Rozdział LXXIII

813 57 34
                                    

   ***Rey
   Przygotowywała się mentalnie do zadania. Chociaż początkowo miała trzymać się z boku i pozwolić działać profesjonalistom, to dalszy etap wymagał od niej maksymalnego skupienia. Musiała schować dumę do kieszeni, uczciwie przyznać, że jeszcze nie była gotowa na tego typu zadanie. Powinna czuć się wyróżniona, pozwolono jej znacznie wcześniej wziąć udział w tak poważnym przedsięwzięciu. Jednak zamiast tego czuła jedynie strach. Była boleśnie świadoma swoich braków i nieprzygotowania.
   ‒ Sprawdźcie swój sprzęt. Nie będzie żadnego wsparcia.
   Sięgnęła po broń, wolałaby coś mniejszego, jednak z powodów konstrukcyjnych, pneumatyczny karabin na strzałki był dość spory. Nie leżał w jej dłoniach, co więcej brakowało jej wprawy w posługiwaniu się tak zmodyfikowanym sprzętem. W kaburze przy pasku miała zwykły, niewielki pistolet blasterowy. Szanse na użycie go były niewielkie, chociaż gdyby zostali wykryci, był znacznie lepszą bronią. Nie wymagał tak dokładnego celowania i miał znacznie większą przebijalność.
   Zauważyła, że Phasma spędziła przy niej więcej czasu i dokładniej skontrolowała jej broń. Nie miała z tym problemu, nawet była wdzięczna. Nie zamierzała przed nią udawać profesjonalisty, Kapitan najlepiej wiedziała, jakie były jej umiejętności strzeleckie i próba oszustwa byłaby głupotą.
   Sięgnęła po swój miecz świetlny, wiedziała, że nic nie miało prawa się z nim stać. Uśmiechnęła się lekko, miała okazję walczyć ponad półwieczną bronią, która przeleżała, nie wiadomo ile czasu, w piwnicy. Słyszała też o znacznie starszych mieczach, na których upływ czasu, nie zrobił żadnego wrażenia. Mimo to dotyk zimnej rękojeści uspokoił ją, powstrzymała się od rozpalenia czerwonego ostrza i wykonania kilku pchnięć. Przypięła go ponownie do paska i sięgnęła po specjalny hełm. Przyjrzała się jego czarnej powierzchni, zasłaniał całą twarz. Zastanawiała się, jak wcześniej Kylo mógł wytrzymywać w masce, musiała być bardzo niewygodna. Na szczęście już jej nie nosił, zdecydowanie wolała go bez niej, lubiła patrzeć na jego twarz. Nie ze względów praktycznych, potrafił doskonale panować nad mimiką i nie zdradzał własnych emocji, ale sprawiało jej to przyjemność.
   Przyglądała się swojemu odbiciu w wypolerowanej powierzchni, za moment mieli wejść w atmosferę, napięcie rosło.
   ‒ Przygotować się.
   Z niechęcią założyła nakrycie głowy i wstała, chwytając się zwisającego uchwytu. Oddychała spokojnie i równo. Czuła się jak przed treningiem. Jej ciało i umysł szykowały się do nadchodzącego wysiłku. Moc otulała ją i przenikała jej zmysły, dając niewyobrażalne możliwości.
   Statkiem za trzęsło gwałtowniej niż podczas zwykłego wejścia w atmosferę. Zacisnęła zęby, szczęśliwa, że nikt nie widział jej twarzy.

   Wyszła jako ostatnia, poruszała się powoli. Obraz z noktowizora był dziwny, zielony. Chwilowo mogli z niego korzystać, jednak najchętniej by go wyłączyła, ale wtedy mogła nie dostrzec gestu Phasmy. Niestety brak szczegółów w postrzeganiu przez Moc był dla niej sporym ograniczeniem. Musiała zacisnąć zęby i się przyzwyczaić. Nic więcej jej nie pozostało. Rozciągnęła swoje zmysły daleko, skupiła się na wykrywaniu istot żywych, to one były największym zagrożeniem.
   Przez tempo przygotowań nie zdążyła wiele dowiedzieć się o Umbarze. Podziwiała dziwne, święcące rośliny. Czuła otaczające ją życie, niestety nieco zagłuszało to jej obraz. Dlatego nie skupiała się wyłącznie na swoich odczuciach, ale również obserwowała otoczenie własnymi oczami. W tej kwestii musiała zaufać zawodowcom, a przynajmniej Phasmie, że wiedziała, gdzie należy iść.
   Poczuła coś dziwnego, przystanęła i przymknęła oczy, skupiając się na swoim doznaniu. Po chwili była pewna, zbliżyła się do dowódczyni.
   ‒ Na północ stąd jest grupka ośmiu istot żywych, poruszają się w naszym kierunku. Są dość blisko. ‒ powiedziała cicho.
   ‒ Jesteś pewna?
   ‒ Na tyle na ile mogę, jest tu zaskakująco dużo organizmów żywych, zaciemniają mi obraz. Nie jestem w stanie z tej odległości powiedzieć, czy są to inteligentne istoty, czy jedynie zwierzęta.
   ‒ Dobrze, zwróć na to uwagę. Nawet jeżeli to tylko zwierzęta, to mogą zdradzić naszą pozycję ewentualnym obserwatorom. Trzymaj się blisko mnie.
   ‒ Tak Pani Kapitan.
   Trzymała cały czas dłoń na broni, nadal zabezpieczonej, ale wystarczył jedynie szybki ruch, aby to zmienić.
   Nieco uspokajało ją to, że nie czuła zagrożenia, Moc jej przed niczym nie ostrzegała, a jej zawirowania nie były szczególnie większe niż zazwyczaj. Nie potrafiła jeszcze super dobrze interpretować tych wszystkich zawirowań, ale przynajmniej dawały jej jakieś pojęcie o otaczającym ją świecie. Wiedziała, że podjęła ryzykowną decyzję, informując Phasme o tym, co wyczuła. Nie było to nic pewnego, a nie chciała wyjść na panikarę lub pokazać, że jej umiejętności są gorsze niż w rzeczywistości. Jednak ostatecznie uznała, że była to właściwa decyzja. Zagrożenie mogło okazać się realne, a wcześniejsze ostrzeżenie zawsze było przydatne.
   Jeden ze szturmowców udał się do przodu i wspiął się na zbocze góry. Stał przez moment nieruchomo, podejrzewała, że korzystał z lornetki. Po krótkiej chwili w słuchawkach odezwał się męski głos. Nie była to ta sama osoba, którą dusiła. Komlinki znacząco zniekształcały głos, co utrudniało rozróżnienie poszczególnych osób, ale miała tę pewność.
   ‒ ...jakieś cztery kilometry stąd znajduje się grupa humanoidalnych istot, wyglądają na cywili, jakichś farmerów, czy kogoś w tym rodzaju.
   ‒ Miałaś rację młoda.
   Drgnęła. To, że Phasma ją tak nazywała, mogła przeżyć, ale nie chciała, aby się to rozpowszechniło. Poczuła złość, zacisnęła pięści i wzięła dwa głębokie oddechy. Musiała się uspokoić.
   ‒ Spokojnie młoda, to kanał wewnętrzny. Musisz się jeszcze sporo nauczyć o procedurach wojskowych. Okazało się, że to nic groźnego, ale dobrze, że zwróciłaś na to uwagę. Dobra robota młoda.
   Skinęła głową, nie była pewna, czy jej częstotliwość była przełączona, a wolała nie ryzykować.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now