Kylo Ren - Opowieść o Upadłym Jedi

TAJEMNICE DZICZY

Ben się obudził. Po swojej wizji był autentycznie wyczerpany i... mokry? Jakby to przeżycie było calkowicie przeniosione do realu. Do tego ból głowy.
Lóżko było strasznie twarde. A jego medytacja... całkiem zapomniał o datapadzie! Szybko usiadł i sięgnął po urządzenie. Nigdzie go nie było. Ani łóżka, czy pokoju. Zamek też zniknął.
Był w środku gęstego, nieskończonego, tropikalnego lasu.
To dlatego był mokry. Podczas wizji musiał przedrzeć się przez las, niejednokrotnie upadając na błoto, od którego był cały ubrudzony. Do tego musiał jeszcze padać deszcz. Czy to doświadczenie na pewno było tylko wizją? Takie realne.
Gdzie on w ogóle jest? Gdzie zamek? Co z misją? Już na pierwszej zawiódł Luke'a.
Sięgnął po Moc. Za jej pomocą chciał namierzyć pałac Maz Kanaty. Zamiast pomocy wyczuł dziwne zakłucenia. Przez cały czas je czuł! Dosłownie, jakby ktoś chciał... utrudnić jego misję. Może Skywalker zrobił to specjalnie...

-Ben... wizja... idź na wschód...

Ten głos! Może tym razem Solo dowie się czegoś więcej.

-Eh... "Mistrzu"? Zaczekaj! Proszę! - żadnej odpowiedzi - Kim jesteś?

-Pytanie godne odpowiedzi... lecz dowiesz się już niedługo...

Ben już nawet nie próbował kontaktować się ponownie. Jak on to powiedział? Na wschód? No to w drogę.

.....

-Maz, widziałaś dziś Bena?

Niska kosmitka spojrzała z zastanowieniem na Hana.

-Nie dzisiaj. Wczoraj, lekko po polnocy, podobno szedł w stronę lasu.

-Ale po co? A co z informatorem?

-Nie odezwał się. Jeszcze dzisiaj próbowałam z nim porozmawiać. Nic z tego, Han.

No to problem, myślał, informator nie daje oznak życia, a jego syn, wychodzac w środku nocy, teraz pewnie szwęda się gdzieś po lesie.

-No dobra... biegnę po Chewiego i polecimy go poszukać Sokołem.

-W razie czego, mogę wynająć kilku...

-Nie Maz, nie... to chyba bardziej sprawa osobista.

Kanata uśmiechnęła się.

-Już wiem do czego to zmierza...

-Znowu czytasz ludziom z oczu? Daj spokój.

-Jasne...  - powiedziała znów się uśmiechając