Rozdział XL

1.8K 84 123
                                    

Za nim przeczytacie ten rozdział... Musicie wiedzieć, że jego napisanie było prawdziwym wyzwaniem. Nie wiem ile razy zmieniałam zdanie, co do pewnych fragmentów. Od dawna wiedziałam jaki powinien mieć ogólny kształt, ale zawsze czegoś brakowało. 
Rozdział dedykuję przede wszystkim mojej przyjaciółce Weronice ( Weronika3080 ), bez ciebie rozdział by nie powstał. Od wielu tygodni zamęczałam Cię, opisami tych scen i pomysłów, a potem brudnopisami (przynajmniej nie nudziłaś się na lekcjach :-) ). Szczególne podziękowania należą się także, Kociaczek2017 i Typpwy. Również bardzo mi pomogliście. A teraz zapraszam do czytania i KONIECZNIE KOMENTUJCIE.

***Rey
Czuła, że ma dość. Jej ciało i umysł nie dawały już rady podołać zwiększonemu wysiłkowi. Ból przetrenowanych mięśni stał się nieodłączną częścią jej dnia. Przetrwałaby to, naprawdę przetrwałaby, gdyby miała wsparcie Mistrza. Miałaby wystarczająco dużo siły woli, aby przetrzymać zmęczenie ciała. Ona jednak nie tylko nie miała tego wsparcia, ale Ren męczył ją, powtarzał, że jest nikim, że jest niczym. Powiedział to tak wiele razy, że sama zaczęła w to wierzyć. Siedziała na łóżku, ze spuszczonymi nogami, w dłoniach obracała miecz świetlny, zastanawiając się po raz kolejny, co takiego uczyniła, że Kylo już jej nie chciał. Czym zawiniła, że zasłużyła na takie traktowanie? Tak bardzo chciała to naprawić, ale nie miała już siły. Od kilku dni narastało w niej pewne pragnienie, chciała to zakończyć, zamknąć oczy i nigdy ich nie otworzyć. Wiedziała już, że nie ma sensu udawać, że nadaje się na Rena. Tak naprawdę nigdy się nie nadawała, była zbyt słaba. Kiedy została uczennicą Kylo Rena, skrzywdziła go. Nadal to robiła, marnując jego cenny czas, na swoją nic niewartą osobę. Był tylko jeden sposób, aby go uwolnić, aby przestać go krzywdzić. Wiedziała, że tak będzie lepiej. Kochała go i właśnie dlatego musiała zniknąć, poświęcić się. Obróciła miecz w dłoni i przycisnęła go do piersi. Od śmierci dzieliło ją tylko jedno naciśnięcie palca. Zamknęła oczy, jej dłoń drżała. Dotknęła palcem aktywator, ale nie nacisnęła. Po chwili opuściła dłoń. Kylo Ren miał prawo poznać prawdę, a ona będzie mogła, przed śmiercią powiedzieć mu co czuje, powiedzieć jak bardzo go kocha i że robi to dla niego. Wiedziała, że mogło oznaczać to śmierć w męczarniach. Od miecza świetlnego ginęło się szybko, czysto. Miłość była równoznaczna ze zdradą, a szybka śmierć byłaby aktem litości. Litości, z której zakon Ren nie słynął. Powie mu, jutro wieczorem. Jutro spędzi z nim ostatni dzień.

Czekała na Mistrza przecierając oczy ze zmęczenia, chciało jej się spać. Mimo wszelkich wysiłków nie potrafiła odpędzić od siebie tego uczucia. Oczekiwanie przeciągnęło się, zaczęła się niepokoić. Zazwyczaj jej Mistrz był przed wyznaczonym jej czasem, coś było nie tak. Usiadła na ziemi, kładąc przed sobą swój miecz. Liczyła, że krótka medytacja pomoże odświeżyć jej umysł.
Ren wreszcie przybył spóźniony ponad czterdzieści minut, milczała. Bo co mogła powiedzieć? On nie miał obowiązku być na czas, tylko ona. Wstała.
-Zajmij pozycje.
Stanęła naprzeciw niego z mieczem w prawej dłoni, nadal wyłączonym, ale wiedziała, że tylko kwestią czasu było jego uruchomienie. Oczekiwanie jak zawsze się przeciągało, nie znosiła tych momentów napięcia i bezczynności. Kylo podszedł do jednej z szafek. Po dźwięku poznała, że ją otworzył i coś wyjął, nie wiedziała co. Nie mogła się odwrócić, musiała być cierpliwa. Powtarzał jej to tak wiele razy, że nawet myśląc o tym, słyszała jego głos w głowie. Przełknęła ślinę, czuła dziwny niepokój. Może związany z tym, co miało się dziś wydarzyć? Od wykonania wyroku dzieliły ją przecież jedynie godziny, wprawdzie mogła zmienić zdanie, ale nie chciała tego. Kylo musiał się dowiedzieć.
Jej plecy przeszył palący ból, krzyknęła i osunęła się na podłogę. Co to było?
-Jesteś rozproszona! To niedopuszczalne, natychmiast wstawaj!
Podniosła się, ponownie chwytając za rękojeść miecza, tym razem natychmiast go uruchomiła. Przed nią unosił się niewielki kulisty robot treningowy, nie dał jej czasu na odpoczynek, natychmiast zaczął strzelać. Odbijała lecące w jej kierunku strzały, było ich więcej niż zapamiętała. Co więcej, kulisty robot lawirował, kręcił się i zmieniał co chwilę swoje położenie. Strzały nadlatujące z różnych kątów pochłonęły jej uwagę. W końcu musiało stać się to, czego od początku się obawiała. Jej obrona się załamała, została trafiona wielokrotnie. Upadła boleśnie obijając sobie bok o twardą podłogę. Poczuła szarpnięcie za ramię, w pierwszym odruchu próbowała odepchnąć osobę, ale ten, kto ją chwycił, był silniejszy. Zmusił ją do wstania, dopiero wtedy otworzyła oczy.
-Jesteś jak dziecko, słaba i bezbronna. TO, miała być obrona? Natychmiast przebiegnij trzydzieści okrążeń, a potem wracaj do nauki.
Najgorsze było to, że nawet nie krzyczał, nie oskarżał jej, tylko oznajmiał fakty. Zabolało ją to bardziej niż trafienia i upadek, po raz kolejny zawiodła swojego Mistrza. Utwierdziło ją to tylko w przekonaniu, że jej decyzja była słuszna.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now