Księga Druga: Dobro i Zło- Rozdział 4 "Reduta Zuko"

Start from the beginning
                                    

Rīdā przez swoją lunetę kontrolował sytuację jaka dzieje się wokół budynku.

Był trochę bliżej linii frontu niż Władca Ognia i jego córka, ale na tyle daleko, aby móc spokojnie patrzeć co się dzieje.

Wiedział dobrze, że żadnych posiłków obrońcy nie otrzymają, ale chciał mieć pewność co do tej tezy.

Nagle zauważył zbliżającą się białą plamę, która z każdą sekundą powiększała się na jego oczach.

Mała biała plama okazała się latającym bizonem, którego prowadził sam Avatar.

-Avatar nadlatuje.- powiedział sam do siebie opuszczając przy tym lunetę.

Z prędkością światła pobiegł w stronę swojego władcy, aby oznajmić mu niepokojące wieści.

Musiał przebyć niezły kawał drogi co też skutkowało szybszym i głębszym oddechem oraz spoceniem się.

Jest to jednak mała ofiara dla tak wysoko postawionego dowódcy.

Gdy tylko pojawił się na miejscu, stanął na baczności i zasalutował.

-Wasza...Wysokość...mam pilną...wiadomość.- mówił, dysząc przy tym. Z jego czoła spływały małe krople potu. Wszak jeszcze było lato. Końcówka, ale było. Przy najmniejszym wysiłku człowiek mógł się spocić. Chociaż bieg do takich nie należał.

-Słucham cię Rīdo.

-Avatar...nadleciał.

-CO?! Niemożliwe! Na pewno jest to Avatar?!

-Tak...Wasza...Wysokość...przyleciał na...bizonie.

-Mam tam pójść tato, aby go załatwić?

-Nie Azulo. Niech przylatuje. Chce pewnie tylko zabrać kilku swoich przyjaciół. Wszystkich jednak nie zbierze. A my, aby mu to utrudnić to postrzelamy sobie intensywniej. Słyszałeś Rīdo?

-Tak...Wasza...Wysokość.- mężczyzna siknął głową na znak szacunku i pobiegł do dowódcy artylerii. Tam przekazał mu wiadomość od Ozaia. Po krótkiej chwili można było usłyszeć wystrzały z katapult.

U Aanga

-Chcesz wlecieć w sam środek walki?!- krzyknął Sokka nie wierząc w to co przed chwilą usłyszał od nomada powietrza.

-Tak. Trzeba zaryzykować! Jeżeli tego nie zrobimy to nie dotrzemy do pałacu.- chłopak popatrzył co dzieje się na ziemi.

Widział tam dosłowną wymianę ognia pomiędzy siłami "Nowego Ozaia" oraz oddziałami, które pozostały wierne Zuko.

Jego uwadze nie umknęło to, że nasiliły się ataki śmierdzących, palących się bomb na pałac.

-Trzymaj się mocno Sokka!- Aang mocniej zacisnął sznur dzięki któremu kontrolował Appe.

Chłopak z Południa mocno chwycił się siodła i zaczął modlić się do Ducha Księżyca, aby wszystko się dobrze dla nich skończyło.

-Appa! HOP! HOP!

Bizon na polecenie swego pana przyśpieszył i zaczął lecieć w kierunku pałacu.

Pędził najszybciej jak potrafił, bo dobrze wiedział w jakiej są sytuacji.

Żołnierze "Nowego Ozaia" widząc go zaczęli w niego strzelać z katapult.

Dzięki unikom jakie wykonywał nim Aang nie udało im się nawet delikatnie zranić zwierza.

Sokka nie wytrzymał napięcia. Zaczął krzyczeć wniebogłosy.

Trochę to dekoncentrowało Avatara lecz zachował on do końca zimną krew i wleciał w bardziej "bezpieczną" strefę jaką był dziedziniec przed pałacem.

Avatar: Legenda Aanga- OdrodzenieWhere stories live. Discover now