Rozdział XVII

1.4K 89 38
                                    

***Rey
Zeszła po trapie za swoim Mistrzem. Znajdowała się w Akademii Zakonu Ren, sercu tego zakonu. Przez pewien czas miała tu pozostać. Nie podobało jej się to ani trochę, ponieważ wiedziała, że nawet najgorszy uczeń tu jest lepiej od niej wyszkolony w walce i Mocy. Zdawała sobie sprawę, że dotąd była chowana pod kloszem. O ile tak można było nazwać szkolenie, które przechodziła pod okiem Mistrza. Akademia była zupełnie innym środowiskiem, pełnym brutalności i rywalizacji. Kylo, choć niezwykle groźny był tylko jeden, a tu... Tu było zupełnie inaczej. Mrok otaczał to miejsce, a słońce prawie nigdy nie przenikało przez grube chmury. Gdy podchodzili do lądowania, widziała czarną sylwetkę świątyni czy też Akademii. Po trochę była i jednym i drugim. Potężna piramida o ściętym czubku była otoczona kilkoma wieżyczkami, które wystawały ponad szczyt płaskiego dachu. Nie było to przyjazne miejsce dla nikogo. Planeta była niemal całkowicie jałowa, a w pobliżu świątyni nie było nic poza nagimi skalami. W obliczu zgromadzonej tu potęgi była niczym. Nieistotnym pyłkiem, którego się nawet nie dostrzega. Mimo usilnych prób nie poznała przyczyny decyzji swojego Mistrza oraz długości swego pobytu w tym miejscu. Czuła się zagubiona, niepewna. To nie było miejsce dla niej, nie pasowała tu. Nigdy nie czuła się dobrze w tłumie, całe życie spędziła w samotności. Nawet na Jakku nie mieszkała wśród innych istot, tylko w opuszczonej maszynie kroczącej, a teraz będzie musiała żyć wśród istot znacznie od niej silniejszych. No i była tu jedyną kobietą.
-Jesteś dziwnie milcząca.
Choć nie było to pytanie, to wiedziała, że czekał na odpowiedź. Często rozumiała go bez słów. Rozumiała to czego nie mówił oraz to jak mówił.
-Nie wiem czego oczekiwać Mistrzu.
-Nie pokazuj swoich słabości, każda zostanie wykorzystana przeciwko tobie.
-Będę pamiętać Mistrzu.
Niezbyt ją to pocieszyło, ale nie oczekiwała tego. Kylo dawał jej oparcie, szkolił ją, ale nigdy jej nie pocieszał.
Ruszyli kamiennymi stopniami znajdującymi się już wewnątrz budynku. Były wąskie i strome, a za oświetlenie służyły im pochodnie rozmieszczone w żelaznych uchwytach. Nie było okien, a ona nie potrafiła określić ile poziomów w dół przeszli. Może znajdowali się już pod ziemią? Wkrótce jednak wprowadził ją w szerszy, ale równie surowy korytarz. Dotarli do drzwi wykonanych z czarnego drewna. Jak stara była to budowla? Ren uniósł pięść i uderzył kilkukrotnie. Po chwili drzwi zostały otworzone przez wysokiego mężczyznę, o bladej skórze i łysej czaszce. Przekroczyła próg, podążając za swoim Mistrzem. Mężczyzna emanował podobnie jak on, ale znacznie słabiej. Uświadomiła sobie, że budynek, albo i cała planeta również emanowały tą samą mroczną energią, szybko zrozumiała, że wyczuwa ciemną stronę Mocy.
-Nie spodziewałem się twojej wizyty Wielki Mistrzu.
-Nie była planowana. To jest moja uczennica Rey Ren. Rey to jest Mistrz Tyrel Ren, zarządca Akademii.
-Mistrzu.
Lekko skłoniła głowę w geście powitania.
-Pokaż no się.
Spojrzała na Kylo, czekając na jego przyzwolenie. Nie tylko dlatego, że był wyżej w hierarchii, ale też dlatego, że to on był jej Mistrzem. Dopiero gdy skinął głową, ściągnęła kaptur.
-Dobrze, a więc co cię sprowadza do Akademii przyjacielu?
Przyjacielu? Szczerze wątpiła, aby między mężczyznami istniała taka relacja.
-Jestem tu tylko przelotem. Najwyższy Przywódca wyznaczył mi zadanie, jednak moja uczennica nie jest jeszcze wystarczająco wyszkolona, aby mi towarzyszyć. Szkolę ją od niedawna i jeszcze nie opanowała wszystkich podstaw.
-Zazwyczaj, gdy Mistrz wybierze ucznia, nie odsyła go potem do Akademii.
-Bierze wstępnie wyszkolonego. Rey zaczynała od zera pod moim okiem, nigdy wcześniej nie była szkolona.
-Chcesz ją zostawić na pełen cykl?
-Nie, tylko na czas mojej misji. Nie życzę sobie jednak specjalnego traktowania dziewczyny.
-Rozumiem, ma być w sytuacji zwykłego adepta. Dobrze, dziś już nie weźmie udziału w zajęciach, ale od jutra zacznie normalną naukę. Tymczasem...

Służący zaprowadził ją do niewielkiego pokoiku, w którym przez najbliższe tygodnie miała mieszkać. Miała nadzieje, że tylko tygodnie, a nie miesiące. Dopiero, teraz gdy została sama, mogła w spokoju pomyśleć. Usiadła na parapecie z podkurczonymi nogami i zapatrzyła się w widok za oknem. Jej sytuacja łagodnie mówiąc, była nieciekawa. W Akademii rywalizacja pomiędzy uczniami była niezwykle zaciekła, bowiem to Mistrz wybierał ucznia, a nie każdy chciał uczyć. Więc to adept musiał zwrócić na siebie uwagę, udowodnić, że jest godzien poznawania tajników ciemnej strony. Musiał się wykazać, pokazać że jest na tyle wybitny, aby ktoś zaczął go szkolić. Jeżeli rozeszłaby się plotka, że interesuje się nią sam Wielki Mistrza, lub co gorsza Snoke to jej żywot będzie marny. Będą próbować ja wyeliminować, na co z powodu różnic w wyszkoleniu mają ogromną szansę. Uśmiechnęła się złośliwie, skoro wyszkolenie było problemem, to może czas było o nie zadbać? Z komputera wywołała plan Akademii i zlokalizowała bibliotekę. W tak zwanym wolnym czasie mogła w końcu poszerzać swoją wiedzę. Wiedziała, że większość studentów poświęcała ten czas na ćwiczenia fizyczne, a po książki sięgała niezwykle niechętnie. Nie doceniali wiedzy zawartej w starych tomach, ale ona nie zamierzała popełnić ich błędów. Mogła ćwiczyć swoje ciało, ale brakło jej wiedzy jak to robić.
Sięgnęła po płaszcz i ruszyła korytarzami, od czasu do czasu spoglądając na mapę. Korytarze przypominały labirynt, co jakiś czas natrafiała na innego studenta, czuła na sobie ich wzrok, ale zostawiali ją w spokoju. Może nie będzie tak źle? Może jej potęga ich odstraszy? Choć nie powiedziano jej tego nigdy wprost, to wiedziała, że jest potężna nawet jak na Rena. Wyciągnęła wnioski z pozornie niepowiązanych ze sobą zdań. Mijani uczniowie emanowali Mocą w większym lub mniejszym stopniu. Nie potrafiła ocenić czy są potężni, czy może przeciętni. Nie miała skali porównawczej, jednak jak dotąd nie znalazła nikogo potężniejszego od swojego Mistrza.
W bibliotece nie było nikogo z wyjątkiem kilku służących i droidów. Wiedziała, że większość dzieł nie była przechowywana w formacie elektronicznym. Nie wiedząc, czego ma dokładnie szukać, sięgnęła po pierwszą z brzegu księgę. Była tak zakurzona, że nie mogła odczytać tytułu. Dmuchnęła, strącając pył i odsłaniając skórzaną okładkę.
-Jesteś tu nowy?
Odwróciła się zaskoczona. Za nią stał najwyraźniej akolita. Czyli ktoś niegodny miana Rycerza Ren, ani nawet adepta. Zbyt słaby Mocą, ale pragnący służyć.
-Kim jesteś?
Dostrzegła jego zaskoczony wzrok, gdy dostrzegł jej twarz. Najwyraźniej nie spodziewał się kobiety.
-Akolita Virion Quinn, do usług.
Skłonił się głęboko.
-Rey Ren, skąd wiedziałeś, że jestem nowa?
Spojrzała mu w oczy. Choć wiedziała, że nawet akolita przewyższa ją umiejętnościami, to nie dała tego po sobie poznać.
-Nie użyłaś Mocy, inni zrobiliby to tylko po to, by się popisać.
Zastanowiła się.
-Szukasz czegoś konkretnego, Pani?
-Nie, chcę się doszkolić, nie wiem, od czego zacząć.
Przez mgnienie oka na jego twarzy dostrzegła zdumienie.
-Przepraszam, Pani. Jednak zazwyczaj studenci zaglądają do biblioteki jedynie na wyraźne polecenie Mistrzów.
-Rozumiem. Co możesz mi polecić?
-Przykro mi Pani, ale nie wiem na jakim etapie edukacji...
-Uznaj, że nie wiem nic.
-Oczywiście Pani, zaraz przyniosę kilka ksiąg Pani. Proszę za mną, Pani.
Odłożyła ciężkie tomiszcze i podążyła za mężczyzną. Wiedziała, że nie może mu zaufać. Ciemna Strona karmiła się zdradą, a on, choć był tylko akolitą, to jego wiedza mogła być więcej niż użyteczna. Zasiadła za stołem gdzie przyniesiono jej kilka ksiąg. Zaczęła czytać, zagłębiając się w teksty dawno zmarłych Mistrzów Sithów. Musiała bardzo uważać, aby stronice nie rozsypały się pod jej dotykiem. Niektóre teksty miały po kilka tysięcy lat, a część była jeszcze starsza.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now