Rozdział IX

1.6K 108 28
                                    

***Kylo
-Od kiedy?
Spytał się łagodnie. Nie chcąc jej spłoszyć. Wiedział, że jest przerażona.
Milczała, wpatrując się w podłogę. Brzytwę trzymał w kieszeni poza jej zasięgiem. Dzwoniąca w uszach cisza przeciągała się.
-Od kiedy?!
Być może nie powinien się unosić, ale wkurzała go. Swoim milczeniem wyprowadzała z równowagi. Miał ochotę ja uderzyć, przeczołgać mocą tak, aby błagała o litość. Powstrzymywał się z najwyższym trudem. Ponieważ wiedział, jak to się mogło skończyć. Musi ją odwieść od kolejnej próby samobójczej. Nie jest w stanie jej pilnować cały czas.
Zadrżała, ale odpowiedziała, nadal patrząc w podłogę.
-Niemal od początku. Dzień po rozbiciu lustra.
Głos miała drżący, pełen żalu. Zaklął. Od tak dawna... A on nic nie zauważył! Gdyby nie Moc... Gdyby nie posłuchał przeczucia. Nie chciał, nawet myśleć o tym, co mogło się stać. Dziewczyna była tak zdesperowana, że prawie popełniła samobójstwo. Jednak co ją do tego skłoniło? Co sprawiło, że postanowiła odebrać sobie życie, mimo że wcześniej tak zaciekle o nie walczyła?

Dłonią w czarnej rękawicy podniósł jej podbródek. Chciał jej spojrzeć w oczy. Jak się okazało oczy pełne łez. Usta jej drżały.
-Dlaczego?
Chciała spuścić głowę, ale nie pozwolił jej. Nadal mówił twardym głosem, nie pozwalając na ani odrobinę łagodności.
-Dlaczego?!
Dopiero gdy powiedział bardziej dobitnie na granicy groźby, odezwała się.
-Chciałam się ukarać. Nie zasługuję, aby żyć. Wcześniej... Wcześniej po prostu nie miałam odwagi.
Jęknął w duchu. I co on miał z nią zrobić. Dziewczyna miała mocno zachwiany system wartości. O jej psychice nie najlepiej świadczyła szczęśliwie nieudana próba samobójcza oraz liczne blizny lewego przedramienia.
Puścił jej głowę.
-Patrz na mnie, jak ze mną rozmawiasz.
W oczach nadal dostrzegał mieszaninę strachu i żalu. Jednak nie był w stanie określić, czego żałowała. Próby? Czy tego, że się nie powiodła?
-Za co chciałaś się ukarać?
I znów to denerwujące milczenie. Oraz spuszczenie wzroku, potrzebował całej siły woli, aby nie użyć siły.
-Za co chciałaś się ukarać! Co takiego zrobiłaś, że uważasz, że zasługujesz na śmierć!
Niemal wykrzyczał te słowa. Był na granicy, jeszcze trochę i wybuchnie.
Dziewczyna jednak zacisnęła usta w wąską linię.
-Gadaj!
Był wściekły, nie to słowo niewystarczająco opisywało jego uczucia. Był na granicy morderczej furii. Uniósł rękę, chcąc ją uderzyć. Wydobyć siłą, zmusić ją do gadania. Zobaczył jednak, jak kuli się ze strachu, jak osłania głowę. Oraz paniczny strach w jej oczach. Usiadł w nogach łóżka, nie zdawał sobie sprawy, kiedy wstał. Zaślepiła go furia, opuścił rękę. Widząc skuloną Rey, nie postrzegał jej jako młodej kobiety, dostrzegł dziecko. Dziecko, które było wielokrotnie krzywdzone. Poznał przyczynę. Rey bała się, że będzie krzywdzić innych. Ktoś, kto zaznał wiele cierpienia, powinien chcieć się zemścić. Jednak ona była inna. Zdradzona, porzucona zbyt wiele razy. Ktoś taki miał problem z zaufaniem. Nigdy nie czuła się bezpieczna.

-Czujesz się winna, uważasz się za zdrajcę. Dlaczego? Nic nikomu nie jesteś winna, zdradzili cię wszyscy. Oszukali cię. Dlaczego więc siebie winisz?
Spokojny głos zdziałał cuda.
-Boję się, nie chcę nikogo krzywdzić.
-Oszukujesz się. Dajesz złudny powód. Zajrzyj w głąb siebie i powiedz, jaka jest prawda.
Zamknęła oczy. Po krótkiej chwili jednak je otworzyła.
-Czuje się winna, bo... Bo nie zasługuję, aby być ponad kimś.
-Nie znasz innego życia. Przeraża cię perspektywa, odpowiedzialności.
Ściągnął rękawice z prawej dłoni i wyciągnął ją do niej.
-Jesteś wyjątkowa Rey, drzemie w tobie większa siła, niż myślisz. Nie każ się za to, że stajesz się lepsza. Pozwól sobie pomóc.
Dostrzegł wahanie, ale po chwili wyciągnęła swoją dłoń i podała mu. Ścisnął ją.

***Rey
Co, jeżeli to on miał rację? Co tak naprawdę była winna innym. Czy ktokolwiek zrobił coś dla niej? Han... Ale Han nie żył, ale czy zdradą nie było spoufalanie się z jego mordercą, synem... Zamknęła oczy, odtwarzając w myślach scenę, która wracała do niej w koszmarach. Czy Han Solo miałby jej to za złe? Nie... Teraz to widziała, Han nie miał żalu do swojego syna. Widziała, jak głaskał go po policzku, pogodzony z własnym losem. Szczęśliwy ze spotkania z synem. Nie była to więc zdrada Hana, a rebelianci? Została przez nich zdradzona, owszem nie wszyscy byli źli. Nie była jednak nikomu nic winna. Republice? A czy ktokolwiek, kiedykolwiek ze „wspaniałej" republiki jej pomógł? Finn... Okłamał ją, chciał uciec na Takodanie, a teraz pewnie był martwy. Pozwoliła sobie na ostatnie łzy po nich. Przeszłość nigdy nie wróci. Nadszedł czas, aby się z tym pogodzić.

Darkness rises and light |REYLO|Where stories live. Discover now