Rozdział LXIV

1.1K 75 57
                                    

Raczej nikt się nie spodziewał, że tak szybko wrzucę nowy rozdział :-) Proszę, abyście przeczytali notkę na dole, będę mieć tam do was pytanie. No i koniecznie zostawcie opinie!

***Kylo
   Otworzył oczy, rosa osadziła się na jego płaszczu i włosach. Słońce dopiero wschodziło nad horyzontem. Nad taflą jeziora unosiła się mgła. Słyszał śpiew ptaków i cichy szum fal na jeziorze. Rey spała obok, wtulona w jego bok. Jej płaszcz również był wilgotny, a włosy skręciły jej się w drobne fale. Pogładził ją po policzku, miał nadzieję, że nie zmarzła. W odpowiedzi na jego gest jedynie mruknęła cicho i wtuliła się mocniej w jego bok. Westchnął, spała tak słodko, że nie chciał jej budzić, ale czas było wracać. Dotknął jej ramienia i delikatnie ścisnął.
   -Rey, musisz wstać.
   Mruknęła i choć przed chwilą myślał, że jest to niemożliwe, zwinęła się bardziej, przyciskając się do jego ciała. Uśmiechnął się lekko, wyglądała tak niewinnie i jeszcze mniej chciało mu się ją budzić.
   -Rey.
   Wypowiedział jej imię nieco ostrzej i ponownie nią potrząsnął. Jej reakcja była podobna. Już miał sięgnąć po ostrzejsze środki, ale powoli otworzyła zaspane oczy.
   -Mistrzu?
   W jej głosie usłyszał zmęczenie, przesunął ją i podniósł się.
   -Wstawaj.
   Przetarła oczy i wykonała jego polecenie, widział po niej, że najchętniej jeszcze by spała. Jednak mimo przeciągłego ziewnięcia, jej oczy uważnie śledziły otoczenie. Mogła być zapasana, ale nadal była groźna. Wpadł na pomysł, jak ją nieco rozbudzić. Wiedział, że mu za to nie podziękuję, ale najmniej go to obchodziło.
   -Weź swoje rzeczy i za mną.
   Skinęła głową i szybko pozbierała się do drogi. Zaczął biec, ale po chwili wpadł na pewien pomysł.
   -Rey, prowadzisz. Radzę ci utrzymać przyzwoite tempo i nie zgubić drogi.
   Dostrzegł, że dziewczyna unosi lewą rękę z komunikatorem. Od razu domyślił się, co chciała zrobić. Była sprytna i uczyła się wykorzystywać zaawansowane technologie, ale to nie o to chodziło w tym ćwiczeniu. Chciał sprawdzić jej orientację w terenie.
   -Nie Rey, sama masz odnaleźć drogę.
   Przez moment rozważał zabranie jej urządzenia, ale zrezygnował, było to zbyt ryzykowne.
   -Tak Mistrzu.
   W jej głosie usłyszał rezygnacje, ale nie miał najmniejszego zamiaru jej odpuszczać.

***Rey
   Przedzierała się przez zarośla, drobne kolce raniły jej skórę. Coraz bardziej żałowała, że nie nosi rękawiczek, choćby podczas lekcji w terenie. Kiedy przedarła się poprzez wyjątkowo gęste krzaki, stanęła w przesiece między drzewami. Otarła pot z czoła, po opuszczeniu dłoni dostrzegła, że jej skóra pokryta jest drobnymi rankami. Westchnęła cicho, była głodna. Rozejrzała się uważnie, ale nie dostrzegła niczego, co nadawałoby się do jedzenia. Przymknęła na moment oczy i odetchnęła głęboko. Zaczynała żałować, że obrała inny niż zwykle kierunek, liczyła, że w nieznanej części lasu będzie więcej zwierząt. Wsłuchała się w Moc, ale jak zwykle zbyt duża liczba docierających bodźców sprawiła, że obraz był całkowicie nieczytelny. Czuła się w lesie coraz pewniej, regularne ćwiczenia w terenie zwłaszcza z mieczem świetlnym dały jej bardzo dużo. Kosztowały ją wiele otarć siniaków i zadrapań, ale była to cena, którą z łatwością zapłaciła. Przyzwyczaiła się do odczuwania nieustannego bólu, starała się z niego czerpać, choć zazwyczaj z mizernym skutkiem. Nie miała wiedzy, jak to poprawnie robić, jej próby opierały się jedynie na instynkcie i przeczuciach. Spojrzała na chronometr i zdecydowała, że musi iść dalej. W ciągu najbliższych czterdziestu minut powinna wrócić do obozu, a do tej pory niczego nie upolowała. 

   Westchnęła, widząc kolejne krzaki, przez które musiała się przedrzeć, przez moment chciała zawrócić, ale zaszła tak daleko, że powrót bez niczego byłby jedynie marnotrawieniem czasu. Podrapała się po bliznach, od kilku minut nieustannie ją swędziały, im szybciej opuści to miejsce, tym lepiej. Krzyknęła, czując potworny ból tuż pod kolanem. Odruchowo sięgnęła po miecz świetlny, szukała zagrożenia. W jej łydkę wgryzał się ogromny, żółto-brązowy wąż. Cierpienie na moment ją zaślepiło, pot wystąpił na jej ciele. Upadła na plecy, uruchomiła miecz świetlny i obcięła głowę. Przez moment pomyślała, że przynajmniej ma obiad. Ból uderzał w nią falami, narastał. Pociemniało jej w oczach, ręce jej drżały. Z trudem usiadła, świat wirował dookoła. Spojrzała na prawą nogę, było sporo krwi, a kły gada nadal były wbite w jej łydkę. Chciała wstać, ale upadła. Rękojeść miecza wypadła jej z dłoni. Z trudem powstrzymywała się od krzyku, bolało ją coraz bardziej, nie była w stanie myśleć. Było jej jednocześnie gorąco i zimno.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now