Part 4.

10.1K 500 6
                                    

Liczyłam, że ktoś mnie zatrzyma, przeprosi, zapewni, że wszystko jest w porządku. Jednak tak się nie stało. Będąc za rogiem domu, oparłam się o drewniany płot i starałam uspokoić oddech i zatrzymać łzy, które rozmazywały mi makijaż. Jednak nie potrafiłam. Nie spodziewałam się aż takiej agresji ze strony mojego ojca. Myślałam, że skończy się na długotrwałym milczeniu, a tu taka niespodzianka.
Usiadłam na krawężniku i zastanawiałam się gdzie mogłabym pójść. Nie chciałam przyznawać się Lily czy Allison o tym jaką idiotką jestem. Pewnie miałyby powód do śmiechu twierdząc, że one mają więcej szczęścia. Nie dość, że ciągle rozmyślałam o facecie, którego nawet nie znałam to jeszcze będę mieć z nim dziecko. Świetnie.
Wstałam i otrzepałam spodnie. Chwyciłam torebkę i torbę podróżną po czym ruszyłam w stronę domu mojej babci. Wiedziałam, że ona mnie zrozumie. Byłam jej oczkiem w głowie.
Ludzie mijający mnie, patrzyli jak na idiotkę. Wiem jak wyglądałam, ale mało mnie to obchodziło. Nie umiałam zapanować nad swoim humorem, a łzy ciągle spływały mi po policzkach. Rozejrzałam się, by sprawdzić czy mogę przejść przez jezdnię. W tej samej chwili mój wzrok zatrzymał się na grupce nastolatków, których tak dobrze znałam. Wśród nich był Ethan ze swoją “muzą”. Byli roześmiani i wychodzili z galerii sztuki. Chłopak mógł tam spędzać całe dnie. Stojąc przed obrazem tracił poczucie czasu. Bałam centymetr po centymetrze i za każdym razem dostrzegał coś nowego w obrazie, który znał na pamięć. Czasami denerwował mnie, gdy mówił cały dzień o zajęciach albo o nowej wystawie. Teraz ma nową dziewczynę i to ją zanudza opowieściami o malarzach. A może ją to kręci? Może jest taka jak on?
Odechciało mi się łamać przepisy. Nie chciałam, by Ethan zobaczył mnie w takim stanie. Starałam się, by myślał, że moje życie jest kolorowe i radzę sobie bez niego. Ruszyłam przed siebie i wpadłam na kolejną grupkę. Mruknęłam ciche “przepraszam” i chciałam wyminąć ich.
- Audrey! - usłyszałam radosny krzyk mojego znajomego. Kiedyś nawet się przyjaźniliśmy, ale potem nasze drogi się rozeszły. - Wszystko w porządku?
- Jasne - uśmiechnęłam się patrząc na blondyna. Prędko otarłam łzy i udawałam, że wszystko jest okey.
- Co tam? Dawno się nie widzieliśmy!
- W sumie… wszystko po staremu.
- Dlaczego płaczesz? - objął mnie. - Chłopaki muszę spadać. Zgadamy się.
Jego kumple pożegnali się z nami, a Alex mnie przytulił. Czułam jak łzy znowu szukają ujścia. Próbowałam zachować twardość, ale na nic się to zdało. Chłopak pociągnął mnie w stronę swojego terenowego auta. Siedząc w środku poprosiłam go, by zawiózł mnie do babci.
- Najpierw powiedz mi co się stało. Przecież się przyjaźniliśmy.
Spojrzałam na niego i zastanawiałam się co zrobić. Blondyn nie nalegał i po chwili przekręcił kluczyk w stacyjce. Myślałam, że zawiezie mnie tam, gdzie prosiłam, ale tak się nie stało. Zaparkował przed kawiarnią, w której przesiadywaliśmy za czasów naszej przyjaźni. Mieli najlepsze ciasto czekoladowe.
- Wysiadamy - powiedział Alex otwierając drzwi po mojej stronie.
- Nie chcę. Zawieź mnie do babci, proszę.
- Wychodzisz, Audrey. Teraz.
Uległam mu i chwilę później piłam pomarańczowy sok siedząc na kanapie w samym końcu kawiarni. Tylko tutaj mogliśmy mieć trochę prywatności i mogliśmy pogadać.
- Opowiadaj - chłopak dodał mi otuchy posyłając swój uśmiech, ukazujący proste, śnieżno-białe zęby, które kiedyś ozdobione były aparatem ortodontycznym.
- Jestem w ciąży - szepnęłam.
- Naprawdę?! Boże, gratuluję! - przytulił mnie, a ja rozpłakałam się. - Ej, nie cieszysz się?
Pokręciłam głową i zaczęłam opowiadać wszystko. Pominęłam jedynie nazwisko Justina, bo nie chciałam, by wydało się kto jest ojcem mojego dziecka. Mówiłam o mojej pracy, o studiach, o usg, a także o awanturze ojca.
- Ej, nie możesz się smucić, mała - powiedział opierając się głową o moją głowę. - Będziesz mieć dziecko. Taką… drugą ciebie.
On zawsze umiał mnie rozśmieszyć. Był dla mnie jak starszy brat, którego zawsze chciałam mieć.
- Gdzie będziesz spać?
- Mówiłam ci żebyś zawiózł mnie do babci. Dzięki za ciasto i… za spotkanie. A tak w ogóle to co tu robisz?
- Skończyłem studia to trzeba wrócić na stare śmieci.
- I jak?
- Z wyróżnieniem! - powiedział dumnie.
Pogratulowałam mu i powiedziałam, że cieszę się. Zaczęliśmy rozmawiać o jego pracy. Twierdził, że ma zamiar starać na miejsce się terapeuty z upośledzonymi dziećmi. On zawsze był typem “Aniołka”, który każdemu pomagał. Zawsze pierwszy garnął się do różnego rodzaju wolontariatu i prac społecznych.
Posiedzieliśmy chwilę po czym Alex odwiózł mnie do babci. Stojąc przed jej domem, rozmawialiśmy.
- Nie smuć się, tak? Dasz radę, mała - przytulił mnie. - Może jakaś kawa jutro, co?
- Jutro zaczynam pracę.
- O to wpadnę coś zjeść.
Uśmiechnęłam się i pożegnałam z chłopakiem. Skierowałam się do drewnianego domu moich dziadków. Uwielbiałam spędzać tutaj dzieciństwo i z tym domem związane były najlepsze wspomnienia. Nacisnęłam dzwonek i słyszałam kroki mojej babci. Ucieszyła się widząc mnie, a ja rozpłakałam się. Kobieta przytuliła mnie nie rozumiejąc nic. Siedząc w kuchni opowiadałam jej o mojej sytuacji. Bluzgała słysząc jak zachowywał się mój ojciec. Nigdy za nim nie przepadała i jawnie mówiła, że ślub mojej mamy to był jeden wielki błąd. Za każdym razem, gdy moja rodzicielka żaliła się, jej mama mówiła o rozwodzie. Chyba byłaby szczęśliwa, gdyby moi rodzice rozeszli się.
- Mogę zostać? - zapytałam.
- Oczywiście! Co to za głupie pytania?! A jak się czujesz?
- Dobrze.
Byłam zmęczona więc chętnie kładłam się w pokoju, który kiedyś zajmowany był przez moją mamę, a potem przeze mnie, gdy nocowałam u dziadków. Było tu nawet kilka moich zabawek. Czyżby niedługo nadeszła moja kolej na kupowanie Barbie? A może będę kupować auta i piłki? Wspominając radość mojej babci i Alexa, sama zaczęłam cieszyć się na myśl o dziecku. Nie mogę się martwić. Mam oparcie i dam radę.

Dziewczyna ze zdjęcia - Justin Bieber FFWhere stories live. Discover now