Part 34.

7.8K 482 22
                                    

Już od rana byłam przybita i tęskniłam za Justinem. Nawet Sophie działała mi na nerwy swoim płaczem więc prosiłam babcię, by się nią zajęła. Siedziałam na parapecie z kubkiem gorącej czekolady i bezmyślnie wpatrywałam się w przestrzeń. Patrząc na podwórze wspomniałam beztroskie dzieciństwo i przyjaźń z Alexem. On zawsze był przy mnie - bronił mnie przed starszymi, dzielił się słodyczami i pozwalał jeździć na jego "dorosłym" rowerze. Teraz też martwi się o mnie i o Sophie.
Chwyciłam telefon i wybrałam numer Justina chyba setny raz tego dnia. Jednak znowu złapała mnie poczta głosowa, a ja zrezygnowana nacisnęłam czerwoną słuchawkę, bo już nie miałam pomysłu jaką wiadomość miałabym mu zostawić.
Przed południem postanowiłam otrząsnąć się i zająć wreszcie swoim dzieckiem, którego płacz znowu dochodził z dołu. Z ociąganiem się zeszłam na dół i bez żadnego słowa wzięłam od babci Sophie, która chwilę później jadła kolejny posiłek. W pewnej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Kobieta poszła otworzyć, a ja poprawiłam bluzkę i przytuliłam Sophie.
- Audrey, jakaś pani do ciebie - usłyszałam.
Zdziwiłam się i zastanawiałam kto to może być. Okryłam Sophie kocykiem i poszłam do korytarza. Przed drzwiami stała nieznajoma kobieta około czterdziestki ubrana w jeansy i bluzkę, a za nią mężczyzna, którego skądś kojarzyłam. Jego postawna budowa i wyraz twarzy wskazujący na co najmniej nienawiść wobec mojej osoby, przerażał mnie.
- Dzień dobry. Jest u ciebie Justin? - zapytała kobieta z troską.
Nie rozumiałam niczego. Jakaś obca kobieta przychodzi do mojego domu i pyta o Justina? I liczy, że cokolwiek jej powiem?
- Ja przepraszam, ale nie będę o nim rozmawiać. Obiecałam mu coś.
- Obiecałaś mu trzymać wszystko w tajemnicy, wiem. Jestem jego mamą.
- Maddy! - zawołałam. Ona znała członków całej rodziny Justina. I jego ekipę z trasy. - Kto to?
- Mama Justina. Dzień dobry - wyszczerzyła się. - I jego manager, a co?
Przegoniłam ją i przeprosiłam gości mówiąc, że ostatnio jestem przewrażliwiona. Zaprosiłam ich do środka, bo nie chciałam by przywiało Sophie. Siedząc w salonie zapytałam czy coś się stało.
- Justin nie odbiera od wczorajszego wieczora, a wiem, że powinien być tutaj. Wiem o waszym związku, wiem o Sophie. Wiem o wszystkim, Audrey. Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. Pattie Mallette - podała mi rękę.
- Audrey Hudson. Madison, idź stąd - wygoniłam dziewczynę, która bezczelnie siedziała obok i słuchała o czym mówimy. - Połóż Sophie - dałam jej dziecko.
Spojrzałam na kobietę czekając na jakieś dalsze wyjaśnienia. Zaczęła mówić o ich dobrych kontaktach i rozmowach.
- Dzwonię do niego od rana i nic. Martwię się – przyznała.
- Pokłóciliśmy się wczoraj i wyszedł wieczorem. Ode mnie też nie odbiera.
Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza po czym chwyciłam telefon i wybrałam numer chłopaka. Znowu usłyszałam denerwującą sekretarkę, która głosem Jussa informowała, że chłopak nie może teraz rozmawiać i oddzwoni. Westchnęłam rozłączając się i zapytałam o kolegów Justina.
- Dzwoniłam. Nikt nic nie wie.
Panowała nieprzyjemna cisza. Spojrzałam na mamę siedzącą obok z nadzieją, że ona coś wymyśli. Posłała mi jedynie uśmiech pełen współczucia, a ja westchnęłam przenosząc wzrok na panią Mallette. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu, bo zniknięcie Justina było moją winą. Moje ręce zaczęły drżeć więc chwyciłam żółty kubek i złączyłam na nim dłonie. Zagryzając wargę próbowałam uspokoić się. W końcu przeprosiłam i szybkim krokiem skierowałam się na górę. Usiadłam na parapecie chwytając poduszkę, w którą wsiąkały moje łzy. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi więc poprosiłam żeby pozwolili mi zostać samej. Moja mama objęła mnie bez zbędnych słów.
- To moja wina, mamo – szepnęłam.
- Nic nie jest twoją winą, skarbie.
- Pokłóciłam się z nim.
- Wy tylko rozmawialiście. Rozmowy są ważne w związku. Dobrze, że powiedziałaś mu o swoich obawach. Powinien to zrozumieć.
W tej samej chwili usłyszałyśmy ciche pukanie do drzwi. Obie spojrzałyśmy w tamtą stronę i jęknęłam w duchu widząc panią Mallette. Poprosiła o krótką rozmowę, a moja rodzicielka opuściła pokój. Kobieta podeszła do łóżeczka i zerknęła na Sophie.
- Jest śliczna! - powiedziała z uśmiechem. - Mogę?
- A nie śpi?
Pokręciła głową, a ja uśmiechem wyraziłam zgodę. Wyjęła niemowlaka i przytuliła go podchodząc do mnie. Czułym głosem zachwalała się nad dziewczynką.
- Ma nosek po Justinie. I usta. On jak był mały to też miał takie pełne i różowe. Zrobisz coś dla mnie?
Spojrzałam na kobietę i nie wiedziałam co powiedzieć. Kiedy poprosiła, ja zapytałam o co chodzi.
- Pojedź do niego. On na bank jest w Kalifornii! Nie wpadłam na to. Masz bardzo mądrą siostrę
Prychnęłam przerywając Pattie. Patrzyłam na Sophie, która rozglądała się leżąc w ramionach babci, której błagalny wzrok wbity był we mnie. Kolejny raz chwyciłam telefon i nagrałam się na Bieberowską pocztę:
- Justin, musimy pogadać. Zadzwoń, proszę.
Podeszłam do szafy i wyjęłam rurki oraz bluzę. Wiedziałam, że muszę pojechać do chłopaka i przeprosić go za swoje żałosne zachowanie.
- Jak się tam dostanę? - zapytałam wciągając spodnie.
- Masz samolot za półtora godziny.
- Bilet?
- Załatwię.
Wzięłam od niej Sophie i zeszłam z nią na dół. Będąc w salonie poprosiłam mamę, by zaopiekowała się dziewczynką. W tym czasie Pattie dzwoniła na lotnisko.
- Mamusia będzie tęsknić - powiedziałam do dziecka. - Widzimy się jutro, księżniczko. Bądź grzeczna - pocałowałam ją. - Zadzwonisz jak coś będzie się dziać, prawda? - spojrzałam na mamę.
- Oczywiście. O nic się nie martw.
Przytuliłam ją, a ona szepnęła, że podjęłam słuszną decyzję. Pani Mallette podała mi kartkę i wyjaśniła, że to kody to wszystkich bram i drzwi, a także adres, pod który mam się udać z lotniska w Los Angeles. Przytuliła mnie dziękując i mówiąc, że cieszy się, że to we mnie jej syn ulokował uczucia. Uśmiechnęłam się w geście podziękowania i chwilę później wychodziłam z domu kolejny raz dzwoniąc do Justina. Czułam teraz złość za zachowanie chłopaka i za to, że zmusił mnie do lotu po niego. Nie zachowywał się dojrzale i miałam zamiar mu to wytknąć. Siedząc w aucie managera czułam napięcie panujące między nami. Kątem oka zerkałam na postawnego mężczyznę w białej koszuli, która napinała się na mięśniach.
- Pan mnie nienawidzi, prawda? - zapytałam szybciej niż zdołałam pomyśleć.
- Słucham?
- Sądzi pan, że niszczę karierę Justina, prawda?
Spojrzał na mnie, a ja czekałam na odpowiedź. Lubiłam jasne sytuacje i wolałam nie mieć wrogów.
- To jego życie - skwitował po chwili. - Gorzej niż w trasie, gdy ciebie nie było, być nie może.
- To znaczy?
- Pił, lądował w szpitalu, mieszał się w wywiadach, brał jakieś tabletki z niewiadomego źródła. Chyba jesteś jego lekiem.
- Jaki on jest? - nabrałam pewności siebie i obróciłam się w stronę mężczyzny podsuwając się wyżej na siedzeniu i zakładając lewą nogę na prawą.
- Justin? Justin jest... jest wiecznym dzieciakiem. Czasami jest nieodpowiedzialny, nieposłuszny, szybciej robi niż myśli i mówi rzeczy, których nie powinien mówić publicznie - mężczyzna widząc moją zdziwioną minę uśmiechnął się. - Ale czasami jest też dorosłym facetem z ogromnym sercem i wielką miłością do dzieci. Zdjęcie Sophie wysłał do całej ekipy chwaląc się, że to jego. Kiedy w Afryce budowaliśmy szkołę, on nie mógł wytrzymać. To była część reklamy, ale on tak się przejął, że jego łzy ciągle spływały po policzkach. On będzie zajebistym ojcem.
Uśmiechnęłam się kierując wzrok na telefon gdzie była tapeta zrobiona ze zdjęcia, na którym Justin tulił Sophie.
Wchodząc na lotnisko czułam przerażenie. Podeszliśmy do odpowiedniego stanowiska i Scooter wyjaśnił sytuację. Zdziwiłam się jak dużo jego znajomości mogą zdziałać. Mi, zwykłemu śmiertelnikowi nigdy nie udałoby się zdobyć biletu na godzinę przed odlotem samolotu, który zawsze był najbardziej oblegany. Wchodząc na pokład maszyny, podałam bilet, a kobieta wskazała odpowiednią stronę mówiąc:
- Klasa pierwsza, zapraszam.
Myślałam, że padnę słysząc gdzie mam miejsce. Czułam wstyd zajmując miejsce koło postawnego mężczyzny, który robił coś na komputerze, jednocześnie rozmawiając przez telefon. Czułam wzrok pasażerów na sobie i rumieńce na twarzy. Gdybym wiedziała to ubrałabym coś innego niż zwykłe jeansy i bluzę. Podczas lotu starałam się skupić uwagę na muzyce, która leciała w moich słuchawkach. Jednak wyrzuty sumienia, że zostawiłam Sophie w domu, brały górę. Kilka godzin później byłam na miejscu, a mój strach przed spotkaniem sięgnął zenitu.

---- 

Jej, niedługo 40K a mi się wydaje, że to opowiadanie staje się nudne? A Wy? Też się nudzicie?

Dziewczyna ze zdjęcia - Justin Bieber FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz