Part 24.

8.3K 560 38
                                    

****A*U*D*R*E*Y****


Od początku lutego każdy traktował mnie jak lalkę z porcelany. Na myśl o terminie porodu moje oczy robiły się wilgotne i ogarniał mnie strach. Było mi dobrze w stanie w jakim się znajdowałam i nie chciałam tego zmieniać. Przyzwyczaiłam się do Sophie kopiącej mnie od środka, jej ruchów, ciszy, która panowała, gdy dziewczynka spała. Chociaż z drugiej strony nie mogłam doczekać się przytulenia jej i trzymania w ramionach. Moje przyjaciółki każdego dnia przypominały mi ile dni zostało do porodu. Po zakończeniu szkoły rodzenia byłam przygotowana do wszystkiego. Oprócz bólu, ale o nim starałam się nie myśleć. 

Mimo zimy, która nasiliła się tuż przy końcu, każdy był szczęśliwy. Alex ciągle wypierał się uczucia do Jennifer i nie chciał potwierdzić ich związku mimo iż każdy wiedział, że dziewczyna nie jest mu obojętna. Lily opowiadała o chłopaku ze studiów, z którym uczy się do egzaminów, a Allison mówiła o miłości do bycia singlem. Ja nie chciałam żadnej drugiej połówki, bo moje serce w pełni zostało oddane Sophie. 

W połowie miesiąca czułam się o wiele lepiej niż przez całą ciążę co trochę mnie dziwiło. Jednak nie narzekałam i podobało mi się. Nikt nie chciał mi uwierzyć, że właśnie mija termin porodu. Rozpierała mnie siła i radość. Każdy zachowywał się jakbym była z porcelany, a ja za każdym razem powtarzałam, że Sophie po prostu dobrze się czuje w moim brzuchu i nie spieszy nam się do spotkania. Dwudziestego piątego lutego zostałam zmuszona do pozostania w łóżku. Każdy zachowywał się jakby na każdym kroku czekała śmierć. Ja czułam się bardzo dobrze i miałam zamiar wyjść z Maddy na spacer. Przebierając się usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialna i mam zostać w domu. W końcu razem z siostrą skończyłam na kanapie przed telewizorem. Dopiero w nocy dopadł mnie strach i nie mogłam usnąć. Trzy dni po terminie musiałam zgłosić się do lekarza. Nie chcieli wywoływać mi ciąży, bo z Sophie wszystko było w porządku. Kobieta śmiała się, że widocznie jest jej tam jak w raju. Poprosiła mnie żebym teraz codziennie zgłaszała się na badanie. Jeśli do drugiego marca nie urodzę to zostanę w szpitalu przygotowana do wywołania porodu. Z uśmiechem stwierdziłam, że mogę poczekać. Ze wskazówkami wróciłam do domu i opowiedziałam o badaniu. Wieczorem odwiedził mnie Alex, który martwił się o nas. Pokazałam mu zdjęcie, na którym Sophie ssała kciuk śpiąc. Uśmiechnął się mówiąc, że pewnie jest bardzo śliczna.

- Boję się, Alex - przyznałam. - Co jeśli coś jej się stanie?

- Nie martw się. Jej jest tam po prostu dobrze. Lily chyba za dużo opowiadała jej o naszym świecie i pewnie się przestraszyła - wzruszył ramionami.

- Chciałabym ją już tutaj - wskazałam na kołyskę od chłopaka. 

- Ja też!

Pożegnaliśmy się po pewnym czasie, bo chłopak musiał pędzić do domu. Następnego dnia zgłosiłam się na badanie KTG. Rozmawiając z ginekologiem pytałam o ewentualne zagrożenia. Kobieta uspokajała mnie mówiąc, że wszystko będzie dobrze i mam o siebie dbać. Podziękowałam i zamknęłam oczy czekając na wynik badania. Będąc w domu opowiadałam wszystkim o Sophie. Każdy żył porodem i dzieckiem, które już niedługo będzie z nami. Moja mama ciągle coś sprzątała i pytała czy na pewno wszystko mam. Cieszyłam się, że mieszkamy wszyscy razem w jednym domu i mam tyle kobiet do pomocy.

Przez następne dni nigdzie nie mogłam iść sama. Do lekarza jeździłam z rodzicielką, w moim pokoju ciągle ktoś siedział, a jak tylko na mojej twarzy pojawił się grymas, słyszałam: "To już?! Musimy jechać do szpitala!". Miałam ochotę roześmiać się, ale to szło w parze z wizytą w toalecie, bo Sophie uwielbiała kopać mój pęcherz. 

W sobotę pierwszego marca obudziłam się przerażona. Czułam, że coś się dzisiaj zdarzy. Poprzedniego wieczora bolał mnie brzuch, ale nie wiedziałam czy było to spowodowane ciążą czy smutkiem, który dała mi Maddy. Dziewczyna opowiadała każdemu o urodzinach Justina, a ja znowu poczułam tęsknotę za chłopakiem, który stworzył dziecko. Leżąc w łóżku moczyłam poduszkę wymieniając w głowie wszystkie najgorsze nazwiska lecące w stronę Biebera. 

Przy śniadaniu każdy zauważył mój zepsuty humor.

- To będzie dziś – usłyszałam.

- Dlaczego?

- Bo już nie skaczesz z radości. Nic cię nie boli?

Miałam ochotę powiedzieć, że serce ale nie chciałam tłumaczyć dlaczego. Maddy nadal żyła w błogiej nieświadomości kto jest ojcem jej siostrzenicy. Chciałam spędzić cały dzień w łóżku, ale o dwunastej musiałam być w szpitalu. Leżąc w gabinecie słuchałam serduszka Sophie i rozmawiałam z lekarką.

- Jutro przyjmiemy panią na oddział.

Poczułam strach, bo nie byłam przygotowana. Zapytałam czy nie mogą dać mi jakiejś kroplówki i mogłabym wrócić do domu, ale to wykluczone.

- Proszę sobie wyobrazić, że już jutro córeczka może być z panią - kobieta posłała mi uśmiech tym samym dodając otuchy. - Proszę przyjechać jutro w okolicach jedenastej, dobrze?

Pokiwałam głową biorąc głęboki oddech. Będąc w domu od razu skierowałam się do siebie. Leżąc na łóżku znowu mówiłam do Sophie. Prosiłam ją o szybsze podjęcie decyzji dotyczącej porodu, bo jutro może być tylko gorzej. Wiedziałam, że jest jej tam ciasno, bo już nie szalała jak wcześniej. Teraz tylko lekko przekręcała się. Po południu postanowiłam zejść na dół, bo samotność dawała mi się we znaki. Na dodatek czułam kłucie w dolnej części brzucha i chciałam zapytać co to może być. Wchodząc do salonu usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Mój wzrok automatycznie skierował się w stronę telewizora, na którym wyświetlał się program na stacji muzycznej. W tej chwili opowiadano o Justinie, którego spotkano z przyjaciółmi przed barem. Prowadząca mówiła o jego imprezie urodzinowej, a ja czułam jak ściska mnie w środku, a do oczu napływają łzy. Tęsknota w przeciągu kilku sekund zamieniła się w nienawiść widząc jak obejmuje nieznajomą blondynką. 

- Audrey! - usłyszałam za sobą głos Maddy, która weszła do pokoju ze szklanką soku. - Zsikałaś się!

Spojrzałam na podłogę, gdzie była plama. 

- Mamo! - krzyknęłam przerażona. Ból zaczął się nasilać, a ja stałam w mokrych leginsach i wilgotnej tunice.

W przeciągu trzydziestu minut byłam w szpitalu. Leżąc w sali porodowej próbowałam przypomnieć sobie wszystkie lekcje w szkole rodzenia. Ginekolog próbowała być miła i rozładować atmosferę poprzez żarty o tym, że nie spodziewała się mnie tak szybko. Byłam wdzięczna mojej mamie, która była obok. Łzy moczyły mi policzki z bólu i bezsilności, a z ust ciągle dało się słyszeć, że nie dam rady. Nie wiedziałam ile czasu trwa całe to piekło, ale miałam wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Słysząc, że widać już główkę i to już naprawdę koniec, postanowiłam dać z siebie wszystko. W przeciągu kilku, a może kilkunastu minut, na mojej piersi pojawił się noworodek. Rozpłakałam się gorzej niż Sophie po odcięciu pępowiny, widząc moje maleństwo. 

- Ciii, skarbie - szepnęła kobieta stojąca obok.

- Która godzina? - zapytałam, by dowiedzieć się kiedy stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

- Dziewiąta czterdzieści trzy. 

Położna zabrała dziecko, a ja zostałam przewieziona na salę poporodową. Czułam zmęczenie i oczy same mi się zamykały. Jednak nie chciałam usnąć. Chciałam przytulić Sophie i powiedzieć jak bardzo ją kocham. Kiedy przynieśli noworodka, ucieszyłam się. Mama podała mi ją i usiadła na łóżku. Spojrzałam na dziecko zawinięte w różowy kocyk. Było najpiękniejszą istotą na ziemi. 

——-

Miałam dzisiaj nie wstawiać, ale jak zobaczyłam co jest w tej notce to nie mogłam się powstrzymać. Ta notka w połączeniu ze statystykami to najlepszy prezent. Nawet nie spodziewałam się, że Sophie przyjdzie na świat z ponad 16k wejść, 1000 gwiazdek i 115 komentarzami ;) A tak na serio to dziękuję za wszystko! Nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie to czytał...

Tutaj możecie wylewać swoje żale, prosić o rady, hejtować i dziękować: http://ask.fm/Emmafromearth

Dziewczyna ze zdjęcia - Justin Bieber FFWhere stories live. Discover now