza.

– Doktorze Kim, pacjentka doktor Parka... nie dała rady. – Wtedy Taehyung poczuł przeszywający ból. Ta informacja znaczyła tak wiele. Żadne z dzieci nie przeżyło. Jimin zajmował się ostatnią pacjentką, dla której była jakakolwiek szansa. Jeśli dziewczynka zmarła, to wszystkie ofiary wypadku zginęły. Oznaczało to także, że tego dnia jego mąż stracił czwórkę pacjentów. Czwórkę małych dzieci, a do tego oglądał śmierć pozostałej szesnastki, bo Taehyung doskonale wiedział, ile maluchów tego dnia odeszło. Dwie opiekunki, dwadzieścioro dzieci.

Park's Anatomy 4Where stories live. Discover now