Rozdział LIV

2.5K 82 82
                                    

Więc taki mały bonusik świąteczny, zarwałam noc aby skończyć, ale i tak nie udało się na wczoraj, a dziś w zasadzie tylko to robiłam. Nie przyzwyczajajcie się do tak częstych rozdziałów, to niewykonalne. A ten jest wyjątkowy bo ma ponad 6600 słów. Więc Wesołych Świat i Szczęśliwego Nowego Roku.
Aha, przeczytajcie proszę co napiszę na dole do końca. W związku z premierą TROS muszę kilka rzeczy wyjaśnić, ale w skrócie. TROS w żaden sposób nie wpłynie na fabułę tego opowiadania.

***Rey
-Pani, za pięć minut rozpoczniemy podejście do lądowania.
-Dziękuję, kontynuujcie.
Wyłączyła datapada i wstała, spojrzała przez iluminator. Planeta z orbity wyglądała na surową, odpychającą. Już stąd wyczuwała potęgę Ciemnej Strony, widziała kłębiące się chmury. Westchnęła, ani trochę nie podobał jej się wybór miejsca spotkania. Zwłaszcza że miała dotrzeć tam pierwsza i na niego czekać. Sytuacja byłaby jedynie odrobine lepsza, gdyby to Kylo przybył pierwszy, ale tak nie było.
-Pani, proszę o zajęcie miejsca, wchodzimy w atmosferę.
Bez słowa usiadła i przymknęła oczy, nie miała najmilszych wspomnień związanych z tą planetą. Wielu Renów traktowało Akademię jako bezpieczną przystań, ale nie ona. Dla niej było to miejsce niebezpieczne, zwłaszcza że teraz wiedzieli, kim jest. Nie nową adeptką, co samo w sobie było dla niektórych nie do zaakceptowania, ale Uczennicą Wielkiego Mistrza. Będzie pod znacznie większą obserwacją niż ostatnio, każdy jej błąd nie tylko zostanie wykorzystany przeciwko niej, ale również uderzy w jej Mistrza, a tego nie chciała. Co więcej, zagrożenie ze strony adeptów było realne, mogli chcieć ją wyeliminować, póki była praktycznie bezbronna. Nadal jej umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Dotknęła pod płaszczem rękojeści miecza świetlnego. Ten dotyk ją uspokajał, dawał jej złudne poczucie bezpieczeństwa. Być może nie było bezpiecznie żyć tą ułudą, ale potrzebowała jej, aby zachować równowagę psychiczną. W najbliższych dniach będzie to szczególnie ważne. Do przybycia jej Mistrza, w pobliżu nie będzie nikogo, kto mógłby ją powstrzymać, gdyby zaczęła tracić kontrolę. Ten problem nie istniał na Supermacy, Snoke nie tylko potrafił ją powstrzymać, ale wielokrotnie świadomie ją doprowadzał do takiego stanu. Dodatkowo w Akademii będzie aż za dużo okazji do tego, aby wyprowadzić ją z równowagi. Statkiem lekko za trzęsło, czerń kosmosu stopniowo przechodziła w błękit nieba, przez chwilę widziała jedynie gęstą biel, wlecieli w chmury.

Po wylądowaniu odczekała jeszcze chwilę i wstała. Wygładziła swój strój, już wyciągała rękę, aby naciągnąć kaptur, ale zrezygnowała. Chociaż płaszcz nadal ją okrywał, dając jej ciepło i ukrywając przed wzrokiem innych rękojeść miecza świetlnego. Spojrzała na swoje odbicie, poprawiając ostatnie mankamenty stroju. Westchnęła, nie mogła dłużej odwlekać tego momentu. Ruszyła w kierunku wyjścia, zostawiając torbę w statku. Wiedziała, że ktoś inny się nią zajmie. Poza mieczem miała przy sobie jedynie notatnik i datapada. Oba przedmioty były na tyle niewielkie, że nie miała problemów, aby schować je w kieszeni płaszcza.
Wyszła na dobrze jej znany dach, bez trudu mogła zauważyć pękniecie. Odwróciła od niego wzrok, zbyt przypominał jej o tamtym upokorzeniu i o tym, jak krucha była jej kontrola. Już wtedy po jej utracie, przez kilka dni nie była w stanie funkcjonować. Podczas tamtego wybuchu nie zdołali jej powstrzymać, teraz też nie byliby w stanie, a skutki byłyby znacznie gorsze.
Na dachu stał jedynie akolita, dobrze, że nie przybyła rano – w porze treningu. Dzięki temu odwlekała w czasie spotkanie z adeptami.
-Pani, Mistrz Tyrel prosi do siebie.
-Oczywiście.
Z trudem powstrzymała prychnięcie, choć nie była szczególnie zdziwiona tym zaproszeniem. Była jednak pewna, że zostało wygłoszone w znacznie mniej uprzejmy sposób. Na korytarzu nie było wielu adeptów, o tej porze trwała jeszcze część zajęć. Mimo to słyszała szepty, jej przybycie musiało wzbudzić zainteresowanie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wyglądało opuszczenie przez nią Akademii. Akolita zapukał do drzwi, po chwili wprowadził ją do środka i wycofał się. Skłoniła się.
-Mistrzu.
Czekała cierpliwie, aż Tyrel odezwie się. Brakowało jej Mistrza, to miejsce szczególnie przypominało jej o samotności i burzy emocjonalnej, jaką odczuła w Akademii.
-Twój Mistrz mi wyjaśnił, że wkrótce przybędzie do Akademii. Nie rozumiem jednak, dlaczego posłał cię pierwszą. Czy możesz mi to wyjaśnić?
-Tak Mistrzu, rozdzieliliśmy się wcześniej i nie znam miejsca pobytu mojego Mistrza.
-Rozumiem, ponieważ tym razem nie będziesz udawać adepta, będą ci przysługiwać odpowiednie przywileje. Jednak do czasu przybycia twojego Mistrza, ja ustalam obowiązujące cię zasady i ograniczenia.
-Rozumiem Mistrzu.
-Jedynym ograniczeniem narzuconym przez twojego Mistrza jest zakaz brania udziału w lekcjach szermierki. Udział w reszcie zajęć zależy od uczących Mistrzów. Jednak nie będziesz brała w nich udziału na dotychczasowych zasadach. Nie wolno ci ich obserwować, możesz brać jedynie w nich aktywny udział.
-Rozumiem Mistrzu. Czy istnieją jeszcze jakieś ograniczenia?
-Obowiązuje cię cisza nocna i godziny posiłków. Będziesz siadać wraz z innymi uczniami. Aktualnie w Akademii poza tobą znajduję się czterech uczniów.
-Rozumiem Mistrzu. Czy mogę swobodnie korzystać z archiwum i biblioteki?
-W godzinach funkcjonowania.
-Dziękuję Mistrzu.
-Akolita zaprowadzi cię do twojego pokoju, na razie zamieszkasz w skrzydle adeptów. Choć większość Mistrzów woli mieć ucznia przy sobie, to nie wszyscy. Ponieważ nie znam decyzji Wielkiego Mistrza, do czasu jego przybycia zostaniesz tam.
-Jak sobie życzysz Mistrzu.
-Możesz odejść.
Skłoniła się głęboko i opuściła gabinet.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now