Piece of a Puzzle

1.2K 76 116
                                    

Nie wyjechał z Busan. Nie wiedział nawet dlaczego. Po prostu pojechał na drugi koniec miasta, zaparkował auta na jakimś przyulicznym parkingu i zasnął. Jak zwykle obudził się zlany potem, z trzęsącymi się rękami. Nie pamiętał snu, ale na pewno był to koszmar. Przetarł załzawione oczy. Spojrzał na deskę rozdzielczą gdzie widniał zegar. Była szósta rano. Westchnął. W podłokietniku znalazł trochę pieniędzy. Potrzebował kawy, zdecydowanie. Wyszedł, zamknął auto i zaczął przechadzać się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś rąbniętej kawiarni, która otwierała się o szóstej. O dziwo znalazł takową bardzo szybko. Wszedł do środka. Kobieta stojąca za ladą wcale nie wyglądała na zdziwioną. Przyjęła pieniądze i zaczęła robić zamówienie. Może to było normalne w tych stronach, że kawiarnie otwierali o takich nieludzkich godzinach? Usiadł przy pierwszym lepszym stoliku. Wgapiał się w swoje dłonie czekając na latte. Usłyszał dźwięk małego dzwoneczka przy drzwiach. Podniósł głowę.

- Choi?

Ale ten gdy tylko spostrzegł Felixa, zawrócił na pięcie i wybiegł z kawiarni. Lee zapominając o swojej kawie, od razu poderwał się i pobiegł za chłopkiem.

- Proszę Pana, a kawa?!- kobieta krzyknęła za nim, ale ten nawet się nie odwrócił.

- Choi! Zaczekaj!- złapał go za rękę.- Czemu uciekasz?

- Gdzie podziałeś swojego chłopaka?- zapytał oschle, wyrywając ramię.

- Co? Ja nie mam żadnego chłopaka.

- A ten co rzucił się na mnie wczoraj i zostawił to na pamiątkę.- wskazał na swoje podpite oko.- Hyunjin, tak miał na imię?

- On nie jest moim chłopakiem.

- Ta jasne. Widziałem jak na siebie patrzyliście. Jaki ja byłem głupi. Przecież to było widać gołym okiem, że robiliście te wszystkie rzeczy by druga strona poczuła się zazdrosna. Wykorzystałeś mnie bezczelnie! A ja uznałem, ze jesteś czarujący i uroczy.

- Choi, to nie tak. Hwang nie jest dla mnie nikim ważnym. Wczorajszy wieczór spędzałem z tobą bo... Bo mi się spodobałeś i uznałem, że może coś z...

- Hhahaah- zaśmiał się okrutnie.- Kpisz sobie ze mnie. Ten psychopata obił mi morde tylko dlatego, że spędziłem z tobą cały wieczór. Nie jesteś wart tej ceny. Nie chce się angażować i ryzykować dla ciebie życiem. Chce mieć spokojne życie i fajnego faceta. Nie nachodź mnie więcej, nie chcę widzieć cie nigdy więcej w tych okolicach.- z tymi słowami wszedł do kwiaciarni, która prawdopodobnie była jego.

Lix stał zdruzgotany na środku chodnika. Nie był wart takiego zachodu. Te słowa dźwięczały mu głucho w głowie. Ruszył z powrotem do auta. Nie płakał. Nie miał po co. Ostatnia iskra nadziei uleciała z niego i zniknęła. No tak, przecież nikt go nie potrzebował, dla nikogo nie był ważny, na tyle ważny by ryzykować życiem. To była rzeczywistość przed, którą uciekał. Która dopadła go znowu. Jak głupi łudził się, że może jednak znajdzie kogoś kto go zrozumie. Doszedł do auta. Za wycieraczką zobaczył jakiś biały świstek. No jeszcze czego, mandat mu wlepili! Wyjął kartkę i spojrzał na nią. Krew zagotowała się w nim. Wyciągnął telefon i wybrał numer. Przyłożył go do ucha i czekał. Jego oczy przelatywały raz po raz, po linijkach tekstu znajdujących się na kartce:

Przemyślałem swoje zachowanie. Doszedłem do wniosku, że muszę odpokutować za swoje grzechy. Wyjeżdżam z kraju. Nie szukajcie mnie. Zrzekam się swojego stanowiska szefa gangu. Uważajcie na siebie. Kocham was. Jinnie

Osoba po drugiej stronie odebrała połączenie.

- CZY WY JESTEŚCIE NORMALNI! Jakieś karteczki na litość wam nie pomogą! Nie wrócę do was możecie zapomnieć. Jak Hwang chce sobie jechać i odpokutować, proszę bardzo. MAM. TO. W. DUPIE!

Już nikt nie umrze  {Hyunlix}Where stories live. Discover now