RUN

924 65 138
                                    

''Na wypalonej lodowej równinie majaczy cień skrzydeł. Choć zbliżasz się do niego i zbliżasz, skrzydlaty cień umyka.''- Bleach.

Brakowało naprawdę niewiele by zostali parą. Spędzali mnóstwo czasu w pracy i po pracy. Poznawali siebie, odkrywali kim są. Z jednym wyjątkiem. Nie zdradzali swoich prawdziwych tożsamości. Minho nie zadał pytania czemu James tak naprawdę nazywa się Han Jisung. A Han nie zadał pytania czy naprawdę jest prawą ręką gangu. Te niby niewypowiedziane słowa, a tak ważne, miały przyczynić się do tragedii.

A wszystko zaczęło się od jednego telefonu. A wystarczyło nie odbierać.

Han stał w kuchni. Od tego pamiętnego pocałunku z Lee minęły dwa miesiące. Ich relacja była dość dziwna. Nie dało jej się zdefiniować. Bo niby nie byli razem, ale obydwoje traktowali się jako coś więcej niż przyjaciele.

- Jiji zaraz zacznie się film. Chodź do mnie!- odezwał się głos z salonu.

- Już idę!- odkrzyknął i uśmiechnął się. Odkąd powiedział starszemu jak tak naprawdę się nazywa, Lee cały czas zdrabniał jego imię. Było to słodkie i podobało się młodszemu. Czuł, że nareszcie nie musi udawać, że jest sobą. Chociaż nie do końca.

Wyciskał właśnie torebki od herbaty i miał za chwilę pomaszerować do salonu, ale zadzwonił telefon. Numer nieznany. Zmarszczył brwi. Czyżby to ktoś z pracy? Tylko której? Spojrzał w stronę salonu by się upewnić, że Minho nie zbliża się w jego stronę. Odebrał.

- Halo?- odpowiedziała mu cisza.- Halo.- powtórzył.

- You missed me, Jisung?- po drugiej stronie słuchawki odezwał się damski głos. Głos, o którym Jisung marzył żeby go już nigdy więcej nie usłyszeć. Ciarki przeszły mu po plecach, ciało zostało sparaliżowane. – I know it is you. I recognaize you by your voice.

- Jak mnie znalazłaś?- wyszeptał w odpowiedzi po angielsku.

- Och to było proste. Serio program ochrony świadków? Myślałeś, że to mnie powstrzyma?

- Jak wydostałaś się z więzienia?- zapytał słabo.

- Wystarczy mieć kontakty i trochę forsy. Moja mała wiewióreczka myślała, że ucieknie?- zakpiła.

Nie odpowiedział jej nic. Strach paraliżował mu gardło, przez które nie chciało się nic wydostać.

- Śledzimy cię już od tygodnia. Co to za nowy fagas się przypałętał obok ciebie? Myślisz, że skoro jesteś chłopakiem jakiegoś podrzędnego gangsterzyny to on cię ochroni? On w ogóle wie gdzie tak naprawdę pracujesz? I przede wszystkim o twojej przeszłości?

- Nie zbliżaj się do niego.

- A co zazdrosny? Pokazałeś już mu tatuaż na biodrze?

- Przestań.- jęknął i czuł, że łzy zaczynają zbierać się w kącikach oczu.

- Należysz do mnie Jisung. Do mnie i doskonale o tym wiesz. Za tą zdradę i wydanie mnie policji należy ci się niezła kara. Ale wiem, ze nie oddasz tak łatwo wolności, więc stawiam ci dylemat. Albo jego życie albo twoje. Zresztą i tak wątpię, że ktokolwiek jest wstanie cię pokochać idioto. Jak dowie się kim naprawdę jesteś to zostawi cię tak jak wszyscy inni. Decyduj.

Han zagryzał boleśnie wargę by nie wybuchnąć głośnym płaczem. Pod skórnie podejrzewał, że to piękne życie na wolności jest tylko ułudą. Że pryśnie i obudzi się znowu w tym koszmarze, z którego uciekł. Jak mógł być taki głupi by uwierzyć w angielską policję, by im zaufać, że zajmą się całą sprawą, a on będzie wolny. To był piękny sen, który właśnie się skończył.

Już nikt nie umrze  {Hyunlix}Where stories live. Discover now