Rozdział LXXXIX

560 44 44
                                    

   ***Rey
   Słabła, coraz trudniej było jej oddychać i skupić się na drodze. Zatrzymała się i oparła się o pień jednego z drzew, niemal osuwając się po pniu. Wstrząsnął nią potężny kaszel, pociemniało jej w oczach, walczyła o powietrze, niemal się dusząc. Cierpienie rozdzierające klatkę piersiową przypominało momenty, gdy Ren odbierał jej oddech. Tak samo rozpaczliwie potrzebowała tlenu, jednak dodatkowo każda próba kończyła się bólem żeber.
   Nie wiedziała, ile trwał ten atak, gdy się wreszcie otrząsnęła, dostrzegła, że plwocina miała lekko czerwone zabarwienie. Pośpiesznie wytarła rękę o pień drzewa, Hux i tak widział zbyt dużo.
   ‒ To są te twoje koordynaty? Dość osobliwe miejsce.
   Spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, stłumiła chęć zrobienia mu czegoś, patrzył surowo z wyraźnymi pretensjami. ... Nie oczekiwała docenienia, wiedziała, że ze strony Huxa nigdy się go nie doczeka. Mógłby, chociaż jej nie przeszkadzać, okazać choć odrobinę zrozumienia. Widziała, że mocniej oparł się na lasce, noga musiała mu strasznie dokuczać, ale nie potrafiła go w ten sposób usprawiedliwić. Uważała, że zachowałby się tak samo również bez bólu.
   ‒ Wymiękasz? ‒ spytał szyderczo ‒ Po tobie spodziewałbym się czegoś więcej.
   Nie skomentowała jego uwagi, po prostu patrzyła na niego, mocniej zaciskając dłoń na rękojeści. Nie miała żadnego zaczepu na broń, musiała cały czas trzymać ją w ręce.
   Zamknęła oczy, sięgając po swój ból. Skupiła się na swoich sińcach, na oparzonej dłoni i uszkodzonych żebrach. Otworzyła się na te doznania, nie próbując ich tłumić, musiała przyjąć na siebie całość. Ciemna energia narosła w niej, ostrożnie ją „chwyciła", nie mogła zanurzyć się zbyt głęboko, ryzykowałaby utratą kontroli.
   Otworzyła oczy, spodziewając się dostrzec większą złość Huxa, ale ku jej zaskoczeniu złość mężczyzny nieco zmalała.
   ‒ Idziemy? ‒ spytała.
   Nie czekając na jego odpowiedź, spojrzała na odczyt na ekraniku, aby upewnić się, czy szli we właściwym kierunku.

   ***Hux
   Początkowo był zaskoczony, gdy dziewczyna się zatrzymała, sądził, że zgubiła drogę, albo poczuła jakieś zagrożenie, jednak ona po prostu oparła się o drzewo. Poczuł złość, to nie była właściwa pora na odpoczynek. Robiło się coraz chłodniej, zbliżał się zmierzch i należało wykorzystać ostatnie chwile światła na zintensyfikowanie marszu.
   Rey rozkaszlała się, na jej twarzy był widoczny ból. Przez dłuższą chwilę stała oparta o pień, przyjrzał jej się uważniej. Jej wargi były rozbite, na brodzie miała smugę krwi. Na jej lewym oku widział fioletowy ślad.
   Zreflektował się, ona na statku nie wykorzystała medpakietu, nie przyjęła żadnych leków. Nie wyglądała zbyt dobrze. Mogło się okazać, że zraniona lewa ręka nie była jedynym odniesionym przez nią obrażeniem.
   Kiedy otworzyła oczy, wydała się nieco mniej zmęczona. Jej spojrzenie odzyskało blask i bystrość, rozejrzała się czujnie po lesie. Musiała się w jakiś dziwny, nieznany mu sposób wzmacniać, Ren zapewne nauczył ją jakieś sztuczki, którą właśnie wykorzystała. Z dużym prawdopodobieństwem to właśnie jej użyła w trakcie ucieczki, wtedy gdy chciała, aby ją uderzył. Musiał to wszystko dokładniej przemyśleć i koniecznie zażądać wyjaśnień od Rena.

   ***Rey
   Skrzywiła się, widząc rozlewisko, wszystko wskazywało na to, że musieli znaleźć się po jego drugiej stronie. Woda nie wyglądała na szczególnie głęboką, ale podejrzewała, że dno było grząskie. Poza tym wciąż nie pływała najlepiej, nie było ani czasu, ani możliwości, aby nauczyć się tego. Kylo zdążył udzielić jej jedynie jednej lekcji.
   Spojrzała na Huxa, mężczyzna ze złamaną nogą i tak nie mógłby tego zrobić. Co więcej, odnosiła wrażenie, że pływanie w takiej wodzie nie należało do rozsądnych działań. Przygryzła wargę, w jednym miejscu brzeg był zdecydowanie bliżej, powinna być w stanie do niego doskoczyć. Gdyby była w pełni sił, nawet by się nie zawahała, ale żebra dokuczały jej coraz mocniej. Obawiała się momentu dekoncentracji, utrata sił w najmniej odpowiednim momencie mogła się skończyć tragicznie. Pozostawała też kwestia Huxa, wiedziała, że zostawienie go samego w środku niczego, nie spotkałoby się z aprobatą Mistrza.
   Tym razem rudzielec milczał, patrzył tak jak ona w powierzchnię wody, musiał się domyślić, co było przeszkodą, albo zmęczyć się na tyle, aby odpuścić jej złośliwości. Spojrzała tęsknie na tafle cieczy, chciało jej się tak bardzo pić. Język miała wyschnięty na wiór, wargi były całkowicie suche i spękane, czuła smak krwi. Usiłowała od siebie odsunąć pragnienie, napicie się tej wody byłoby czystą głupotą. O przegotowaniu jej mogła zapomnieć, powinna być w stanie ją oczyścić, tak jak Kylo ją nauczył, ale nie była pewna czy nie było w niej innych toksyn. Gnijący zapach wyjątkowo mocno nie zachęcał do podejmowania próby.
   ‒ Macie jakieś pomysły generale? ‒ spytała.
   Wolała schować dumę i zapytać, niż utknąć. Była zmęczona i naprawdę mocno obolała, chciałaby się znaleźć przy Mistrzu. Brakowało jej Kylo, wiedziała, że nie zabrałby jej bólu, ale miałaby jego wsparcie. Pomógłby jej, nawet jeśli później w ramach lekcji zażądałby zapłaty, jednak nie zostawiłby jej samej.
   Generał milczał. Potarła skórę, zimno ciągnące od wody było wyjątkowo dokuczliwe. Z niepokojem spojrzała na godzinę wyświetlaną na komunikatorze, w najlepszym wypadku zostały im niecałe dwie godziny światła.
   Rozglądała się w poszukiwaniu wskazówki. Spojrzała na zaciśnięty w dłoni miecz świetlny, leżał idealnie, całkowicie dopasowany do jej palców.
   Spojrzała na rosnące w pobliżu drzewo, a potem jeszcze raz na drugi brzeg. Uruchomiła miecz świetlny i zbliżyła się do pnia. Wraziła w niego klingę i szybkim ruchem ścięła drzewo. Wyciągnęła rękę i przymknęła oczy, mentalnie chwyciła pień i ostrożnie ułożyła go w taki sposób, aby utworzył prowizoryczny most.
   ‒ Nie wygląda zbyt stabilnie.
   Skinęła głową, całkowicie zgadzając się z Huxem. Pień był stosunkowo gruby i nie powinien się załamać pod ich ciężarem ‒ za to nie była pewna brzegów, ziemia była wilgotna i mogłaby się osunąć.
   ‒ Chyba nie mamy wyjścia ‒ mruknęła ‒ wejdę pierwsza, jestem lżejsza.
   Nie zaprotestował, zbliżyła się do pnia i weszła na jego powierzchnię. Jeżeli którejkolwiek ze swoich zdolności była pewna, to wyczucia równowagi. Tamta dziewczyna z Jakku w czasie zbierania złomu wielokrotnie musiała balansować nad krawędzią. Moc jeszcze wyostrzyła jej naturalne zdolności.
   Pień kilkukrotnie się zachybotał, ale zdołała się na nim utrzymać. Musiała uważać na boczne gałęzie, których nie odcięła. Skrzywiła się i tak była odwrócona do rudzielca plecami, nieoczyszczenie pnia mogło być błędem. Gałęzie pokryte igliwiem utrudniały przejście, Hux nie był tak zwinny, a dodatkowo miał złamaną nogę. Stłumiła westchnięcie, teraz i tak było za późno. Zeskoczyła na ziemię i odwróciła się w kierunku przeciwległego brzegu.
   ‒ Możecie przejść generale.
   Musiała podnieść głos, aby ją usłyszał. Patrzyła uważnie na kuśtykającego generała, widać było, że mimo prowizorycznego usztywnienia i trzymania nogi w powietrzu, każdy krok sprawiał mu ból. Na szczęście kij, który mu dała, był wystarczająco długi, aby dać mu podparcie o dno. Co prawda musiał się dość mocno pochylić, ale miał podporę.
   Dostrzegła, jak rudzielec stracił równowagę, wyciągnęła przed siebie rękę i szarpnęła Mocą. Stęknęła z wysiłku. Wcześniejsze przeniesienia pnia, nadwyrężyło jej siły. Po chwili Hux znalazł się na drugim brzegu. Jej oddech przyspieszył, pociemniało jej w oczach z bólu, ciągle brakowało jej powietrza. Pochyliła się i po raz kolejny zmusiła się do zaczerpnięcia z Mocy.

Darkness rises and light |REYLO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz