Rozdział XXX

1.5K 77 27
                                    

***Rey
Słońce zaszło kilkanaście minut temu, wiatr znacznie przybrał na sile. Intensywne opady śniegu znacząco ograniczały widoczność. Było jej bardzo zimno, pomimo ciepłego stroju. Ręce pozbawione rękawiczek już dawno zdrętwiały od panującego mrozu. Szli w milczeniu, nie narzekała na panujące warunki i tak nic by to jej nie dało, a im szybciej znajdą się wewnątrz promu, tym lepiej. To nie była planeta dla ludzi. Panowały niemal kompletne ciemności i szła bardziej na wyczucie, kilkukrotnie straciła równowagę i upadła na zimny śnieg. Bała się, że podczas takiego upadku straci z oczu Kylo, a sama nie byłaby w stanie wrócić. Ich czarne stroje maskowały ich w ciemnościach, co jeszcze bardziej utrudniało jej podążanie za Mistrzem. Wpadła na niego, gdy zatrzymał się gwałtownie. Odbiła się od jego pleców i boleśnie upadła.
-Przepraszam Mistrzu.
Ku jej zaskoczeniu pomógł jej się podnieść. Spodziewała się minimum ostrej reprymendy.
-Uważaj, Rey.
-Tak, Mistrzu.
I tak wysilała całą swoją uwagę, ale na niewiele się to zdawało, gdy praktycznie nic nie widziała. Kylo uruchomił miecz świetlny i uniósł go nad głowę. Płatki śniegu z sykiem parowały na jego klindze.
-Chodź, już jesteśmy blisko.
Dzięki czerwonej poświacie było jej znacznie łatwiej iść. Nie wpadała w każdą możliwą zaspę i znacznie łatwiej było jej utrzymać równowagę.

Po kolejnych kilkunastu minutach marszu dotarli do promu, wewnątrz było niewiele cieplej ze względu na wyłączone na czas ich nieobecności ogrzewanie.
-Nie wystartujemy podczas takiej pogody, musimy przeczekać śnieżyce.
Skinęła jedynie głową, nie odtajała jeszcze na tyle, aby zacząć mówić. Ręce piekły ją od mrozu, a ona marzyła teraz jedynie o tym, aby się ogrzać. Usiadła na kanapie przy niewielkim stoliku i zaczęła na przemian zginać i prostować palce, sprawiało jej to ból, ale chciała pobudzić w nich krążenie. Przynajmniej nie zmarzły jej stopy, na Skale nauczyła się zbyt wiele o odmrożeniach i chyba tylko cud sprawił, że żadnego się wcześniej nie nabawiła. Kylo postawił przed nią parujący kubek i sam usiadł naprzeciwko z drugim. Drżącymi dłońmi objęła naczynie, było tak cudownie ciepłe, ogrzewała nim przez chwilę dłonie, nim wzięła pierwszy łyk.
-Zrobiłaś sobie coś?
-Nie, chyba nie.
Podczas poszukiwania kryształu nieźle się potłukła, ale efektem były jedynie siniaki i stłuczenia. Wiedziała, że jutro będzie obalała, ale nie bardziej niż po intensywnym treningu.
Pijąc gorący napój, zaparzyła się w iluminator, śnieżyca stawała się coraz bardziej gwałtowna. Słyszała narastające wycie wiatru. Nie chciałaby być teraz na dworze, nie przetrwałaby nawet pięciu minut. Mieli niewiarygodne szczęście, ponieważ gdyby pozostali choć trochę dłużej na zewnątrz...
Oparła się wygodniej i przymknęła oczy, temperatura wewnątrz, choć powoli to stale rosła, mogła już pozwolić sobie na zdjęcie płaszcza.
-Pokaż dłonie.
Nie rozumiała sensu tego polecenia. Po pobycie w lodowej jaskini jej dłonie były pokryte kilkoma mniejszymi rozcięciami, ale nie było to nic poważnego. Wyciągnęła przed siebie obie ręce, aby mógł je obejrzeć.
Gdy je chwycił, zauważyła, jak wielka jest między nimi różnica, jej drobne dłonie ginęły w jego potężnym uchwycie. Opuszkami palców czuła miękką skórę jego czarnych rękawiczek. W przeciwieństwie do niej niemal zawsze miał je na dłoniach.
-Gdzie masz rękawiczki?
Wzruszyła ramionami, zgubiła je podczas poszukiwań kryształu.
-Może powinnaś mieć je na sznurku jak małe dzieci?
Spojrzała na niego niepewnie czy to był żart, mimo że wszystko na to wskazywało, to nie mogła być pewna. Kylo nigdy przy niej nie żartował, nie wiedziała, czy w ogóle żartował. Uśmiechnęła się szeroko, ale po chwili spoważniała. A co jeśli nie był to żart? Czy Rycerzom Ren wolno było mieć poczucie humoru? Mimowolnie się wzdrygnęła, nie zawsze potrafiła opanować odruchy swojego ciała, spuściła wzrok.
Puścił jej dłonie i uniósł jej brodę, tak aby spojrzała mu w oczy.
-Rey, nie musisz się mnie bać. Nie obawiaj się przy mnie uśmiechnąć czy zażartować, jestem twoim Mistrzem i dopóki będziesz mi posłuszna, nie masz się czego obawiać. Nie skrzywdzę cię, a wręcz będę cię chronił, tak długo, jak będzie to konieczne. Obowiązkiem Mistrza jest nie tylko uczyć, ale i chronić. Nikt nie wymaga, aby uczeń od razu był zupełnie samodzielny, to szkolenie ma tej samodzielności nauczyć. Jednak rolą Mistrza jest także karanie, gdy zajdzie taka potrzeba, to Mistrz jest odpowiedzialny za dyscyplinę ucznia.
Położył jej dłonie na ramionach.
-Kiedy uklękłaś i złożyłaś przysięgę na wierność, stałem się twoim opiekunem i obrońcą Rey. Nie raz będzie ci ciężko i będziesz żałować podjętej decyzji, ścieżka ciemnej strony nie jest dla słabych i wymaga, aby to udowadniać. Słabi muszą zginąć, aby przetrwali silni. Rozumiesz to?
-Tak, Mistrzu.
Poczuła dziwną chęć, ale się powstrzymała. Z niejasnych powodów chciała się przytulić do Mistrza. Nie rozumiała uczuć, które łączyły ją z Kylo. Coś w ich relacji się zmieniło, ale nie potrafiła powiedzieć kiedy. Ufała mu niemal całkowicie i bez zastrzeżeń. Czuła jak jest potężny i wiedziała, że może być dla niej zagrożeniem, ale od dawna nie postrzegała go tak. Miała mętlik w głowie.
Odwzajemniła jego spojrzenie, nie cofała się już przed jego dotykiem tak jak kiedyś. Kylo samym dotknięciem potrafił dać jej wsparcie i potrzebną otuchę, ale również wiedział, kiedy się wycofać. Nie ograniczał jej, a wręcz zachęcał do samodzielności. Dlatego musiała sama zdobyć kryształ i dlatego sama będzie musiała go skrwawić. Wtedy tam przed ścianą ze śniegu i lodu nie do końca to pojmowała, była zła, że ją zostawił samą sobie. To była jednak kolejna próba jedna z wielu, które ją czekają.
-Mistrzu, kiedy skończą się te próby?
-Wtedy gdy uznam, że nie są już konieczne.
Skinęła głową, nie było sensu naciskać i tak nie miała szans na uzyskanie odpowiedzi, a takim działaniem mogłaby tylko zirytować Mistrza.    

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now