•164. One hundred sixty - four•

202 19 4
                                    

Prychnął, patrząc na mnie z dystansem, ale widząc mój wzrok jego dłoń niepewnie uniosła się do góry i usytuowała się w zagłębieniu mojej talii.

- Co teraz? - mruknął.

- Teraz ja dotkne ciebie. - oznajmiłam nim moje ręce objęły go za szyję. Pochylił się z zainteresowaniem widocznym na twarzy. - Twoja kolej.

Westchnął przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej i najzwyczajniej przytulając. Jego ręce przesunęły się w dół mojego kręgosłupa i tam zacisnęły.

Uśmiechnęłam się i przysunęłam głowę, opierając swój policzek o jego i czując jak łaskocze mnie jego zarost. On w tym czasie zahaczył swoimi ustami o płatek mojego usta.

Drgnęłam, zaciskając usta.

- To niebezpieczna gra. - mruknął cicho. Odsunął swoją głowę, aby spojrzeć mi w oczy. - I nie możemy być w niej sojusznikami.

Parsknęłam rozumiejąc do czego nawiązał. Do naszego rozejmu w grach planszowych, ale to...to nie była gra planszowa.

- Masz coś przeciwko? - uniosłam brew.

Zaśmiał się, zahaczając swoim nosem o mój policzek i smyrając go.

- Jeszcze nie wiem. - odparł, odsuwając się i całkowicie mnie puszczając. Uczyniłam to samo, cały czas będąc czujną.

Przechylil głowę po raz kolejny obserwując mnie bez słowa, co zirytowało mnie na tyle, że sama wykonałam pierwszy krok.
Podeszłam do niego i stanowczym ruchem chwyciłam za jego rękę, którą umieściłam na swoim biodrze. Sama swoją rękę umieściłam na jego karku zmuszając go do przybliżenia się. Spojrzałam w jego oczy, których źrenice były nieznacznie powiększone.
Dało mi to taki wniosek, że albo był w takim szoku, że nawet tego nie komentował albo był ciekawy dalszych wydarzeń.

Przytrzymałam stanowczo jego karku i pochyliłam się, zaledwie muskając jego usta.

Cofnęłam się, dopiero wtedy zaczerpując głębiej powietrza i odczepiając swoją dłoń od ciała chłopaka. Jednak dłoń na biodrze pozostała, chociaż mulat miał szansę, aby ją stamtąd zabrać.

Uniosłam brew, kiedy westchnął i zmarszczył czoło.

- Wystarczyło trochę cierpliwości, Pemberley. - powiedział cicho, prostując się przez co minimalnie nade mną górował. 

Przechyliłam głowę, czekając na rozwinięcie tych słów. Jednak ono nie nadeszło. W zamian to poczułam ciepłe i miękkie wargi, które nie bawiły się jedynie w zwykłe cmoknięcia. To był pierwszy, prawdziwy pocałunek, którego nie mogłam nieodwzajemnić.

Była to jedna z dłuższych chwil, która musiała się skończyć w momencie, kiedy oboje musieliśmy zaczerpnąć oddechu.

Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, jedynie patrzyłam jak mulat chrząka i unosi kącik ust.

- To było coś. - przyznał, zerkając przezornie na wejście do kuchni.

- No trochę popłynęliśmy. - odezwałam się i to od razu z dziwną metaforą.

Zacisnęłam usta, kręcąc głową.

Parsknął, wyciągając dłoń i kiwnął w stronę salonu.

- Teraz chyba możemy już zawrzeć sojusz? - spytał, gdy znaleźliśmy się przed wejściem do salonu.

- To zależy na jaką planszówke trafimy tym razem. - odparłam, wzruszając ramionami.

- Mam dziwne wrażenie, że trafimy tylko na takie w których niestety będziesz przegraną.

Stalking with Love • Z.MalikWhere stories live. Discover now