Rozdział LXXIV

994 69 55
                                    

Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za długość rozdziału (ponad 8,2tyś), ale jak to ja nie umiem się streszczać. Z góry przepraszam jeżeli przeoczyłam jakiś błąd. Jestem padnięta i miałam naprawdę ciężki i stresujący dzień (ale się opłaciło) i mogłam coś przeoczyć. Proszę, zwróćcie mi wtedy uwagę, poprawienie tego to moment, a na pewno kolejnym osobom będzie się lepiej czytało.

   ***Rey
   Dolatywali, niechętnie sięgnęła po hełm i go założyła, musiała pod nim ukryć swój opłakany wygląd. Wolałaby to zrobić pod kapturem, ale jej płaszcz wraz z szatami został w kajucie i nie miała większego wyboru.
   Zamknęła oczy i oczyściła swój umysł, musiała ponownie ukrywać emocje. Było to trudne zadanie, nie wiedziała, od ilu godzin była na nogach, ale miała poważne problemy ze skupieniem. W takim stanie obawiała się korzystać z Mocy, ryzyko utraty kontroli drastycznie rosło, a na to nie mogła pozwolić. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek uwolni się od ciągłej ostrożności i pilnowania na każdym kroku.
   Marzyła jedynie o prysznicu i długim, niczym nieprzerwanym śnie. Niekoniecznie w tej kolejności. Konieczność zachowywania pozorów, nie była zbyt ciekawą perspektywą. Nie miało znaczenia, jak bardzo była zmęczona i obolała. Liczyło się to, że w każdych warunkach musiała dbać o wizerunek. Ren wielokrotnie jej o tym przypominał.
   Powoli zeszła po trapie, z zaskoczeniem stwierdziła, że jej Mistrza nie było w pobliżu. Czuła jego obecność, jednak miała pewność, że nie znajdował się w hangarze. Nieco ją to zawiodło, chciała się znowu znaleźć blisko niego, mimo świadomości, z czym się to wiązało... Nie zamierzała ukrywać swoich błędów.
   Dostrzegła, że Phasma otrzymała elektrokartę od młodej dziewczyny w mundurze podporucznika. Uświadomiła sobie, że była w podobnym wieku, jednak należała do zupełnie innego świata. Być może kiedyś by jej zazdrościła, ale już dawno zrozumiała, że zostanie Renem, było najlepszym, co ją w życiu spotkało. Nie było to bezbolesne, ale wszystko, co warto było osiągnąć, wymagało poświęcenia.
Przez moment chciała pójść dookoła, mniej uczęszczanymi trasami, ale przypomniała sobie, że i tego jej zakazał. Westchnęła cicho i udała się przed siebie, prosto do własnej kajuty.

   Jeszcze nim otworzyła drzwi, wiedziała, że Kylo czekał na nią wewnątrz. Weszła do środka, ściągnęła hełm, upuszczając go na ziemię i uklęknęła.
   ‒ Mistrzu.
   Wiedziała, że Ren nie wymagał od niej tego gestu, nie zrobiła tego, aby był mniej surowy przy wymierzaniu kary. Zrobiła to, ponieważ chciała okazać szacunek, wobec Mistrza. Ta misja jeszcze bardziej uświadomiła jej, ile mu zawdzięcza i jak wiele musiała się jeszcze nauczyć.
   Wstał i podszedł do niej, patrzyła w podłogę, widziała czubki jego butów. Wiedziała, co się z nią stanie, może nie dokładnie, nie miała pojęcia, w jaki sposób zostanie ukarana, ale miała świadomość, że poniesie konsekwencje. Milczała, nie mając odwagi wypowiedzieć nawet jednego słowa. Zastanawiała się, czy się ukorzyć, przyznać do błędów, czy lepsze było milczenie. Nie zamierzała jednak błagać o litość, nie zasługiwała na nią.
   Chwycił ją za brodę i zmusił do podniesienia wzroku, patrzył prosto w jej oczy, odwróciła spojrzenie, ale ścisnął ją mocniej. Świdrował ją spojrzeniem, czuła, że nic się przed nim nie ukryje.
   Puścił ją, ale nie cofnęła się, wiedziała, że chciał, aby na niego patrzyła.
   Przeniósł dłoń na jej policzek, syknęła przez zaciśnięte zęby, sprawiło jej to ból. Nie wiedziała nawet, w jaki sposób powstał siniec. Ren nie zabrał dłoni, cały czas trzymał ją na bolącym miejscu.
   ‒ Oberwałaś.
   Nie było to pytanie, mimo to skinęła lekko głową, jednak nie na tyle, aby pomyślał, że próbuje mu się wyrwać.
   ‒ Potrzebujesz pomocy medycznej?
   ‒ Nie Mistrzu, to tylko siniaki i zadrapania. Jestem jedynie zmęczona.
   ‒ Czyżby?
   W tonie jego głosu słyszała ostrzeżenie. Ścisnął jej prawą rękę w miejscu klejenia kombinezonu. Z trudem stłumiła jęk, rana nie zdążyła się jeszcze zasklepić.
   ‒ Nie wygląda mi to na siniaka.
   ‒ To nic, rozcięcie, musiałam o coś ostrego zahaczyć, już zostało opatrzone Mistrzu.
   ‒ Dobrze...
   Drgnęła, kiedy zbliżył dłoń do jej skroni, wiedziała, co to oznaczało. Nie chciała tego, ale nie mogła zaprotestować. Nie mogła nic zrobić mimo strachu, była całkowicie jego, mógł zrobić cokolwiek. Poczuła, że po jej policzku spływa łza, takie rozklejenie się nie powinno mieć miejsca, ale miało. Nie pragnęła wziąć go na litość, próbowała ukryć swoją słabość. Czuła palący wstyd.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now