Rozdział IV

1.5K 101 31
                                    

*** Rey

Rozejrzała się po baraku. Była to prosta konstrukcja z blachy. W środku nie było łóżek, a jedynie coś w rodzaju samodzielnie robionych posłań. Zacieki świadczyły o przeciekającym dachu, ale przynajmniej drewniane deski izolowały od ziemi. Usiadła na podłodze jak reszta.
-Więc Rey, jak ci podoba się nasz barak?
Zamarła. Skąd wiedzieli jak ma na imię? Wystraszyła się. Kim oni byli? Co jeszcze o niej wiedzieli. Poczuła rękę na ramieniu, wzdrygnęła się.
-Spokojnie malutka. Nie skrzywdzimy cię, wykradliśmy twoje akta. Chcieliśmy wiedzieć coś więcej o tobie. Imponujące sam Kylo Ren dostarczył cię tutaj.
Drgnęła słysząc jego imię. Oblała się zimnym potem. Przypomniała sobie ból, jaki on i Snoke jej zadali.
-Skrzywdził cię.
Bezwiednie pokiwała głową. Dopiero po chwili zorientowała się, co zrobiła i że po jej policzkach płyną łzy. Wspomnienie Starkillera i tego, co było później, bardzo bolało.
-Zostaw ją Max. Widzisz, że ma traumę.
-Nie Steve, jeżeli mamy jej zaufać. Musi nam powiedzieć. Mów dziecinko, co takiego zrobiłaś, że zainteresował się tobą Kylo Ren.
-Nie wiem. Ja... ja po prostu chciałam pomóc, a potem wrócić do domu.
-Jak chciałaś pomóc.
Łzy płynęły po jej policzkach, a ona opowiadała o BB8, Finnie. Właśnie czy Finn żyje? Pewnie nigdy się już tego nie dowie. O Hanie i o tym, jak był pierwszą osobą, która uznała ją za wartościową. Wiedziała, że nie powinna tego wszystkiego mówić, ale... Ale nie mogła dłużej tego dusić w sobie. Nie powiedziała jedynie o pojedynku. Z jakiegoś powodu uznała, że tego nie należy mówić. Jej instynkt budził się w najmniej spodziewanych momentach. Jeszcze nigdy jej nie zwiódł.
-Co sądzisz o Ruchu Oporu?
-Niewiele o nim wiem. Uważam, że jest potrzebny. Że robi wiele dobrego.

Dostrzegła porozumiewawcze spojrzenia.
-Widzisz Rey, uważamy że jesteś godna zaufania, że nie złamiesz danej przysięgi.
-Przysięgniesz, że cokolwiek zostało tu powiedziane nie zostanie wyjawione?
Zastanowiła się. Czy mogła coś takiego przysiąc?
-Przysięgam, że nic co tutaj usłyszę nikomu nie powiem. Nie poinformuję, że ta rozmowa miała miejsce.
-To nie to samo.
-Nic więcej nie mogę przysiąść. Będę robiła wszystko aby nic nie wyjawić, ale są rzeczy na które nie mam wpływu.
Zadrżała przypominając sobie jak Kylo, a potem Snoke wydobywali jej wspomnienia.
-Jeżeli to wam nie wystarcza... To wyjdę, udam że ta rozmowa nigdy nie miała miejsca.
Gęstą atmosferę można wręcz było kroić. Przełknęła ślinę. Czy teraz ją zabiją? Czekała, czuła jak jej serce wali. Napięła mięśnie gotowa do walki lub ucieczki. Uderzenia serca odmierzały czas. Ile ich jeszcze jej zostało? Czy to są ostatnie chwilę jej życia? Krew dudniła jej w uszach.

Max, najwyraźniej ich przywódca skinął głową.
-Nie próbujesz nas oszukać. Jesteś szczera, taka przysięga wystarczy.
Odetchnęła z ulgą. Może jeszcze jej nie zabiją. Rozluźniła się trochę, ale nadal pozostała czujna.
-Jesteśmy z Ruchu Oporu.
Zamarła. Spodziewała się jakiś większych rewelacji, ale to? Tego się nie spodziewała.
-Chcesz do nas dołączyć?
Pokręciła głową.
-Mogę pomóc w tym co tu robicie, ale nim zdecyduję się na coś więcej... Nie to nie może być pochopna decyzja. Muszę się więcej dowiedzieć. Nie zdradzę was, pomogę wam, ale na razie do was nie dołączę. Przykro mi, ale będę z wami uczciwa. Nie znam was, nie znam Ruchu Oporu.
-Uczciwie. Więc witaj w naszym baraku, od dziś także twoim.
-Dziękuję.

Kolejne cztery miesiące były znacznie lepsze od pierwszego. Nadal chudła, ale znacznie wolniej. Jej pozycja w nieformalnej hierarchii znacząco wzrosła. Jej kartoteka wzrosła o liczne przewinienia. Zaczęła się martwić jednak czymś innym.
-Max, co wiesz o implancie... Tym, które dostają kobiety.
-Podobny do tych wojskowych, nie zatrzymuję okresu, ale sprawia, że kobieta jest chwilowo bezpłodna. Dlaczego pytasz?
-Swój ostatni okres miałam na krótko przed schwytaniem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, z nikim nie współżyłam. Nigdy.
Dostrzegła jego zaniepokojenie i oceniające spojrzenie. Jej strój był dla niej już sporo za luźny. Wisiał na niej.
-Źle, znaczy, że twój organizm powoli ma dosyć. Jest wycieńczony. Skała zabija w końcu każdego. Jednak ciebie ma szanse znacznie wcześniej. Zawsze byłaś niedożywiona. Przybywając tu nie miałaś żadnych rezerw. Chwycił ją za włosy i przesunął wzdłuż nich. Wypadło ich sporo.
-Pokaż paznokcie.
Te były połamane i rozdwojone.
-Rey, nie będę oszukiwał, nie jest dobrze. Jest fatalnie. Nie zostało ci wiele czasu.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now